Kilka miesiecy temu nasza kucharka przeszla na emeryture i ztrudnilismy nowa. Miala trzy miesiecy przygotowania i obserwowania, czesciowo uczyla sie od bylej kucharki, a teraz po zatrudnieniu na stale, a wlasciwie na rok z mozliwoscia odnowy umowy o prace mozna wiecej wymagac. Niby sprzata, odkurza, a jednak nie dostrzega wielu miejsc. Kilka dni temu ja zapytalem: ile ma uczow? Byla nieco zaskoczona. Oczywiscie, ze dwoje. Mowie, ze to za malo. Potrzebuje czworo oczu, aby dobrze swoja prace wykonywac. Jak to? Pokazuje jej pewne miejsca i pytam czy cos widzi, mowi, ze nie? Pytam ponownie i naprowadzam, powoli dostrzega. No widzisz. Teraz masz juz troje oczu, z czasem bedziesz miala czworo i bedzie bardzo dobrze. Mowie jej, ze gdy mocno rozciela sobie palec w czasie probnej pracy bo sie zagadala jak kroila mieso to wtedy miala tylko 1,5 oczu. Usmiechnela sie, bo pewnie zauwazyla na czym polega to naprowadzanie. W nastepnych dwoch dniach caly dom, a zwlaszcza kuchnia byly nie do poznania. Podejrzewam, ze przeskoczyla sama siebie i dostala pewnie blisko szesc oczu. Mam nadzieje, ze nie na kilka tylko dni.
Podobnie gdy ide z chlopkami na safari to mowie im, ze musza miec oczy z kazdej strony, aby umieli dostrzec kazdego krokodyla, bawola, hipcia, czy weza. Poczatkowo robia tylko wieksze oczy na mnie, ale gdy jeden czy drugi slon nas pogoni to liczba oczu szybko rosnie. Doradzam im, aby uczyli sie od krokodyla, ktory wspaniale widzi, albo od sowy co w nocy jest mistrzynia w dostrzeganiu roznych rzeczy.
W kosciele na katechezie zadaje starszym i mlodszym parafianom pytania na temat przykazan, modlitwy czy tez inne z nauczania kosciola. Niektorzy nie znajac odpowiedzi robia tylko bardzo madre miny i otwieraja szeroko oczy. Mowie do nich, aby nie otwierali az tak szeroko oczow, bo wypadna, tylko raczej niechaj usta otwieraja. Wtedy oni zamykaja oczy, a inni radosnie sie smieja. Ale tych co najglosniej sie smieja czeka kolejne pytanie i historia sie powtarza.
W naszych domach misyjnych mamy wspolbraci z roznych krajow. Razem mieszkajac mozna latwo zauwazyc, ze oni takze maja problem ze wzrokiem. Kilka razy moga przechodzic obok jakiegos papierka, czy rozlanej wody nie zauwazajac jej. Nie zainteresuja sie zepsutym zamkiem. Swiatlo moze palic sie w dzien I w nocy to im nie przeszkadza. I lista moglaby byc bardzo dluga. Podejrzewam, ze u nich nawet jedno oko za dobrze nie dziala. Powstaje pytanie. Ile czasu potrzebuja na leczenie i gdzie mozna znalezc takiego niezywklego okuliste, aby im te oczy uleczyl?
Rowniez w czasie wakacji jechalem z siostrzenica samochodem, ona kierowala. Na drodze do 60-ciu jechala 80, a na 80-tce 100 I wiecej. W pewnej chwili ja zapytalem, czy dawno wzrok badala, czy nie ma problem z widzeniem. Odpowiada, ze wzrok ma w porzadku, nawet niedawno byla u okulisty. Mowie jej, ze pewnie musi powtorzyc badanie u innego okulisty. Pyta mnie dlaczego. Mowie jej ze te znaki na drodze jakos jej sie zlewaja i nie odroznia 60-tki od 80-tki, czy setki. Usmiecha sie i mowi,ze wujek to wszystko widzi i z lekka zwalnia, ale tylko na krotki czas, potem wzrok slabnie ponownie.
Ktos powiedzial: “patrzec I nie widziec, albo widziec bez patrzenia”. Cos w tym jest.