Po kilku miesiacach korona pojawila sie w Zambii. Zostala przywieziona przez turystow odwiedzajacych Zambie i Zambijczykow powracajacych z zagranicy. Dopiero wtedy zaczela sie prawdziwa panika. Maly katar, czy kaszel budzil ogromne pdejrzenia. Jedni przejmowali sie tym ogromnie, a inni o nic nie dbali. No bo po co chodzic w maskach. Przeciez czlowiek sie w nich dusi. I do dzisiaj maski obowiazuja tylko w duzych sklepach i powaznych instytucjach panstwowych. Nawet od kierowcow nie wymaga sie zakladania maski.
Tydzien temu odwiedzila nas grupa koordynatorow werbistowskiej strefy afrykanskiej. Wyladowali w stolicy w Lusace i stamtad pojechali 200 kilometrow dalej do naszego Nowicjatu. Bo byli glownie zainteresowani naszymi domami formacyjnymi. Po kilku dniach jechali do nas do Livingstonu. Wiozl ich nas przelozony. Mial do przejechania ponad 700 kilometrow nienajloatwiejszej drogi. Musial on przjezdzac przez kilka miast i roznych policyjnych punktow kontrolnych. Zaden z odwiedzajacych Werbistow nie mogl mu pomoc, bo nie mieli zambijskiego prawa jazdy. Mimo wszystko ostatnie 300 kilometrow zaryzykowali i jeden z nich poprowadzil samochod. Jak na zlosc tuz przed wjazdem do Livingstonu byla ostatnia kontrola policyjna i na niej wlasnie policjant poprosil o prawo jazdy. Werbista przestraszyl sie, zrobil wielkie oczy i w panice zaczal ostro kaszlec, tak ze to wygladalo jakby mial korone. Policjant kontrolujacy samochod mial zalozona maske tylko na szyi. Wystraszyl sie bardzo mocno, zrobil jeszcze wieksze oczy i szybko podciagnal maske na usta i nos. Zrezygnowal juz z kontroli i powiedzial naszemu Werbiscie, zeby szybko odjezdzal. W taki to sposob udalo sie przejechac bez zambijskiego prawa jazdy.