Pewnego dnia w porze deszczowej jechalem autobusem. Byl on juz porzadnie wyrobiony, robil duzo halasu i wiele rzeczy najlepiej nie dzialalo, chociaz nie wplywaly one w sposob zasadniczy na przemieszczanie sie autobusu. W tym akurat autobusie w wielu oknach byly dziury i deszcz dostawal sie do srodka. Obsluga autobusu byla przygotowana na taka sytuacje. Pan, ktory obslugiwal ten autobus mial duzo plastikowych woreczkow, ktore rozdawal ludziom i pokazywal im jak maja nimi zatrzymac deszcz padajacy w autobusie. I to dzialalo, woda przestawala dostawac sie do srodka, deszcz padal tylko na zewnatrz autobusu. Dziur bylo sporo, wiec co chwile ktos prosil o worek plastikowy. I niestety te woreczki sie skonczyly. Pewna pani mocno prosila o kolejny woreczek, bo woda ostro wlewala sie do srodka. Biedny facet nie wiedzial co zrobic. Szybko wpadl na pomysl i wyjal ze swojej torby swoja zapasowa koszulke i jej dal. Koszulka byla skuteczna. Po dobrej godzinie deszcz sie skonczyl i wyszlo ladne slonce. Wygladalo na to, ze nie bedzie kolejnego deszczu. Wiec facet z obslugi zbieral wszystkie woreczki, aby sie przydaly na kolejny deszcz. Rowniez przyszedl po swoja koszulke. Siedzialem tuz obok kobiety, ktora dostala ta koszulke. Powiedzialem jemu, ze cale szczescie ze wiecej dziur nie bylo bo by musial spodnie sciagac. Gosciu dlugo smial sie serdecznie.
Innym razem pojechalem na seminarium kapelanow wieziennych. Byl on zorganizowany w malym hotelu. Nie byl to najnowszy hotel i wiele rzeczy powinno dawno temu byc wymienione lub naprawione. Jednak wlasciciela hotelu nie bylo na to stac. A zycie idzie dalej i biznes musi sie krecic. Dlatego robil co sie dalo, aby tylko miec klientow. W pokojach brakowalo zarowek, okna sie nie zamykaly, byly zakrecane drutami, w ubikacjach i kranach nie bylo wody, tylko staly beczki z woda i trzeba bylo sobie woda polewac rece do mycia, lub uzywac miski. Lozka byly bardzo stare. Materace byly ostro wyrobione, wiec kazde lozko mialo zamiast jednego dwa stare materace, ktore nie lezaly rowno. Spalo sie jak na gorce. Spad byl tak wielki ze w nocy zsunalem sie na podloge. Zdziwilem sie jak to nic nie pilem a spie na podlodze. Takie jest zycie trzeba sobie jakos radzic.
Ponad trzydziesci lat tutaj przepracowanych swoje robi. Duzo nauczylem sie od ludzi miejscowych, aby radzic sobie w roznych skomplikowanych sytuacjach. Dlugimi latami chodzilem do miejscowego szewca, aby mi naprawial buty, ktore czesto psuly sie podczas roznych safari. Bo wiadomo czasami trzeba przeskoczyc krokodyla, innym razem uciec od slonia, albo pogonic hipcia. W takich sytuacjach nawet najmocniejsze buty moga nie wytrzymac proby. Prawie po kazdym safari musialem chodzic do szewca i on jakos te buty zszywal. Niekiedy to zszywanie nie bylo takie latwe. Bo musial kilka kawalkow buta ponownie polaczyc. Od kilku miesiecy zaczalem sam je naprawic zwyklym miekkim drutem. I co ciekawe buty funkcjonuja wspaniale. Po takiej naprawie przez dwa a nawet trzy mesiace nie mam problemu. Wiadomo trzeba sobie radzic i niekiedy byc polskim buszmenem.