
W czasie podrozy powolanowych raczej nie zkaladalem koloratki, ani tez nie mialem innych zewnetrznych oznak, ze jestem misjonarzem. Ludzie to dopiero odkrywali poprzez nasze dyskusje, czy rozmowy w jezykach miejscowych. Na ogol biznesmeni pracujacy w Zambii nie ucza sie jezykow miejscowych. Jezyk angielski im wystarcza. Raczej z obcokrajowcow tylko misjonarze ucza sie jezykow miejscowych. Takie podroze byly wspaniala okazje do lowienia ludzi dla Chrystusa.
Pewnego wieczoru podrozowalem do pewnej misji sam. Do celu mojej podrozy pozostalo okolo 50 kilometrow. Zatrzymal mnie pewnien mezczyzna w wieku okolo 60 lat i poprosil o podwiezienie. Szybko zapytal mnie jaka jest moja praca. Mowie, ze lapie ryby i ludzi. Facet nie dowierzal wlasnym uszom i zapytal ponownie, ty lapiesz ludzi. Tak lapie ludzi. Zauwazylem, ze byl bardzo wystraszony. Najchetniej wyskoczylby z samochodu, ale moja predkosc na to mu nie pozwalala. Nastala dluga cisza w samochodzie. Myslal pewnie, ze zajmuje sie handlem ludzmi. Po pewnym czasie zapytal o polow ryb. Odpowiedzialem, ze glownie lapie dla siebie i dla znajomych. A sprzet mam za siedzeniem. Mialem tam killka wedek. Latwo mogl je dostrzec. Po krotkiej rozmowie na temat ryb ponownie nastapila cisza. Mezczyzna nie czul sie najlepiej w moim samochodzie. Az w pewnym momencie niesmialo zapytal, a jak to jest z tym lapaniem ludzi. Szybko mowie, ze poprostu lapie kto popadnie, a sprzet takze mam za siedzeniem. Wtedy facet zbladl i zamilkl na dobre. Pewnie myslal, ze tam mam bron. A ja mialem za siedzeniem Pismo Swiete,wiec nie sklamalem. Po jakims czasie ja zaczalem rozmowe i wyjasnilem mu, ze jestem katolickim misjonarzem i podrozuje z Pismem Swietym. Wowczas mezczyzna usmiechnal sie i odtchnal z ulga. Byc moze zlowilem go dla Pana.
Innym razem tak podrozujac niemalze sam zostalem zlowiony. Byla dosc dluga podroz, ponad 200 kilometrow. Na tyl samochodu na tzw. „pake” wsiadlo kilka osob, a obok mnie usiadla matka z corka. Zachecialem je do uczenia mnie nowego jezyka Bemba, ze szczepu do ktorego one nalezaly. Znalem go dosc slabo. Nauka byla niezwykle ciekawa. Kobiety dowiedzialy sie ode mnie tylko tyle, ze jestem samotny i pomagam ludziom. Nie powiedzialem im, ze jestem misjonarzem. Spodobalem sie dosc mocno matce, i chyba corce tez. Matka bardzo szybko zaczela mowic na temat mojego ozenku z jej corka. Najpierw sobie zartowalem, aby miec lepszy kontakt w nauce jezyka. One chyba tych moich zartow za bardzo nie rozumialy i powaznie przymierzaly sie do naszego ozenku. Nawet zaczelismy rozmawiac na temat ilosci krow na oplate dla rodzicow. Matka nie wymagala za duzo. W czasie tej podrozy moj nowy jezyk mocno sie poprawil. Powoli zblizalismy sie do celu i matka koniecznie chciala moje namiary. Probowalem je z lekka zwiesc. Mowilem, ze to miasto nie jest za duze to latwo sie spotkamy. Nie byly za bardzo zadwolone z takiej odpowiedzi, ale ostatcznie musialy ja przyjac. I w taki sposob widzialem je poraz ostatni w moim zyciu, ale niewiele brakowalo, a bylbym przez nie zlowiony.