Kiedy mlodzi Werbisci przyjezdzaja do naszej misji to bardzo latwo jest ich naciagnac na wiele rzeczy. Ogromnie mocno we wszystko wierza. Nie znaja misji i swiata misyjnego. Rowniez odnosi sie to do funkcjonowania naszego kosciola. Ponad dwadziescia lat temu przybyl mlody misjonarz z Indonezji. Dolaczyl do naszej malej wspolnoty. Wspolnie jedlismy kolacje. Szybko zauwazylem, ze nie ma zadnego realnego wyobrazenia o naszym kosciele. Powiedzialem mu, ze biskup miejscowy szuka drugiego biskupa do jego pomocy i prosil Werbistow, zeby kogos poszukali. On natychmiast podchwycil ten pomysl. Powiedzialem mu, ze mysle o pewnym nieco roslym i deczko starszym naszym Werbiscie. On szybko zgodzil sie ze mna i nastepnego dnia poszedl do niego i jemu zaproponowal, zeby zostal biskupem bo na takiego wyglada. Ten wielece zaskoczony nie wiedzial o co chodzi. Zapytal go skad ma taki pomysl. Nowy misjonarz powiedzial mu o naszej wieczornej rozmowie przy kolacji. Wtedy on dlugo i glosno sie smial, bo wiedzial, ze ja potrafie mlodych misjonarzy zrobic wielkimi marzycielami.
Rowniez w tamtych latach przybylo dwoch ksiezy diecezjalnych do pracy w Zambii. Oni bardzo mocno byli zainteresowani afrykanskimi zwierzetami. Szybko to podwchwycil inny o wiele starszy misjonarz i im powiedzial, ze tutejsze slonie sa ogromne, trzy razy wieksze niz te nasze w ogrodzie zoologicznym w Polsce. Oni byli ogromnie podekscytowani i czekali tylko na taki dzien kiedy ujrza takiego slonia. Po kilku miesiacach pobytu w Zambii ten sam misjonarz zabral ich na safari. Mieli dosc dobre aparaty fotograficzne i z wielkim napieciem czekali na tego wielkiego slonia. Gdy zobaczyli pierwsze slonie to byli niepocieszeni bo byly prwie takie same jak nasze w Polsce. On im szybko wyjasnil, ze to sa male i jeszcze nie zdazyly wyrosnac. Podczas tego pierwszego safari zobaczyli jeszcze kilka innych sloni, ktore rowniez wygladaly na mlode. Wtedy on im powiedzil, ze dzisiejsze safari nie bylo najlepsze bo nie bylo duzych sloni. Wiec nowi misjonarze czekali na kolejne safari, ciagle zyjac nadzieja na wielkiego slonia. I dopiero po kolejnym miesiacu inny misjonarz sprowadzil ich do rzeczywistosci afrykanskiej.
Kilka dni temu przybyl do nas nowy brat z Ghany. Niby z Afryki, ale tez wielece rozmarzony i zyjacy w innym swiecie z Ghany. Jestem odpowiedziaolny za nasz dom misyjny, wiec wprowadzalem go w tajniki naszej wspolnoty. Najpierw oprowadzilem go po domu i mu powiedzialem, ze w naszym domu sa dwa najwazniejsze miejsca. Co do pierwszego to byl pewny, ze to kaplica. Zapytal wiec mnie o to drugie miejsce. Z usmiechem mu odpowiedzialem, ze to ubikacja. Przytaknal mi z dosc powazna mina. Raczej wygladal na bardzo powaznego brata. Nastepnie dalem mu plik kluczy. Wytlumaczylem mu ktory klucz sluzy do ktorych drzwi, czy bramek. A na koncu zostal maly matelik do trzymania kluczy razem. Wskazujac na niego powiedzialem mu, ze to klucz od naszego swejfu, gdzie trzymamy nasze dolary. Oczy mu sie szeroko otworzyly i mi powaznie przytaknal. Szybko dodalem, ze ten sejf jest gleboko schowany i dopiero pozniej mu powiem gdzie jest. Oczywiscie z wielkim napieciem czekal na ten moment. Dopiero przy kolacji inny wspolbrat mu wyjasnil cala tajemnice sejfu z wielka salwa smiechu dodajac, zeby na mnie uwazal, bo dosc szybko moze wyladowac w glebokim buszu.
Wczoraj go zabralem do naszych siostr na kawe. Wczesniej mu powiedzialem, ze jak ma chec to moze nawet u siostr zostac na noc. Usmiechnal sie i powiedzial, ze pomysl mu sie podoba. Wowczas dodalem, ze teraz zalezy tylko od siostr jak je zagada. Chyba slabo gadal, bo wieczorem siostry go przywiozly na noc do naszego domu. Takie sa radosci nowych Werbistow w Zambii.