Romek Janowski SVD Misja w Zambii
  • Życie w misji
  • Radość życia misyjnego - Blog
  • O Ojcu Romku SVD
  • Rok szabatowy - podróże
  • Filmy z misji
  • Galeria
  • Pomoc misjom
  • Misje w Zambii
  • Moja misja
  • Refleksje misyjne
  • Duszpasterstwo więzienne
  • Listy z Afryki
  • Kontakt

Znajomość języka pomaga

7/31/2017

 
Picture
Nie ma dialogu jest akcja
Znane jest powiedzenie, ze „podroze ksztalca”. Chyba nikt z podrozujacych wieksze czy mniejsze odleglosci moglby miec jakies watpliwosci co do tego. Mozna poznac nowe miejsca i nowych ludzi, ktorzy nas ubogaca. Jednak to ubogacenie moze byc wieksze lub mniejsze w zaleznosci od znajomosci jezyka spotykanych ludzi. Jezyk jest fantastycznym narzedziem, czesto bardzo trudnym do zastapienia. Ci co odwiedzili jakies kraje znajac jezyk tam uzywany zawsze mowia jakze sie ciesze, ze znalem ten jezyk albo szalenie mi sie przydal  jezyk miejscowy.
Turysci doswiadczaja tego tylko przez okres wakacji. Inni jak misjonarze maja takie doswiadczenie przez cale zycie misyjne. Ci co nauczyli sie jezyka miejscowego moga byc bardziej efektywni w swojej pracy. Nie potrzebuja tlumacza, ktory i tak nie zawsze potrafi przekazac cala tresc bez zadnych „dodatkow, czy prazypraw”. Ludzie okazuja ogromna radosc do misjonarza, ktory opanowal wspaniale ich jezyk.
Jezyk rowniez pomaga w mniej lub bardziej skomplikowanych sytuacjach. A jeszcze bardziej gdy ktos zna kilka jezykow i potrafi ich uzywac w zaleznosci od sytuacji. Prztocze tutaj kilka sytuacji gdzie jeden jezyk zastapil drugi w bardzo praktyczny sposob i to na dodatek jezyk polski, ktory dla wielu ludzi konczy sie w momencie opuszczania granicy Polski.
Kilka lat temu przyjechal do mnie na wakcje siostreniec z kolega. Bardzo slabo znali angielski i raczej nie mieli za duzo odwagi, aby go uzywac, nie mowiac juz o jezyku miejscowym. Bylismy na malej wyprawie do wodospadow w Zimbabwe. Po obejrzeniu wodospadow udalismy sie na obiad do pieknego hotelu z bardzo ladnym naturalnie wybudownym akwenie wodnym. Wlasnie tam udalismy sie po obiedzie. Bylo bardzo goraco wiec woda kusila szalenie do poplywania. Dlugo nie myslac wskoczylem do wspanielj wody. Ten basen byl glownie dla tych co mieszkali w hotelu. Jeden z opiekunow basenu nie byl pewny czy ja jestem lokatorem, czy tez nie. Podszedl do mnie i zadal mi kilka pytan po angielsku. Na wszystkie z nich odpowiedzialem plynnym polskim. Facet byl zaszokowany nie wiedzial co zrobic. Podszedl do mojego siostrzenca i jego kolegi, bo podejrzewal, ze bylismy razem. Oni rowniez odpowiadali po polsku lekko sie usmiechajac. Ostatecznie facet zostawil nas w spokoju, a ja nadal cieszylem sie wspaniala woda w goracym sloncu.
