W wielu krajach ludzie maja swoja ulubion potrawe, ktora chcieliby jesc jak najczesciej. Jezeli nie ma jej na stole to tak jakby nie bylo zadnego jedzenia, chociaz stol moze byc astawiony po brzegi roznymi przysmakami. Nassi misjonarze z Indii, Indonezji i Filipin przepadaja strasznie za ryzem. Mieszkalem z pewnym bratem z Indonezji, ktory potrafil jesc ryz trzy raz dziennie. A kiedy ryzu nie bylo to po danym posilku nadal czul sie glodny, chociaz zjadl roznych potraw prawie za dwie osoby.
Rowniez przez kilka lat mieszkalem z Zambijczykiem ze szczepu Bemba. On uwielbial kapuste. Kiedy wspolnie przygotowalilismy togodniowy jadlospis to on poprosil o kapuste na kazdy dzien. Czasami jadl nawet dwa razy dziennie. Bylem odpowiedzialny za zakupy, wiec kapusta zawsze musiala byc na naszym stole. Dopiero po trzech latach codziennego jej jedzenia powiedzial mi, ze teraz zrobi sobie krotka przerwe od kapusty. Nie trwala ona zbyt dlugo.
My Polacy jestesmy znani z jedzenia ziemniakow. Wielu Polakow za nimi wprost przepada. Co do mnie moge smialo powiedziec, ze ponad trzydziesci lat mieszkania we wspolnotach azjatycko-afrykanskich wyleczylo mnie z tego polskiego przysmaku.Naturalnie kiedykolwiek ziemniaki pojawiaja sie na naszym stole i mam do wyboru ryz, czy tez maczke kukurydziana to nadal siegne najpierw po ten polski przysmak.
W wielu krajach afrykanskich maka kukurydziana przygotowywana na rozne sposobu bardzo mocno dominuje i ludzie nie wyobrazaja sobie posilku bez tego posilku. Mialem juz w moim zyciu misyjnym bardzo duzo takich sytuacji kiedy podczas roznych spotkan i uroczystosci bylo bardzo duzo roznego jedzenia i picia, ale nie bylo posilku z maki kukurydzianej, nazywanego popularnie „sima”, czy „buhobe”, wtedy narzekali ze sa glodni. Dawniej ciezko bylo mi w to uwierzyc, teraz juz sie do tego przyzwyczailem.
Kilka dni temu odwiedzil mnie jeden z oficerow z wiezienia. Dyskutowalismy na rozne tematy nie wykluczajac jedzenia. Oczywiscie „sima” byla pierwsza w planie. Powiedzial mi, ze kilka miesiecy temu zaprosil cala rodzine na kolacje do wspanialej restauracji. Byly przerozne przysmaki (kielbaski, kurczaki, czekoladki, lody), ale nie bylo tej jedynej „simy”. Wszyscy byli bardzo zadwoleni. Kiedy jednak wrocili do domu po krotkim czasie dzieci przychodzily do taty i narzekaly mowiac: „tato jestesmy glodni”. Jak to? Przeciez nie jedlismy „simy”.
Dwa lata temu mielismy gosci z Lusaki, z naszej stolicy. Nie bylo swiatla wieczorem, wiec chcieli sobie cos ugotowac na kolacje. Dalem im drzewo i mozliwosci do gotowania. Mowili mi, ze wszystkie rzeczy to oni juz przygotowali i ugotowali, a tylko zostalo im jedzenie do przygotowania. Poczatkowo nie moglem zrozumiec co to znaczy: „wszystko przygotowali, ale jedzenia nie przygotowali”. Mieli juz przygotowane mieso i warzywa, ale w ich mysleniu to nie nazywa sie jedzeniem. Nie mieli jednak przygotwanej „simy”, ktora tylko nazwywa sie jedzeniem.
Innym razem z mlodzieza robilismy dobre zakupy na workshop. Byly ziemniaki, ryz, duzo miesa, kurczaki, ale nie bylo maczki kukurydzianej. I niestety nie byli zadwoleni dopoki jej nie zalatwilismy. Dlatego do dzisiaj nie potrafie zrozumiec jaka czescia ciala tutejsi ludzie mysla kiedy przychodzi do przygotowania posilku.