
Kilka lat temu kiedy organizowalem campy powolaniowe w poblizu naszego domu formacyjnego jeden z naszych formatorow mial duze problemy dyscyplinarne z klerykami, ktorzy mu podlegali. Nie wiedzial jak do nich przemowic. Byla w tym domu formacyjnym tak tradycja, ze jak jakis misjonarz byl w poblizu to mial z nimi spotkanie. Poprosil wiec mnie, abym wieczorem z nimi sie spotkal i zebym do nich mocno przemowil. Jak powiedzial tak zrobilem i powrocilem do swojej grupy. Nastepnego dnia okolo poludnia dowiedzialem sie, ze jeden z tej grupy po moim spotkaniu spakowal sie i wyjechal, a drugi pakuje sie. A prefect jest niezadwolony, bo za mocno do nich przemowilem i wszyscy moga mu wyjechac i nie bedzie mial pracy.
Obecnie pracuja z nami bracia z dalekiego wschodu. Czasami widac u nich brak odpowiedzialnosci i powaznego zaangazowania sie w prace misyjna. Nie lubie takich sytuacji i niekiedy ktoremus cos przygadam. Na co oni szybko odpowiadaja rowniez wyjazdem z misji do swojego kraju na dobre. Dlatego czasami zadaje sobie pytanie, czy ja jestem zbyt wymagajacym formatorem, czy tez ich formacja poszla w niewlasciwym kierunku?