Niektorzy mowia, ze wojsko to stracony czas. Pewnie dwa lata jak to bylo dawniej to deczko za dlugo, ale do 10 miesiecy to kazdemy by sie przydalo. W Nowicjacie na poczatku naszej formacji mieszkali ze mna tacy co nie umieli nawet lozka zascielic, bo do momentu rozpoczecia zycia religijnego mamuska za nich to robila. A pobudka wczesnie rano to dopiero bylo ogromne cierpienie i kombinowanie – jakby to zrobic zeby godzine dluzej pospac, nawet byli tacy co do szafy sie chowali na dluzsze spanie. Jeden zostal tam zlapany przez mistrza nowicjatu. Poniewaz nazywal sie Jan, to go nazwalismy swietym Janem od szafy.
Dla mnie wojsko to byl ostatni czas na rozpoznanie powolania. Bo nie bylem pewny. Te dwa lata pobytu w wosjku i rozne inne doswiadczenia utwierdzily mnie w powolaniu misyjnym. Wcale nie znaczy, ze balem sie zeniaczki. Nie, nawet dziewczyny byly chetne. Pan jednak chcial mnie miec w swojej armii.
Juz na poczatku Nowicjatu szybko sie wydalo, ze bylem w wojsku, razem z jeszcze dwomo kolegami kursowym. Na 59 dwoch tylko trzech z nas bylo w wojsku, natomiast kilku skrylo sie do nowicjatu aby przetrwac czas poboru. Otwarcie o tym mowili i po dwoch miesiacach juz ich nie bylo z nami. Dziwili sie nam: jak to wy po wojsku tutaj? Wyraznie ich powolanie bylo inne. Ja mialem w wojsku stopien starszego kaprala, jeden moj kolega kaprala, a drugi byl zwyklym szeregowym. Dlatego tego co byl kapralem rowniez nazwali kapralem w seminarium. Szeregowym sie nie przejmowali, a mnie ze wzgledu na strsza range zostawili w spokoju. Chociaz w wosku bylo powiedzenie „dadza ci trzy bele i sluzbe co niedziele”. Cos w tym bylo bo od nas wiecej wymagali i mielismy wiecej zajec niz inni kaprale. Pewnie nam to wyszlo na dobre.
Dyscyplina i punktualnosc z wojska pomagala mi w dostosowaniu sie do punktualnosci i odpowiedzialnosci w seminarium. Rowniez w seminarium gdy zostalem seniorem pracy to potrafilem sam sobie poradzic ze zmobilizowaniem moich kolegow do pracy. Jezyk wojskowy i dystans gdy chodzilo o prace nie zawiodly. Nawet nasz prefekt sie dziwil jak to mozliwe, ze wszystko ukladalo sie pomyslnie i nie chodzilem do niego na skargi jak to bylo w przypadku moich poprzednikow.
W czasie wakacji w seminarium chodzilem na pielgrzymki. Tam mlodziez czula moj twardy jezyk nie wiedzac o tym ze bylem po sluzbie wojskowej. Bali sie mnie zwlaszcza ci, co mieli problem z dyscyplina wieczorem, a tym bardziej w nocy. Wystarczylo kilka moich slow i facet wiedzial gdzie jest jego miejsce.
W Afryce juz bylo inaczej bo tutaj nie zawsze wszyscy przejmuja sie czasem i punktualnoscia.. Ale i tutaj wielu zauwazylo, ze na mojej punktualnosci mozna polegac, albo mozna sie zawiesc, Bo jak ktos mocno opoznil sie na wyjazd ze mna, to moja cierpliwosc mogla sie skonczyc i tylko z daleka mogl zobaczyc swiatla odblaskowe samochodu. Werbisci, ktorzy mnie poznali wiedzieli, ze z moja punktualnosci i porzadkiem nie wygraja i raczej sie dopasowywali.
Natomiast dla strszych ludzi w parafii moj jezyk wojskowy byl nieco za twardy, bo zbyt szybko sie mnie bali i trzymali sie z daleka ode mnie. Poza tymi co mnie rozumieli i byli odpowiedzialni za organizowanie pracy przy kosciele. Natomiast mlodziez szybko wiedziala, ze u mnie musi byc porzadek, i nie toleruje jakichs glupich wyskokow. Wtedy byly srogie kary. I to dzialalo. Ci co mnie poznali to sie dostosowali, ja im pomagalem i oni byli mi wdzieczni. Ci co nie potrafili sie dostosowac byli czesciej karani, albo tez odeszli od naszej grupy na jakis czas.
Rowniez moj glos w wojsku sie wyrobil. Z jezyka dosc miekkiego – mlodego mlodzienca zrobil sie twardy, czysty jezyk doroslego faceta. Poniewaz nie mielismy mikrofonow, ani w kosciolach Dawniej w wielu kosciolach, ani w buszu pod drzewem, wiec przy moim glosie mikrofon byl zbyteczny. Bez mikrofonu potrafilem mowic wystrczajaco glosno, aby nikt nie zasnal. A gdyby komus zdarzylo sie na krotko oczy zamknac to cicho do niego podchodzilem i z bliska krzyknalem tak, ze facet zrywal sie na rowne nogi i przez kilka sekund nie wiedzal na jakim swiecie zyje. Wszyscy wybuchali radosnym smiechem, a jemu juz nigdy wiecej nie zdarzylo sie zmruzenia oka na moim spotkaniu.
W kontaktach z wiezniami i oficerami moje doswiadczenie wojskowe bardzo duzo mi pomaga. Z oficerami wiem jak grac z jaka ranga, komu zasalutowac, a do kogo tylko sie usmiechnac, albo cos radosnego zagadac. Inni oficerowie widzac duzy respekt glownego oficera do mnie takze mnie bardzo powazaja. I nawet czasami mi salutuja, albo mi odpowiadaja po wojskowemu: „Yes Sir”.
Wiezniowie przez jakis czas nie wiedzieli, ze mam doswiadczenie wojskwe. Dopiero po kilku spotkanich z nimi, gdzie bedac sam z grupa ponad 600 wiezniow potrafilem wprowadzic dosc dobra dyscypline i cisze. Szybko domysleli sie ze ten ksiadz musi miec jakies doswiadczenie wojskowe. I po wielu latach pracy w wiezieniu musze przyznac, ze nigdy nie mialem zadnych problemow, aby utrzymac dobra dyscypline w casie naszych spotkan modlitewnych, czy tez innego rodzaju spotkan. Z jednej strony utrzymuje twardy jezyk respektu, a z drugiej strony zartuje w jezyku miejscowym, ze nawet twardy wiezien sie rozbraja.
Miesiac temu odwiedzili nas oficerowie pracujacy w wiezieniu w Zimbabwe. Mielismy spotkanie socjalno-sportowe. Bylem jedynym bialym w calym zbiegowisku. Oficerowie z Zimbabwe nie mogli sie nadziwic jak to mozliwe, ze inni oficerowie odnosza sie do mnie tak jakbym mial wielka range oficera. Pytali nawet glownego oficera jaki mam stopien. Wtedy on oficjalnie w formie zartobliwej oglosil wszystkim ze mnie promuje do stopnia supretendenta. To ranga dosc starszego officera. Rowniez zaczeli sie do mnie zwracac: „Suprytendent Father Romek”.. I tak pozostalo do dzisiaj. Co prawda dostalem range dosc dobra i w krotkim czasie. Tylko niestety zapomnieli o pensji dla supretendenta. Zaplata pozostaje u Pana, przeciez to w jego armii sluze.