Pewnego dnia wiozlem duza grupe naszych parafian z glebokiego buszu na seminar do Liwingstonu. Droge te znalem bardzo dobrze. Jechalismy tuz po porze deszczowej.Droga byla bardzo mocno zarosnieta i w wielu miejscach byly zwalone drzewa lub deszcz wymyl przejazd. Musialem wiec robic duzo objazdow. Czasami wygladalo to tak jakbym sie zagubil. Ludzie zaczeli watpic i cicho szepcac, ze Ojciec misjonarz sie zagubil i my razem z nim. Po dwoch godzinach takiego krazenia po buszu dojechalismy do glownej drogi. Wtedy parafianie nie mogli sie nadziwic jak moglem znac te droge tak dobrze. Tak tutaj musial zadzialac moj misyjny GPS.
Innym razem jechalismy kreta droga i bardzo piaszczysta pomiedzy grubymi drzewami z bardzo waskim przejazdem. Trzeba bylo dobrze obliczac zakrety zeby jakiegos drzewa nie przestawic. Tutaj dopiero sprawdzaja sie umiejetnosci jezdzenia w buszu. Niekiedy pasazerowie na widok jakiegos zakretu mysla ze juz uderzymy w drzewo i wtedy zamykaja oczy, albo kobiety piszca ze strachu. Ja rowniez moglbym na chwile zamknac oczy i westchnac o wsparcie do Pana, ale robie to z otwartymi oczami. I dzieki temu zazwyczaj dojezdzamy na czas do celu.