Kiedy ktos bedzie czytal ten artykul to pomysli, ze robie sobie zarty. Absolutnie nie, w takim wlasnie stanie znalzlem moja nowa misje. To co zastalem tutaj niektorzy nie uwierza, ze w taki sposob mozna prowadzic stacje misyjna w 21 wieku.
Podczas pierwszej nocy dlugo slyszalem na poddaszu halas ogromnej liczby nietoperzy i tanczacych szczurow. Zapach nietoperzy byly mocniejszy ood niejednego narkotyku z marichlany. Dlatego kiedy rano obudzilem sie to bylem w polowie pijany. Dwa dni pozniej spadajace z sufitu odpadki od nietoperzy w nocy wpadly mi do oczu. Czulem ogromny ogien w oczach. Pobieglem do lazienki, zeby przemyc oczy, ale niestety nie znalazlem tam ani kropli wody, bo nieszczelny system wodny oproznil wszystka wode. W tej sytuacji straz pozarna przyjechalo dopiero nad ranem kiedy udalo sie zdobyc troche wody. Moje oczy caly dzien byly pelne lez. To byla niedziela, wiec pojechalem do kapliczki na Msze Swieta. Kiedy ludzie zobaczyli jak bardzo lzy mi leca z oczu to mysleli, ze ktos mi umarl z najblizszej rodziny i dlatego tak bardzo placze.
Wieczorem nasz dom byl pelen karaluchow, mrowek i roznych innych zwierzatek. Najwiecej ich bylo w kuchni, ale rowniez cisnely sie do naszych pokoi. Oczywiscie nie moglismy narzekac, ze nie milismy gosci w domu. Tych gosci nocnych bylo pelno.
Drzwi od ubikacji i prysznicy nie zamykaly sie, takze nie bylo tam zadnych zaslonek. Biorac prysznic trzeba bylo zabawiac sie w malego chlopczyka i brac go prawie na kolanach. A gdy ktos inny chcial wejsc do ubikacji to trzeba bylo glosno krzyczec. Rowniez wiekszosc kranow ciekla, wiec gdy ktos chcial umyc rece to jednoczesnie myl i nogi. Byc moze to pomagalo oszczedzic na wodzie i czasie. W tej samej wodzie mozna bylo znalezc cala mase roznych zwierzatek. Taka woda smakowala bardziej jak miejscowy alkohol „chibuku” niz zwykla naturalna woda. Oczywiscie jezeli ktos lubi „chibuku” to moze zaoszczedzic pieniadze albo otworzyc jakis bar dla klijentow w poblizu misji.
W kuchni kuchenka elektryczna bylo pelna niedopieczonych, albo nadpieczonych rzeczy nagromadzonych latami, podobna do ogniska na zewnatrz domu. Ale co ciekawe nadal dzialala, byc moze nawet podwojnie grzala.
Dach w naszym domu misyjnym byl pelen dziur, tak wiec podczas ulewnego deszczu parasolka byla bardzo przydatna. Podobnie wygladal dach w kosciele. Po ulewnym deszczu przed oltarzem pojawiala sie duza kaluza wody gdzie moznaby bylo lowic rybki.
Na naszym misyjnym boisku kazdego dnia przez kilka godzin chlopaki chyba z calej wioski grali w pilke. Mniejsi natomiast zamieniali nasza droge na boiska. Jadac samochodem trzeba bylo kilka razy zatrzymac sie, zeby dojechac do misji.
Dookola naszej misji bylo bardzo duzo furtek. Poniewaz nasza misja byla polozona w srodku wioski, dlatego ludzie idac w roznych kierunkach przechodzili przez nasza misje. Moznaby powiedziec za znanym przyslowiem: „wszystkie drogi prowadza do Rzymu”, albo wszystkie drogi prowadza przez nasza misje. Takze nasza misja ciagle byla wypelniona oslami, krowami, kozami i roznymi innymi zwierzetami. Nasza misja nosi nazwe Swietego Arnolda Janssena, naszego zalozyciela. Byc moze on lubil bardzo mocno zwierzeta tak jak Swiety Franciszek.
W naszym biurze misyjnym bylo kilka duzych peczek kluczy. Nikt w domu nie wiedzial ktory klucz jest wlasciwy do ktorych drzwi. Zawsze trzeba bylo uzywac metode: „probuj tak dlugo az znajdziesz wlasciwy klucz”. Rowniez byla tam cala skrzynka monet, okolo 10 kilogramow nie liczona przez wiele lat.
Wiekszosc okien nie miala szyb. Chyba to pomagalo zaoszczedzic energie na kazdego dnia otwieranie i zamykanie okien. Jedne drzwi kiedy szybko probowalem je otworzyc to pozostaly w moim reku. Najpierw pomyslalem ze niose jakas deske do pokoju.
Sufit byl pelen roznych malowidel. Pewnie najlepsi artysci swiata nie byliby w stanie tak namalowac w krotkim czasie.
Po naprawie tanku zauwazylismy, ze w zadnym pokoju nie ma zamkniecia kontrolujacego wode. Kilka dni temu gdzies okolo polnocy pekla rura od kranu w moim pokoju.Poczatkowo probowalem wode zatrzyc torba plastikoowa, recznikiem, jakas koszulka i wszystkim co bylo w poblizu. Wszystko na nic sie zdalo. Woda dostawala sie do mojego pokoju w bardzo szybkim czasie. Musialem szybko otworzyc juz zamkniete drzwi i dobiec do tanku, aby zamknac glowny zawor od wody. Bieglem z szalona predkoscia pwenie bijac rozne rekordy olimpijskie. Kiedy wrocilem do mojego pokoju to tam juz bylo male Zambezi, czyli mala miejscowa rzeczka w ktorej moznaby bylo lowic sumy.
Duzo wiecej rzeczy moglbym napisac tutaj o mojej nowej misji. Kazdy dzien jest pelen nowych doswiadczen i zwariowanych sytuacji. Coz, zycie misjonarza nigdy nie jest nudne.
Przygotowal
Ojciec Romek Janowski SVD