Innym razem z jeszcze innym misjonarzem jachalismy przez centrum stolicy Lusaki. Z kazdej strony samochodu obstepowali nas drobni handlarze. Niemalze wpychali na cos do kupienia. Byly to raczej jakies male buble, ktorych nie potrzebowalismy. Kolega prowdzil samochod, a ja mialem sobie poradzic z tymi handlarzami. Poczatkowo bardzo grzecznie odpowiadalem im po angielsku i w jezyku miejscowym, ze nie potrzebujemy tych rzeczy. Takie odpowiedzi do nich nie docieraly, byli bardzo natarczywi. Czesto tego typu handlarze wykorzystuja zamieszanie i kradna z samochodu rozne rzeczy: komorki, torebki, jedzenie i wiele innych artykulow. Dobrze o tym wiedzielismy i trzymalismy szyby tylko lekoo otwarte. W pewnym momencie kolega mi podpowiedzial, zebym zaczal uzywac polskiego. Nie mialem z tym problemu. Na ich wciskanie rzeczy odpowiadalem: „ja tego nie chce”, „dawno ci powiedzialem zebys sobie poszedl”, „ty chyba jestes glupek i nie potrafisz zrozumiec”, „a wyspales sie dobrze dzisiaj”. Oczywiscie przy takich i innych odpowiedziach smialismy sie z kolega. Wtedy natarczywi wczesniej handlarze szybko zmieniali ton i odchodzili. Chyba zrozumieli cos z polskiego.
Nie tak dawno temu pojechalem z dwomo chlopakami wywiezc smiecie poza miasto. Przy wjezdzie jakis facet cos tam krzyczal z daleka. Nie zwracalem na to uwagi i szybko pojechalem dalej. Po krotkim czasie wracalismy. Facet bardzo zdenerwowany nas zatrzymal i mowil po angielsku, ze potrzebujemy papier na wywoz smieci. Bylo to nowe zarzadzenie o czym ja nie wiedzialem. Lagodzac sytuacje zaczalem rozmawiac w jezyku miejscowym silozi. Szybko zauwazylem, ze facet nie zna tego jezyka. Wowczas postanowilem mowic tylko w tym jezyku. On mi mowil, ze nie zna tego jezyka, wtedy ja nadal w tym jezyku mowilem mu, ze ja rowniez nie znam dobrze angielskiego. Zrobil dosc duze oczy, bo nigdy w naszym miescie chyba nie spotkal bialego nie znajacego angielskiego, a poslugujacego sie wspaniale jezykiem miejscowym. Mowie do niego to musisz nauczyc sie tego jezyka miejscowego to wtedy sie dogadamy. Wtedy on zwocil sie o pomoc do moich chlopakow. Oni byli dosc bystrzy i tez mu odpowiadali w tym samym jezyku miejscowym. Wowczas facet zwatpil, lekka siedo nas usmiechnal i pozwolil nam jechac dalej. Mielismy wspaniala zabawe z chlopakami.
Jeszcze raz latwo mozna zauwazyc, ze nie tylko w podrozach, ale takze na codzien znajomosc kilku jezykow bardzo sie przydaje.

 
 

Przebiegłe Babuny

7/21/2017

 
Wsrod wielu zwierzat zyjacych w naszych parkach latwo mozna zauwazyc, ze malpy, zwane Babunami pod wielomo wzgeledami przwyzszaja modroscia inne zwierzeta. Sa bardzo przebiegle, specjalizuja sie w kradziezy i pod wielomo innymi wzgledami zaskakuja miejscowych ludzi i turystow.Sam wielokrotnie doswiadczylem ich malpiej madrosci.
Pare miesiecy temu bylem sam na safari, lowilem rybki idac wzdluz rzeki. Szla za mna duza gromadka babonow. Byly raczej przyjazne, wiec nie przejmowalem sie nimi zbytnio. Nie wiem jakie mialy plany, bo nie mialy wedki. Doszedlem do miejsce gdzie byla mala rzeka do przekroczenia, ponad nia lezalo duze drzewo. Usiadlem obok i zmienialem blache. Jeden z wiekszych babunow podszedl do lezacego drzewa poparzyl na mnie, przekroczyl rzeke po tym drzewie i wrocil z powrotem patrzac na mnie. Odszedl deczko na bok i bacznie mnie obserwowal. Gdy po drzewie przekroczylem rzeke to narobil halasu do swoich kolegow. Chyba sie ucieszyl, ze mi pokazal sposob na przekroczenie rzeki.
