Komunizm dotarl do wielu karajow afrykanskich nie wykluczajac Zambii, oczywiscie w innej formie niz w bylym Zwiazku Radzieckim. Szczegolnie mentalnosc o zbiorowej „pegerowskiej” odpowiedzialnosci tutaj wkradla sie bardzo mocno. Bo to wygodne i nic nie kosztuje. Czesto mowimy: „to oni to zrobia”, „to oni to naprawia”, albo „czy sie stoi czy sie lezy tyle i tyle sie nalezy”. Z drugiej strony myslenie w stylu afrykanskiego jutra, tez ma swoje oddzialywanie. No bo po co sie przepracowywac dzisiaj kiedy jutro tez jest dzien. A z kolei po jutrze tez jest kolejny dzien, ktory nazywamy pojutrze. I w tym ukladzie nie ma powodu do pospiechu, punktualnosci czy odpowiedzialnosci.
W latch 80-tych byla tutaj panstwowa firma ktora miala bardzo duzo autobusow. Bylo one bardzo mocne i wytrzymale jak na afrykanskie drogi. Ale czego nie da sie zajechac? Takze te mocne autobusy powoli padaly w kazdej czesci Zambii. Naprawy szly powoli, czesci brakowalo i muzeum z autobusami sie powiekszalo. Kierowcy sie nie przejmowali, bo czy siedzieli, czy jechali to i tak pod koniec miesiaca pensje dostawali. Kto sie przejmowal jakims psujacym sie autobusem. Ten padnie to bedzie nastepny.
Pewnego dnia przeprawialismy sie promem w poblizu naszej misji. Na promie bylo kilka samochodow i panstwowy autobus. Po przekroczeniu rzeki najpierw ludzi wysiedli z promu, a nastpnie byla kolej na autobus. W miedzyczasie operator promu pomylil biegi i zamiast dopchac prom do brzegu wlaczyl bieg wsteczny i nieco od niego sie oddalil. Autobus zaczal powoli zsuwac sie do rzeki wraz z kierowca. Kierowca szybko zorientowal sie co sie dzieje, chwycil za swoja torbe i wyskoczyl z autobusu. Wystarczylo tylko autobus zablokowac. Jednak dla kierowcy w tym czasie podreczny bagaz byl wazniejszy. Ostatecznie operator promu szybko zmienil bieg i uratowal autobus.
Nie tak dawno ksieza z naszej diecezji byli w podobnej sytuacji. Duzo grupa jechalismy na spotkanie do parafii buszowje. Dziekan wynajal stary autobus ze szkoly. Mowil, ze bez problemu tam dojedzie. Tamta droga byla bardzo piasczysta i pelna dziur. Juz na pierwszym wiekszym piasku autobus porzadnie zagrzazl. Wszyscy wyszlismy z autobusu i wspolnymi silami go wypchalismy. Po krotkim czasie ponownie siedzial w piachu po oski. Tym razem robil coraz wiecej dymu i smrodu. Wypchalismy go ponwnie. Autobus odjechal z piachu nieco dalej od nas i nagle caly pokryl sie dymem, ktory wzrastal z sekundy na sekunde. Nie wiele myslac pobieglem do autobusu, aby zabrac moj bagaz z dokumentami i pieniedzmi. Za mna kilka miejscowych ksiezy zrobilo to samo. Na szczescie autobus sie nie zapalil. Musial pojsc do naprawy, a my pojechalismy innymi samochodami. Wtedy usmiechnalem sie i sobie pomyslalem ile we mnie i w miejscowych ksiezach pozostalo komunizmu i myslenia typowo jutrzejszego.