
Podobnie zrobily siostry, ktore u nas zamieszkaly kilka tygodni temu. Pojechaly ze znajomym ksiedzem do wioski, gdzie on wczesniej pracowal przez kilka lat. Tam siostry dostaly w darze jednego kozla, ktorego im ludzie zabily. A drugiego dokupily. Wiozly go zywego do Livingstony przez 60 kilometrow. Koziol narobil im dosc fantastycznego zapachu i obsikal caly samochod. Mimo wszystko nastepnego dnia chcialy go wiezc zywego kolejne 600 kilometrow. I zyly z taka mysla przez kilka godzin. Pod wieczor inne siostry przekonaly przelozona, ze albo ten koziol zywy nie dojedzie, albo one tego zapachu nie wytrzymaja. W tej sytuacji przyszla do mnie, aby je pomogl znalezc kogosc do zabicia biednego kozla. Mowie, siostro o tej porze nikogo nie znajdziemy. W tym ukladzie jestem zmuszony im pomoc.
Siostra uciezyla sie i powiedziala, ze mi pomoze. Najpierw odwiazujac koziol skoczyl jej na noge, a ona wykrzyknela „Jezus”. Mowie do siostry to nie Jezus tylko zwykly zwierz – koziol... Pozniej pytam siostry czy zabijamy po polsku, czy po zambijsku. Pyta mnie, a jak jest roznica. Bedac w Zambii podejrzalem juz ich zwyczaje zabijania. I siostrze dokladnie wytlumaczylem. Mowie, ze Zambijczycy przy zabijaniu kozla maja 4 facetow, ktorzy trzymaja kozla mocno za nogi, a piaty facet w tym czasie obcina mu narzady meskie. Wtedy kozil zaczyna szlony taniec w czasie ktorego wszystkie mocne zapachy uchodza. Wtedy podcinaja szyje. Siostra patrzy na mnie z mocno otwartymi oczami i malym niedowierzeniem. I niesmialo pyta a jak wyglada polski sposob. Mowie, ze najpierw podcinamy szyje, a pozniej szybko obcinamy narzady meskie, aby nieprzyjemne zapachy ulotnily sie. Sisostra szybko zauwazyla, ze polski sposob jest bardziej humanitarny, i poprosila o polska metode. Obylo sie wiec bez szlonego tanca i siostry bezpiecznie, bez nadzwyczajnych zapachow mogly dojechac do swojego domu i oczywiscie zaoszczedzic na wydatkach.