A tydzien temu jeden z naszych babunow w sasiedniej wiosce gdzie jest duza stacja rozdzielcza obok wodospadow dostal sie do glownej sieci i postanowil zrobic troche porzadku. Zaczal obsugiwac kanaly zasilajace cale miasto. W krotkim czasie caly Livingstone byl bez pradu, a babun bylo mocno przestraszony, i troche sparalizowany pradem, ale przezyl i zdobyl nowe doswiadczenie. Zostal bardzo popularny, bo wiadomosc o tym rozeszla sie po swiecie. Widzialem go nastepnego dnia na BBC. Mowili jakie zdolne sa Babuny w Zambii.
W tej samej miejscowosci gdzie znajduje sie elektryczna stacja rozdzielcza mamy kapliczke dojazdowa z naszej katedry. Czasami tam jezdze na Msze w niedziele. Tam Babuny nawet wchodza do srodka kosciola, aby posluchac kazania. Sa bardzo wyksztalcone, i maja „jakiegos chrzesicjanskiego ducha w sobie”. Kilka lat temu niedaleko od naqszej kaplicy kobieta podlewala warzywa wezem. Babun ja obserwowal. Na chwile zostawila weza i weszla do domu. W tym czasie on wzial weza z woda, najpierw napil sie wody, a pozniej zaczal podlewac warzywa, I to za darmo. Bo wiekszosc naszych ludzi to zrobi, ale za mala oplata.
 W poblizu tego miejsca jest przejscie graniczne do Zimbabwe. Tam babuny sa bardzo popularne, konfiskuja jedzenie i sprawdzaja paszporty. Gdy ludzie wracaja z zakupow z Zimbabwe i stawiaja bagaze na podlodze przy okienku, aby pokazac paszport do kontroli w tym wlasnie momencie babuny chwytaja bagaze i uciekaja na drzewo, tam wybieraja co im sie nadaja, a co nie to zwracjaa na ziemie. Szczegolnie nie lubia roznego rodzaju proszkow i mydelek. Uzywaja naturalnych srodkow. Pewna pani nawet nie zdazyla wyjac paszportu i juz nie bylo torebki. Babun sprawdzil jej paszport na drzewie i zwrocil na ziemie. Nie mial problemu, zeby mogla przekroczyc granice.
Jezeli ktos odwiedzil nasze wodospady pare lat temu zrobi to dzisiaj, to ogromnie sie zdziwi, jak bardzo mocno nasze Babuny sie zmienily. Obecnie sa bardziej przebiegle i agresywne, walcza o swoje malpie niepisane prawa tuz obok przepieknych wodospadow. Dominuja one coraz bardziej nad turystami. Niektorzy turysci je karmia uzywajac zoltych torebek z duzego marketu. A kiedy innym razem inni turysci ida z taka torebka to Babuny atakuja torebke. Turysci sa bezradni. Kilka miesiecy temu poszedlem nad wodospady, aby zabawic sie z Babunami. Otwarcie nioslem zolta torebke w ktorej mialem tylko kilka kamieni. Nawet nie podbiegly do mojej torebki, no odleglosc wyczuly, ze tam nic nie ma dla nich.
Nasze Babuny sa nadzwyczaj przebiegwe i na swoj sposob madre. Niektorzy mowia, dlatego sa podobni do nas i prawdopodobnie od nich pochodzimy. Na co ja bardzo szybko odpowiadam. Jezeli twoi pra, pra, pra pradziadkowie byli Babunami to Szczesc ci Boze. Co do mnie to jestem pewien, ze moi rodzice, dziadkowie i pra, pra,  pradziadkowie byli normalnymi ludzmi stworzonymi na Boze podobienstwo. I co do tego nie mam zadnych watpiwosci nawet przy calej ich przebieglosci.

