Wiele lat temu w moim kazaniu uzylem dosc bezposredniego i mocnego jezyka, aby ludzie zrozumieli pewien problem istniejacy w parafii. Po kazaniu, po Mszy Swietej powstal problem kto ma mi o tym powiedziec. Ci co poczuli sie urazeni bali sie mnie, wiec powiedzieli dla szefa od liturgii, ten z kolei poszedl do sekretarza parafii, secretrz zebaral mala rade parafialna i ostatecznie znalezli dwoch ludzi co mieli mi o tym powiedziec. Byl to szef rady parafialnej i jego zastepca. Umowili sie ze mna na spotkanie. Najpierw dlugo rozmawialismy na temat sytuacji politycznej w kraju, pozniej o trudnosciach ekonomicznych, po czym zaczeli narzekac na brak deszczu. Po prawie 30 minutach takiego gadania szef rady zaczal w ten sposob swoj wywod. Mu lubimy czytac Pismo Swiete i wiemy, ze Pan Jezus kochal ludzi. Wielu ludzi w naszej parafii lubi przychodzic do kosciola i sie modlic. Czasami jednak oni ni umieja sie skupic na modlitwie. Sa na Mszy pewne mocne Slowa, ktore ich rozpraszaaja. Mowie, bo Pan Jezus tez uzywal mocnych slow do Faryzeuszy, ale ich kochal. Szef rady nie jest zbyt zachwycony, bo jego dlugi wyklad nie odnosi skutklu. Sprobowal jeszcze kilka innych wywodow lecz nadal bezskutecznie. Po czym po dlugiej podrozy wyladowal w parafii. I powiedzial mi, ze moze moglbym uzywac lagodniejszego jezyka w moim kazaniu. Wtedy zrozumialem te dluga wedrowke.
Wiele lat temu bylismy jedyna wspolnota w centrum miasta. Czasami ksieza, siostry czy nawet biskup korzystal z naszej ubikacji. Pewnego dnia mialem te przyjemnosc przyjac naszego biskupa. Serdecznie go przywitalem. Przeszlismy przez pokoj do przyjmowania gosci. On szedl dalej, wiec ja rowniez z nim. W jadalni mi powiedzial, ze chcialby umyc rece. Mielismy tam zlew do mycia rak. Mowie mu, czemu nie i wskazuje na nasz zlew. Na co on mi mowi, ze on tak chcialby bardziej sie umyc. Wtedy wskazalem mu lazienke. Dla mnie to bylo proste. Jaka prosba taka odpowiedz. Jednak tutaj gdy chodzi o ubikacje to trzeba uzywac jezyka bardzo dyplomatycznego, bo mowimy o rzeczach wielce tajemniczych.
Tak sie zlozylo, ze z tym samym biskupem mialem inna podobna sytuacje. Byl on dosc chory i potrzebowal specjalistycznego szpitala. Wiec mi przypadlo zawiesc go do szpitala w Bulowayo w Zimbabwe. Droga byla dluga, dlatego staralem sie zwiesc go tam jak najszybciej. Jechalem gdzies 100/110 km na godzine. W pewnej chciwli biskup chcial mi zwrocic uwage, ze jedziemy za szybko. Najpierw zaczal mi mowic, ze obok drogi lezy sporo zepsutych opon. Na co ja odpowiedzialem, ze to wszystko przez to, ze ludzie nie maja pieniedzy i zamiast kupowac nowe, robia na starych nalewki, ktore okazuja sie niezbyt praktyczne. Bisklup byl niepocieszony i z lekka wystraszony tak duza dla niego predkoscia. Wtedy zaczal mi wyjasniac, ze na drodze jest duzo samochodow i jest bardzo niebezpiecznie. Wtedy ja mu mowie, ze rzeczywiscie tych tirow (duzych samochow ciezarowych) jest za duzo i towar moznaby wozic koleja. Wowczas on mi mowi, ze duzo kierowcow jezdzi dosc szybko. Tak zgodzilem sie z nim, bo niektorzy szaleja na drogach tak jakby wyscigi sobie urzadzali. Biskupowi wyczerpaly sie mozliwosci jezyka dyplomatycznego i w koncu mowi, ze ty tez za szybko jedziesz, bo moze cos nam sie przydarzyc. Odpowiadam, ze myslalem ze to nie jest zbyt szybko. Ale oczywiscie moge zwolnic. I tak zrobilem. Wowczas spokoj i radosc pojawily sie na twarzy biskupa. Niestety przez jezyk dyplomatyczny musial na to dlugo czekac.