
Kilka lat temu pojechalem wraz z kilkomo ludzmi z Rady Parafialnej, aby odwiedzic stacje boczna. Byla Msza, kilka spotkan, wiec wracalismy do glownej misji noca. Do naszej grupy dalaczylo kilka osob, ktore poprosily o podwiezienie. Droga nie byla najlepsza, sporo dzior. Na jednej z takich dzior szef naszego kosciola pozostal za samochodem. Ja tego nie zauwazylem, tylko ludzie zaczeli wolac, „Ojcze zgubilismy szefa kosciola”. Wyrzucilo go troche do gory, a ze byl dosc otyly,wiec ladowanie nie bylo najciekawsze. Z trudem i zpomoca innych wczlapal sie na samochod. Tym razem umiescili go w srodku samochodu i inni go przytrzymywali na dziorach. Tej nocy byl tylko jeden taki przypadek.
Innym razem jechali mnie odwiedzic: jeden ks z Ghany i Ojciec z Rzymu, po drodze podworza ludzi, gdzies grupa okolo 5 osob. Po jakims czasie jazdy patrza do tylu a tam niema nikogo, tylko ich bagaze (glownie kukurydza) pozostaly. Nie wierza wlasnym oczom, wracaja kilka kilometrow i nikogo nie znajduja. Sa zaniepokojeni. Dojezdzaja do misji bez ludzi. Dziela sie ze mna tym wydarzeniem. Stawiamy ich male bagaze na bok. Kilka godzin czekania nikt do misji nie przychodzi, kilka dni uplywa i cisza, kilka miesiecy i nic, i tak do dzisiaj te bagaze czekaja.
Inny misjonarz wiozl koce dla biednych do glownej misji. Po drodze ludzie prosili o podwiezienie, wiec ich zabral. Byla noc nie wiedzial co sie z tylu dzialo. Kiedy prosili o zatrzymanie to ich wysadzal. I tak dojechal do misji. Zmeczony idzie prosto do misji i mowi do innych wspolbraci, aby poszli i wyladowali rzeczy z samochodzu, a szczegolnie koce. Oni szybko wracaja i mu mowia, ze tam niczego niema. Samochod z tylu jest pusty. Nawet nie zauwazyl jak biedni przed czasem sobie pomogli.
Podobne ciekawe sytuacje byly na moich safari. Pewnego dnia jak szedlem z jednym chlopakiem, ktory za bardzo nie chcial wchodzic w gleboki busz, wiec doradzalem mu, aby szedl tuz obok rzeki nieco lepsza sciezka. Co jakis czas spotykalismy sie, i rozmwialismy na mala odleglosc. Jednak po pewnym czasie wolam chlopaka, a tu cisza. Probuje go odnalezc, ale bez skutku. W poblizu jest troche sloni, wiec zaczynam sie martwic. Dobra godzine musialem go szukac. Znalazlem go stojacego bezradnie tuz przy wodzie i patzacego w nia bez celu. Nie mial zadnych slow na wytlumaczenie. Poprostu busz go przerastal, to byl typowy chlopak z miasta, umial tylko poruszac sie po ulicach. Podobna sytuacje mialem w tym roku kiedy goscie z Niemiec, (malzenstwo) poszli ze mna na safari i tez mi sie zagubili. Nie moglem uwierzyc jak to jest mozliwe. W prostym buszu, przy jednej glownej rzece i kilku malych odgalezieniach. A jednak to byl fakt. Probowalem ich wolac, ale bezskutecznie. W poblizu byly i slonie, i bawoly, w rzece pelno krokodyli i hipopotamow. Oni tylko skoncentrowani na kamerach. Dwoje, bardzo romantyczni, zapomnieli o calym swiecie i o niebezpieczenstwach, no i oczywiscie o swoim przwodniku..
Po godzinie bezskutecznego poszukiwania postanowilem wrocic do samochodu i na szczescie tam odnalazlem zagubionych Niemczaszkow. Byli dosc wystraszeni, bo po drodze kilka razy slonie musieli omijac, wchodzili do wody i nie byli pewni czy z niej wyjada. Pewnie to safari zapamietaja na cale zycie.