SVD w wiezieniu   “Bylem w wiezieniu, a przyszliscie do Mnie”

7/16/2017

 
Wiele lat temu kiedy bylem malym chlopcem marzylem o tym, zeby byc misjonarzem w jakims dalekim kraju. Moim marzeniem bylo gloszenie Ewangelii do ludzi mieszkajacych w malych wioskach i nie znajacych Chrystusa. Jak rowniez mieszkanie razem z nimi. Dlatego szukalem typowego misyjnego Zgromadzenia. I kiedy znalazlem Werbistow to sobie powiedzialem: „to jest wlasnie to Zgromadzenie, ktorego szukalem”. Bylem bardzo szczesliwy I wstapilem do niego. Po swieceniach moja pierwsza misja byla fantastyczna. Moje dawne plany spelnily sie. Nigdy nie myslalem o byciu misjonarzem w wiezieniu. Chociaz moja pierwsza misja znajdowala sie w poblizu wiezienia i glowny officer nalezal do naszego kosciola. Rowniez on zwrocil sie do naszej parafii o pomoc duchowa w tym wiezieniu. Jednak to wiezienie bylo raczej przedszkolem w calym systemie wieziennym. Wiezniowie wychodzi na zewnatrz i mogli poruszac sie po calej okolicy do poznego popludnia bez zadnych ograniczen. Byly przypadki, ze ktos odbyl kare i rano wyszedl na wolnosc i przez caly dzien czekal na jakas okazje, aby dojechac do domu. Gdy jej nie znalazl to wracal do wiezienia i prosil o nocleg. W tamtym czasie wiezniowie mieli trzy posilki, a ludzie na zewnatrz mieli duze trudnosci, aby nawet miec jeden posilek dziennie. Mieli oni dobra druzyne pilki noznej i nawet grali w miejscowej lidze. Czasmi gralem w pilke razem z nimi. Niekiedy wiezniowie pracowali na naszej misji, aby zapracowac na sprzet sportowy, szczegolnie jakies pilki do gry. Pewnego dnia w czasie takiej pracy zauwazylem z mojego pokoju jak jeden z wiezniow kradl pomarancze z naszego drzewa. Postanowilem uniemozliwic mu ta kradziez. Udalem sie szybko w kierunku ogrodu. On rowniez bardzo szybko mnie dostrzegl. Blyskawicznie zeskoczyl z drzewa, wzial kilka pomarancz I przyniozl do mnie mowiac: “ojcze to dla ciebie zerwalem, bo wiem, ze lubisz pomarancze”. Coz moglem na to odpowiedziec. Tak czy inaczej to wiezienie bylo tylko przygotowaniem do innego prawdziwego wiezienia. Rowniez w tamtym wiezieniu moja pomoc duchowa nie byla regularna.
Dziesiec lat pozniej zostalem prowincjalnym powolaniowcem na trzy kraje: Zambie, Zimbabwe i Botswane, jak rowniez nalezalem do diecezjalnej grupy powolaniowej. Mialem duzo pracy, ale oficjalnie nie nalezalem do zadnej parafii, ani tez instytucji diecezjalnej. W tamtym czasie duszpasterz diecezjalny odpowiedzialny za prace w diecezji nie wiedzial jaka prace mi dac, i rowniez wtedy nie bylo zadnego kapelana pracujacego w wiezieniu. Pewnego dnia zaprosil on mnie na spotkanie i zaproponowal mi prace w wiezieniu. Bylem zaszokowany. „Jak to ja misjonarz przyjechalem na dalekie misje, aby pracowac w wiezieniu, nie to nie dla mnie”. Miala to byc praca bez zadnego wynagrodzenia i bez zadnego srodka transportu na dojazd do wiezienia. Nic nie odpowiedzialem. Dwa dni pozniej juz mialem list z przeznaczeniem na kapelana wieziennego. Taki byl poczatek.
