Dzisiaj chcialbym powiedziec cos na temat innej smierci, ktora jest, lecz my jej nie zauwazamy lub nie chcemy zauwazyc. Jaka to jest smierc? Jest ona coraz bardziej powszechna wsrod nas. Jest to taka smierc, ze ktos nadal zyje a jednoczesnie nie zyje. Jak to pojac, to nie takie proste. Moze nizej opisane sytuacje pomoga nam zrozumiec taka smierc.
Czasami mozemy uslyszec jak ktos do kogos mowi: ja juz ci wiecej nie przebacze, ty dla mnie juz nie istniejesz w tym swiecie. Bardzo mocne slowa, ktore zdarzaja sie wsrod zyjacych. Wowczas cokolwiek by druga strona nie robila to i tak nie nawiaze kontaktu z tamta, bo ona stala sie jakby powietrzem.
Inna sytuacja nieco odmienna od poprzedniej. Ktos odchodzi z kaplanstwa mowiac: dla mnie tego rodzaju zycie juz nie istnieje. Zostawia kaplanstwo i caly swiat z nim zwiazany. Na ile moze oddala sie od tego zycia jak najdalej. Nie chce spotykac zadnych kaplanow. Dawni koledzy, czy znajomi dla niego nie istnieja.
Podobna sytacja ma miejsce gdy ktos odchodzi ze Zgormadzenia, czy z zakonu. Moze to byc kaplan, brat zakonny czy siostra zakonna. W ich zyciu cos niezwyklego sie wydarzylo. Odchodza na dobre i jak najdalej od swojego zakonu. Dla nich ten zakon umiera, przestaje istniec. Czy kiedys zmartwychwstanie? Trudno odpowiedziec na to pytanie.
Jest tez smierc ktora moze przyjsc za chwile, za pare godzin, za pare dni, miesiecy albo lat. To jest kara smierci. W jednych krajach ta kara jest wykonywana natychmiast, w innych wiezniowie czekaja na jej wykonanie latami. Kazdy dzien jest oczekiwaniem na nia. Jak wyglada takie zycie? Niby zyje, a jednak juz nie zyje. W takiej sytuacji taki wiezien czesto przestaje istniec dla rodziny chociaz nadal zyje.
Rowniez rodzina wykresla kogos z kara dozywocia. On przestaje byc czlonkiem rodziny. Podobna sytuacja ma miejsce gdy ktos dostaje wyrok ponad 10 lat pozbawienia wolnosci i automatycznie zostaje przeniesiony do wiezienia o maksymalnej karze, czyli o karze smierci. Takze w takiej sytuacji on dla rodziny juz nie istnieje, przekreslaja go na dobre. Jeden z moich wiezniow opowiadal mi historie jak to jego brat przyszedl do niego do wiezienia i mu powiedzial ze ty dla nas juz nie istniejesz i ze on bierze jego zone. Powiedzial rodzinie ze on juz nigdy nie wyjdzie na wolnosc. Dostal 20 lat. Obecnie zostalo mu tylko trzy lata, ma okolo 52 lat. Prawdopodobnie wyjdzie na wonosc za trzy lata. Jest dosc zdrowy, bardzo dobrze sie sprawuje, jest zaufanym wiezniem. Byc moze nawet o rok albo dluzej jego kara zostanie skrocona. Od ostaniej wizyty tego brata nikt z rodziny go nie odwiedzil w naszym wiezieniu, bo od kilku lat przebywa w naszym wieznieniu o lzejszym wymiarze kary. Kiedy byl on w wiezieniu o maksymalnym wymiarze kary to jego rodzina miala do niego okolo 700 kilometrow, teraz ma okolo 400 km. On dla nich umarl, poprostu nie istnieje. Nie wierza w to, ze moga kiedys sie z nim spotkac w tym swiecie. Wiec kiedy wyjdzie na wolnosc jak spojrzy w oczy swojemu bratu i swojej bylej zonie ktora zostala oszukana i zmuszona do malzenstwa z jego bratem? Niby zgodnie z ich tonga tradycja jak brat umiera to inny najstarszy brat ma ja poslubic i wziasc w opieke ich dzieci. Bedzie to nietypowe zmartwychwstanie w tym swiecie.
Kiedys tak sobie pomyslalem gdy jeszcze pracowalem na parafii i poprzez problemy z chorem czesc parafii byla za mna a czesc za chorem i przeciwko mnie. Wtedy chcialem udac trupka i w nocy przyjsc na miejsce pogrzebu, zeby zobaczyc kto prawdziwie po mnie placze. Juz mialem dobrze ulozony plan. Juz w tamtym czasie regularnie kazdego poniedzialku chodzilem na safari, na rybki. Tak sobie pomyslalem pojde na rybki, zaparkuje jak zwykle samochod przy rzece. Niedaleko od samochodu zostwie wedke z moim plecakiem tak jakby mnie porwal krokodyl. A w miedzyczsie skryje sie gdzies w buszu. Po dwoch lub trzech dniach kiedy juz bedzie wiadomo, ze nie zyje w nocy pojawie sie w przebraniu na miejscu pogrzebu gdzie ludzie zazwyczaj modla sie i placza po zmarlym. Wtedy cichaczem zobacze kto prawdziwie po mnie placze, a kto sie cieszy. No i oczywiscie pozniej pojawie sie na dobre. Tym moim planem podzielilem sie wtedy z moim dobrym oficerem z ochrony parku. On bardzo mocno na to zareagowal i mi powiedzial, zebym nawet o tym nie myslal, bo bede mial duzo nieprzyjemnosci i bedzie to kosztowna smierc. Bede musial pokryc wszystkie oplaty zwiazane z poszukiwaniem. I byc moze ze to oszostwo dostane kare krotkiego pobytu w wiezieniu. Dosc szybko i skutecznie wyleczyl mnie z takiej smierci.
Tak wyglada ta inna smierc, ale to wcale nie znaczy ze nie ma tej prawdziwej realnej smierci i nie nalezy do niej podchodzic realnie. Na koniec mam inna krotka historie na temat smierci. Ktos kiedys powiedzial ze smierc ma swoja liste i skrzetnie ja ukrywa. Lecz pewnemu czlowiekowi udalo sie ja odkryc (w obecnej dobie Internetu i satelit, smierc nie wszystko przewidziala..) Dorwal wiec te liste i zobaczyl, ze kolejne nazwisko jest jego, wiec sprytnie je przenisl na koniec listy. Nastepnego dnia smierc spojrzala na liste i powiedziala, ze tym razem dla odmiany wezmiemy kogos z konca listy. I niestety nic nie wyszlo z przeniesienia nazwiska na koniec. Smierc ma swoj czas. I my w tym miejscu mozemy spokojnie dodac, ze Bog ma dla nas czas zgodny ze swoim planem..