
Nie tak dawno wybralem sie z kolega nad zalew w parku, aby popodziwiac dzikie zwierzeta i jednoczesnie zlowic jakies rybki. Oficjalnie dostlismy pozwolenie na taki polow. Sa tam miejsca gdzie ryby biora lepiej i inne z mala szansa na zlowienie. Wybralismy takie miejsce gdzie rybki bardzo dobrze braly. Po godzinie polowow ujrzelismy straznika idacego w naszym kierunku. Powiedzialem do kolegi, ze pewnie chce nas przegnac w inne miejsce. Zaraz popowitaniu ja skierowalem rozmowe na temat padajacych sloni. Dlugo rozmawialismy na temat roznych ryb i metod polowu. W miedzyczasie dostal od nas mango do jedzenia. Po godzinie rozmowy powiedzial, ze musi isc na drugi brzeg, aby sprawdzic, czy kly padnietego slonia dadza sie wyciagnac. Po jakims czasie powrocil z jednym klem, z ktorym pozwolil nam zrobic zdjecie. Po czym nadal nam towarzyszyl w polowach. Po kolejnej godzinie kiedy zaczelismy rozmawiac na temat lepszych i gorszych miejsc nad tym zalewem. Wtedy delikatnie powiedzial, ze tak oficjalnie to tutaj nie mozna lapac, ale ze w krotkim czasie planowalismy zkonczyc polowy to pozwolil nam pozostac. I tak po trzech godzinach dowiedzielismy sie po co do nas przyszedl.