
Jechalem rowerem na przejazdzke do wodospadow Viktoria. Od nas jedzie sie z gory w tamtym kirunku. Z daleka zobaczylem, ze bylo swiatlo zielone, wiec nie chcialem tracic predkosci. W pewnym momencie zauwazylem, ze pewien facet wyszedl na ulice i szybko sie cofnal, bo na innym pasie jechal samochod, po krotkiej chwili znow zrobil to samo, kiedy juz bylem dosc blisko wyszedl na jezdnie ponownie, wtedy pomyslalem, ze pewnie teraz pojdzie, zdecydowalem sie ominac go z tylu, ale w tym momencie on ponownie cofnal sie i juz bylo za pozno, pocalowalismy sie dosc porzadnie. No chlopek, chcialem mu dolozyc. Ale wyzwalem go tylko od glupkow. Wielkie oczy zrobil i tylko patrzyl co sie stalo. Szybko sporo ludzi przyszlo, wielu mnie znalo. Tez go od glopkow zwyzywali. Ale co dalej. Moja szyja skrecona z lekka, troche boli, kolo osemka, on cos narzeka, ale chyba wiecej udaje. Mowie, ze trzeba po policje, niechaj go naucza jak sie chodzi po drodze, bo do przejscia bylo gdzies okolo 50 metrow. Jak na to pojawili sie policjanci w poblizu. Troche posluchali i zamiast wziasc moja strone to kaze grupie rozejsc sie, jemu mowia, ze jest glupi zeby tez uciekal jak najszybciej. Do mnie mowia czemu nie chamowalem. Probuje wytlumaczyc nie kapuja. Mowie, ze jak bialy wjedzie na murzynka to i tak zawsze jego wina, chociaz Murzynek jak glupek wyskoczyl na droge. Z lekka usmiechneli sie. Mowia, ze jak pojsc na posterunek to bedzie duzo pisania i nic dalej, mowia to poprostu „punka”, czyli po naszemu pukniecie sie. Powiedzieli: naprawisz rower i bedzie OK. Tak a kto za niego zaplaci a jak z moja szyja. Coz nie bylo co dalej gadac. Pociagnalem troche dalej rower. Szyje wyprostowalem, i zaczalem kolo na kolanie prostowac, jakis chlopak podszedl i rower mi przytrzymal. I juz po 10 minutach jako tako moglem jechac dalej. Nawet przejechalem okolo 20 kilometrow, zrelaksowalem sie, szyja z lekka przestala bolec, rower jakos chodzil, lepiej pozniej naprawie. Co zrobic jak tylko „punka” to niechaj bedzie „punka”.