Na te uroczystosc zostalem poproszony o homilie. Po Mszy Swietej bylo wspolne zdjecie przed oltarzem. Pozniej poszlismy do zakrysti, gdzie Ksiadz Proboszcz powiedzial mi, ze ja mam najwiecej „Naj”. Tak chyba wyglada o czym wspomnialem w mojej homilii. Tak sie sklada, ze na tym spotkaniu bylem wsrod zyjacych ziomkow najdluzej oddany na sluzbe Bogu. Byly tylko dwie siostry, ktore kilka lat wczesniej wstapily do zakonu (Sr. Ewa i Gertruda). Ale biorac pod uwage to, ze w Afryce rok pracy liczy sie za trzy lata pracy w Polsce to prawdopodobnie najwiecej lat przepracowalem dla Pana. Co do wieku, to bylem najstarszy sposrod wszystkich ksiezy i braci. Tylko pewien brat (Sebastian) wyglada o wiele starzej i powazniej ode mnie, ale w rzeczywistosci jest kilka lat mlodszy ode mnie. Pewnie w swoim zyciu mial sporo roznych wyzwan i zmartwien. Rowniez co do odleglosci od Terespola do mojej placowki misyjnej to jest ona polozona napewno najdalej – ponad 10 tysiecy kilometrow od nas.
Naturalnie pod innymi wzgledami tez moznaby dodac jeszcze kilka innych „Naj”. Mam najwiecej siwych wlosow (ale nadal sa). Jestem chyba najbardziej zwariowanym i zabwnym misjonarzem. Moja praca jest najbardziej niebezpieczna i ma najwiecej roznego rodzaju wyzwan. Na moich safari mialem najwiecej przeroznych sytuacji, gdzie mnie mogloby juz wiecej nie byc. Takze najwiecej razy wchodzilem i wychodzilem z wiezienia. Rowniez najwiecej razy lecialem samolotem na wakacje, i moje wakacje w Polsce sa najdluzsze od innych i po najdluzszej przerwie nie przyjezdzania do Polski.
Gdy na spotkanie braterskie udalismy sie do Neounickiej parafii w Kostomlotach, gdzie pracuje jeden z naszych Ziomkow to wtedy moje „Naj” pojawilo sie w przeciwnym znaczeniu. Wtedy okazalo sie, ze urodzilem sie w miejscu najblizej polozonym od tej parafii, bo wiadomo blizej do Kodnia niz do Terespola. Poza tym spedzilem tam moje dziecinstwo i mlodosc. Takze rozpoznawalem moje powolanie najblizej miejsca naszego spotkania. Tam wlasnie mieszkalem z moimi rodzicami i przyjezdzalem na wakacje do roku 2000, w ktorym zmarl moj tato. Wowczas sprzedalismy cala nasza posiadlosc a Mama przenisola sie do miejsca jej dziecinstwa w Lebiedziewie. Gdybym nie byl obrzadku rzymsko-katolickiego to bylym najbardziej pasujacym na parafianina tego wlasnie obrzadku neounickiego., ktory uzywa jezyka starocerkiewnego.
Byc moze ktos pomysli, ze sie przechwalam. Nie mam takich zamiarow, tylko taka byla rzeczywistosc w czasie naszego spotkania Ziomkow. Oczywiscie cale nasze spotkanie odbylo sie w bardzo serdecznej atmosferze. Kazdy dzielil sie swoim zyciem i doswiadczeniem. Niektorzy spotkali sie poraz pierwszy w zyciu, a inni po wielu latach nie spotykania sie, poprostu sie nie rozpoznali i poraz kolejny sie poznali. Takie spotkania sa cudowne, buduja nasza wiez i zapraszaja do wzajemnej modlitwy. Kazdemu nawet przypadla jedna osoba droga losowania do modlitwy za nia. Teraz kazdy czeka na kolejna spotkanie, ktore ma sie odbyc za rok, ale nie dla wszystkich. Bo ja ponownie z moim „Naj” bede czekac na takie spotkanie najdluzej, bo az trzy lata. Tak wiec „Naj” mnie nie opuszcza.
Przygotowal O.Romek Janowski, misjonarz z Zambii