Tydzien pozniej byly kapelan poszedl ze mna do wiezienia, aby mnie wprowadzic w tajniki wiezienne. Musielismy czekac prawie dwie godziny, aby uzyskac pozwolenie na jakikolwiek program z wiezniami. Bylem zawiedziony. Kilka dni pozniej sam udalem sie na spotkanie z wiezniami i zastalem podobna sytuacje.Wtedy postanowilem uzyc moje dawne dwuletnie doswiadczenie w polskim wojsku. Udalem sie do glownego oficera i odbylem z nim dosc przyjemna, ale konkretna rozmowe. On dal mi list z wyznaczonymi dniami i godzinami moich wizyt. Oczywiscie z kilkomo pieczatkami i jego podpisem. Po kilku dniach z tym listem poszedlem na kolejna wizyte. Ponownie nizsi ranga oficerowie probowali opoznic moj program. Pokazalem im list od oficera glownego i automatycznie wszystkie drzwi otworzyly sie do mojej pracy. Od tamtego czasu nikt nigdy wiecej nie przeszkadzal mi w pracy. Wprost przeciwnie coraz wiecej oficerow bylo moimi przyjaciolmi, jak rowniez mieli duzy szacunek do mnie. Pozniej nawet gdy ktorys z nizszych ranga oficerow chcial cos otrzymac od glownego oficera to mnie wysylal, aby to zalatwic. I nie mylil sie, zazwyczaj jego sprawa byla pomyslnie zalatwiona.
W krotkim czasie moja praca w wiezieniu stala sie raczej przyjemnoscia niz koniecznoscia. Co dla wielu ksiezy bylo duzym ciezarem dla mnie stalo sie radoscia pracy duszpasterskiej. Oczywiscie nigdy nie bylo latwo patrzec na glodnych i pol nagich wiezniow, i usmiechac sie bez probowania znalezienia jakiejs pomocy dla nich. Z duza trudnoscia od czasu do czasu mozna bylo znalezc jakiegos „dobrego Samarytanina” ofiarujacego jakas pomoc, aby chociaz na krotko mogl sie pojawic usmiech na twarzach wiezniow. Wiekszosc takich Samarytan znajdowalem poza Livingstonem i Zambia. Miejscowi biznesmeni na prosbe o pomoc dla wiezniow zazwyczaj odpowiadali: „jak to oni ukradli z mojego sklepu i ja mam im pomagac”.
W roku 2003 poznalem ICCPPC, czyli struktury miedzynarodowe pracy kapelanow wieziennych. Od tego czasu cosc szybko poznawalem tajniki pracy kapelanow w innych krajach. W tym samym roku rowniez uczestniczylem w Irlandii poraz pierwszy w Miedzynarodowym Kongresie Kapelanow wieziennych z calego swiata. Ten Kongres pozwolil mi blizej poznac duszpasterstwo wiezienne w innych czesciach swiata, jak tez jego miedzynarodowe struktury. Latwo mozna bylo zauwazyc, ze dosc ladnie jest rozwiniete duszpasterstwo wiezienne w niektorych krajach na swiecie. Niektore formy tego duszpasterstwa udalo sie mi wprowadzic w zycie w Zambii, inne do dzisiaj pozostaja moim cichym pragnieniem.
