Ponad 20 lat temu po powrocie z kursu z Rzymu diecezja mi zaproponowala prace w wiezieniu. Bylem wtedy odpowiedzialny w calej prowincji za powlania, a to miala byc praca dodatkowa. Wcale nie bylem zainteresowany ta praca. Jak to - ja mam byc misjonarzem w wiezieniu, czy po to przyjechalem na misje? Bylo wiele pytan I zniechecenie, ktore jeszcze bardziej wzroslo gdy poraz pierwszy poszedlem tam z odchodzacym kapelanem, ktory mial mnie wprowadzic w tajemnice wiezienne. Miala byc Msza na zewnatrz cel. Najpierw okazalo sie, ze wiezniowie nie moga wyjsc na zewnatrz z cel, pozniej, ze chyba nas nie wpuszcza do srodka bo maja inny program. Ostatecznie po prawie dwoch godzinach oczekiwania moglismy wejsc do srodka. Byla dosc szybka Msza. Potem powrot. I nic interesujacego. Nastepnym razem poszedlem sam I podobna historia. Wtedy zadzialala we mnie byla energia wojskowa z Polski. Wiedzialem,ze ranga ma duzo do powiedzenia. Dlatego poszedlem do glownego oficera i mu powiedzialem o mojej pracy i problemach z oficerami, co ja utrudniaja. On mi odpowiedzial, ze nie ma problem. Powiedzial mi napisz w jakich dniach i w jakich godzinach chcesz odwiedzac wiezniow a ja ci to podpisze i jak jakies problem to zawsze moje drzwi sa otwarte dla ciebie.
Na kolejne odwiedziny poszedlem z listem od glownego oficera. Ponownie niscy ranga oficerowie chcieli robic mi problem. Pokazalem im list od glownego oficera, to odrazu zmienili zdanie i szybko mnie wpuscili. Pozniej nie mialem juz zadnych problemow, a oni stali sie moimi przyjaciolmi, bo wiedzieli, ze mam chody u glownego oficera. Z czasem polubilem moja prace. Rowniez powrocil jezyk wojskowy w relacji z wiezniami. Z jednej strony im pomagalem, ale tez od nich wymagalem. Takze wymagalem szacunku dla siebie. Wiedzieli, ze ze mna nie wygraja. Sluchali sie mnie tylko jedno im nie pasowalo skad ten katolicki ksiadz ma ten wojskowy i oficerski styl. Coraz bardziej podejrzewali, ze musze miec jakies doswiadczenie wojskowe.
Pewnej niedzieli mialem miec kazanie dla ponad 600 wiezniow wewnatrz na glownym placu. Kazdej niedzieli kazanie mial pastor z innego kosciola wraz z obstawa kilku oficerow dla bezpieczenstwa i pilnowania porzadku. Tej niedzieli z jakiegos powodu nie bylo wystrczajacej liczby oficerow. Wiec ci co byli mowia do mnie mozesz isc sam, pewnie sobie poradzisz. I tak stalem sam przed 600 roznymi typkami. Tej niedzieli postanowilem miec cisze w czasie kazania. Nie bylo to latwe, bo oni byli przyzwyczajeni, ze czesto robili co chcieli w czasie nabozenstwa, a tylko zainteresowani sluchali. Gdy ktos rozmawial to zaraz bezposrednio go wylawialem z tlumu i mowilem do niego, albo jak ktos probowal isc w czasie kazanie to tak samo robilem. Poprostu mowilem: chyba Pan Bog dal ci uszy do sluchania to sluchaj, a jak ich nie uzywasz to obetnij bo sa ci nie potrzebne i zrobimy zupke”. Wszyscy wybuchali smiechem a gosciu natychmiast siadal, albo zamykal usta. Tej niedzieli byla niesamowita dyscyplina, o wiele wieksza niz kiedy z jakims pastorem bylo kilku oficerow do pomocy. Wtedy byli przekonani, ze ten kaplan musi miec cos w sobie z rygoru wojskowego. Pozniej mialem wielki posluch nie tylko u wiezniow ale I u oficerow. Wiele spraw, ktorych nizsi ranga oficerowie nie potrafili zalatwic to mnie wysylali do glownego oficera. I szybko sprawa byla zalatwiona. I tak jest do dzisiaj. Mam w wiezieniu duzo przyjaciol tak wsrod oficerow jak i wiezniow. Oni czuja sie ze mna bardzo dobrze a ja z nimi. Szczegolnie znany jestem z poczucia humoru I zartowania, co im odpowiada bo wnosi duzo optymizmu do smutnego nastroju w wiezieniu.
Inna radoscia pracy w wieziniu sa kontakty miedzynarodowe z innymi wiezieniami i struktura pracy miedzynarodowej. Bo przeciez wiezienia I wiezniowie san n calym swiecie. Dlatego moglem odwiedzic Brazylie, Argentyne, Paragwaj, czy ostatnio Paname. Karaiby maja przepiekne miejsca, cudowne plaze, oczywiscie nie wewnatrz wiezienia.