Mieszkam teraz z misjonarzem z Indonezji, ktory strasznie boi sie zastrzykow. Kilka razy odwozilem razem z nim kogos innego do szpitala. Kiedy ten chory dostawal zastrzyk i spokojnie to przyjmowal to nasz misjonarz za niego robil tyle krzyku, ze wszystkie pielegniarki myslaly, ze ktos naprawde umiera. Jest on bardzo wyczulony na punkcie bolu i przyjmowania zastrzykow.
W ostatnim tygodniu nasz piesek zachorowal na jedna noge i zaczal chodzic tylko na trzech nogach. Zabralem go do veterynarza. Jakies insekty dostaly sie pod skore i zaczely pic jego krew. Dostal kilka zastrzykow i masc na to miejsce. W czasie zastrzykow szalal niesamowicie. Lekarstwo powoli zaczelo dzialac i coraz mniej utykal na noge. Po dwoch dniach zawiozlem go na kolejne sprawdzenie. Tuz przed drzwiami weterynarza zapieral sie jak tylko mogl. Czul, ze klejne zastrzyki go czekaja. Chyba bal sie tak samo jak nasz Indonezyjczyk. W tej szarpaninie sznurek sie rozwiazal i zaczal mi uciekac. Biegal po miescie jak szalony. Juz pewnie zapomnial o kulejacej nodze. Sporo czasu uplyelo zanim z pomoca innych go zlapalem. Moze to bylo psychologiczne lekarstwo na noge, bo juz przestal kulec. Ale i tak kolejny zastrzyk musial dostac.
Kilka lat temu jechalem z moim kolega w Botswanie w Narodowym Parku Chobe. Byl gleboki piach. Na naszej drodze pojawil sie strus. Utykal na jedna noge i tak utykajac biegl przed nami. Dosc dlugo to trwalo i wydawalo sie, ze jest mocno zmeczony i za chwile padnie ze zmeczenia i z bolu w nodze. Powiedzialem mojemu koledze, zeby sie zatrzymal to go zlapie. Wybieglem szybko z samochodu i chcialem rzucic sie na strusia. On dopiero wtedy pokazal na co go stac. W jednej sekundzie odstwil nas na kilkanascie metrow. Chyba szybko wyczul moje „dobre” zamiary. Pewnie pomoglem mu zapomniec o bolu w nodze.