Na jednej z moich poprzednich misji czekalismy na druga druzyne i tuz przed meczem rozmawialismy o roznych meczach i taktykach. Wtedy powiedzialem do grupy starszych, ze na innej placowce gdzie gralem w lokalnej lidze, bylem o wiele mlodszy i szybszy, tam obroncy mieli problem, zeby mnie zatrzymac z pilka, wiec stosowali nie dozwolona taktyke. Gdy ja zblizalem sie szybko biegnac z pilka oni na mojej drodze puszczali serie silnych baczkow, no i niestety zmniejszali moja predkosc. Oni slyszac ta historie szybko mnie poprawiaja, ze nie powinienem o tym mowic. Wtedy im mowie jak mowic o tym to nie wolno, ale to robic wolno. Usmiechneli sie z lekka i mowia taka nasza tradycja. Od tego czasu staram sie w srodowisku dorolslych o tym nie mowic i oczywiscie tego nie robic. Poza jednym wyjatkiem. Pewnego ranka padal dosc duzy i przeciagly deszcz. Akurat cos naglego mi wypadlo, ze musialem pojsc do sklepu i tego poszukac. Nie bylo latwo to znalezc. Chodzilem wiec od sklepu do sklepu, i na dodatek tego dnia mialem niestrawnosci zoladka. Ulice byly dokladnie puste. W pewnej chwili przechodzac od jednego sklepu do drugiego idac chodnikiem, nie widzialem nikogo, wiec zdecydowalem sie wypuscic powietrze. Okazalo sie to glosniejsze niz przewidzialem. Na moje nieszczescie w drzwiach kolejnego sklepu stal jakis facet, ktorego nie widzialem. To echo do niego dotarlo. Szybko zapytal: a co to bylo. Ja wielce zaskoczony, ze jakis facet to uslyszal, udalem ze go nie widze i nie slysze i szybko poszedlem dalej.
Innym razem bylo bardzo powazne spotkanie wspolnoty miejscowej; rodzicow, mlodziezy i dzieci. Temat byl bardzo powazny i wszyscy dosc uwaznie sluchali, az do momentu gdy jeden z malych chlopcow puscil bardzo glosnego baczka. Wtedy atmosfera rozluznila sie bardzo mocno i dlugo prowadzacy spotkanie nie byl w stanie przywrocic dawnej powagi.
Kilka dni temu swietowalismy niepodleglosc Zambii. Rano byly roznego rodzaju uroczystosci w miescie. Po poludniu pojechalem z chlopakami nad rzeke. Gralismy w „garamodza” , czyli w ragby na wodzie. Pozniej mielismy ognisko i kielbaski. Wielu z nich znalo taki rodzaj ogniska z kielbaskami tylko z filmow, wiec bardzo im sie to podobalo. Jednoczenie nikt nie narzekal na apetyt. Po kielbaskach zaczelismy grac w karty. Gra byla dosc ekscytujaca i pelna radosci. W pewnym momencie jeden z chlopakow mial za duzo tej radosci i ja wypuscil na zewnatrz. Bylo to bardzo glosne i mocno powiazane z jakas bronia chemiczna. Byskawicznie wszyscy rozbieglismy sie w rozne kierunki i dlugo dosc serdecznie smielismy sie. Ale na tym nie byl koniec. Dwa dni pozniej przechodzilem tamtedy wzdluz rzeki i bylem ogromnie zaskoczony widzac jak jeden hipopotam lezal martwy w wodzie. Odrazu sobie pomyslalem, ze biedaka bron chemiczna dopadla i nie wyrobil....
Innym razem z podobna grupa chlopakow mielismy zajecia sportowe. Na boisku uczyli sie odbijac pilke i scinac w siatkowke. Ksiadz z Ghany pokazywalem im jak to robic efektywnie z podskokiem. Jeden z chlopakow zrobil wspaniale efektywne sciecie, ale jednoczesnie z duzym chalasem. Echo od baczka powstrzymalo gre na kilka minut. Aby dalej kontynuowac gre ksiadz z Ghany zachecil chlopakow, zeby poklaskali dla bohatera to moze nie dojdzie do kolejnych atakow i tak tez sie stalo. Oklaski poskutkowaly.
Podobna akcja miala miejsce na mojej pierwszej misji. Filipinczyk uczyl malych chlopakow karate. Prawdopodobnie znal kilka uderzen. Duza grupa chlopakow zgromadzila sie wookol niego. Wszyscy pelni podziwu patrzyli na Filipinczyka do momentu gdy w wielkim wyskoku puscil serie ostrych bakow. Blyskawicznie wszyscy chlopacy uciekli z sali nie wiedzac czy to jest czescia karate, czy tez nalezy do innego sportu...
Milczenie na temat takich zachowan sprowokowalo mnie do tego, aby uczynic to badziej realnym. Jeden z naszych miejscowych klerykow byl bardzo dumny w swoim zachowaniu. Uslyszal ode mnie, ze przyjezdzaja do nas polskie siostry z Namibii, wiec chcial im zaimponowac pieknym polskim pozdrowieniem. Dlugo nie musialem go uczyc. Szybko nauczyl sie porannego pozdrowienia: „Siostro puscilas baczka”. Tuz przed wejsciem siostr do glownej sali jeszcze raz sie upewnil, czy wymawia dobrze. Mowil wspaniale z ladnym akcentem. Siostry weszly do sali wtedy on je pieknie pozdrowil „siostro puscilas baczka” spodziewajac sie radosnej odpowiedzi. Siostra tylko zarumienila sie i zapytalo kto uczy jego polskiego. Byl wielce zawiedziony i wskazal na nauczyciela. Wkrotce dowiedzial sie znaczenia pozdrowienia. Byla to ostatnia lekcja polskiego. Tak to jest mowic nie wolno, ale robic wolno.