Ktos moze zadac pytanie: a co to za stworzenie to ICCPPC? Jest to Miedzynarodowa Komisja Katolicka Duszpasterstwa Wieziennego. Zostala ona zalozona na miedzynarodowym kongresie w Rzymie w Roku Jubileuszowym 1950. Od tego czasu co cztery lata odbywaja sie miedzynarodowe kongresy. Celem takiego kongresu jest blizsze spojrzenie na miedzynarodowe wyzwania w pracy duszpasterskiej w wiezieniu, zachecanie nowych kapelanii wieziennych do wspolpracy, odnowienie jej struktur i kolejne wybory. Wiecej informacji mozna znalezc na stronie internetowej: http://www.iccppc.org. Dla mnie ta Komisja byla bardzo pomocna w duszpasterstwie wieziennym. Roznego rodzaju wspolne wyklady i dyskusje, wspolne dzielenie sie naszymi problemami bardzo mocno nas kapelanow jednoczylo i umacnialo w dalszej sluzbie najbardziej odrzuconym w swiecie ludziom.
Po Kongresie w Irlandii postanowilem mocniej pracowac nad rozwojem duszpasterstwa wieziennego w Zambii. Kolejna pomoca w relizacji tego zamierzenia byl Kongress Afrykanski kapelanow wieziennych w Cape Town w RPA. Tam dopiero zobaczylem jak wielu ludzi swieckich oddanych jest tej sluzbie w wiezieniu. W naszym seminarium bralo udzial duzo ludzi z roznych departamentow. Wyklady dla nas mieli nawet policjanci. Oczywiscie tak wspaniale zorganizowana struktura wiezienna w RPA za posrednictwem juz zmarlego prezydenta Mandeli nie jest latwa do wprowadzenia w zycie w Zambii, czy w innych krajach na swiecie. Ale zawsze cos uda sie zrealizowac.
Przez wiele lat marzylem o tym, aby ktoregos dnia udalo sie spotkac kapelanom z wszystkich diecezji w Zambii, podzielic sie swoimi problemami i radosciami.Ta idea ozyla we mnie bardzo mocno na kolejnym Kongresie w Kamerunie, poraz pierwszy zorganizowanym na terenie Afryki. Tam poznalem jeszcze wieksza liczbe kapelanow z roznych krajow swiata, a szczegolnie z Afryki. Dzielilismy sie swoimi problemami i planowalismy lepsza wspolprace w przyszlosci. Niektorzy proponowali kolejny Kongres w Afryce w Zambii. Dobrze wiedzialem, ze Zambia nie byla jeszcze wtedy przygotowana do takiego wyzwania. Dlatego ta propozycja zostala odlozona na dalsza przyszlosc. Rowniez po tym Kongresie probowalem wszczepic ta idee krajowemu duszpasterzowi. Spodobala sie jemu moja idea, ale z jej realizacja bylo o wiele gorzej. Moja propozycja nawet nie dotarla do wszystkich diecezji. Musiala czekac na kolejne lepsze mozliwosci.
Az przyszedl rok 2017. Kilka miesiecy wczesniej spotkalem w Livingstonie narodowego duszpasterza od liturgii i katechezy. On pomogl mi poznac nowego glownego  duszpsterza krajowego. Jemu dalem zaproszenie na kolejny Kongress Miedzynarodowy w Panamie. On przedstawil to zaproszenie na posiedzeniu Episkopatu Zambii. Niestety Episkopat nie znalazl inego bardziej zaangazowanego kapelana w Zambii i mnie oficjalnie wydelegowal na Kongres. Tym razem mialem za soba poparcie narodowego duszpasterza i Epikopatu. Bylem pewny, ze po Kongresie o wiele wiecej uda sie zrobic w calej Zambii. I nie mylilem sie. Kongres w Panamie byl bardzo owocny. Poraz kolejny zostalem ubogacony nowymi doswiadczeniami I wyzwaniami z innych krajow na roznych kontynentach.
Po Kongresie w Panamie dosc szybko zaczalem organizowac nasz kongres w Zambii. Trzeba bylo wyslac bardzo duzo emaili, wykonac wiele telefonow, i przelamac niecheci ludzi watpiacych. Ostatecznie Kongress doszedl do skutku w maju tego roku. Z jedenastu diecezji dziesiec odpowiedzialo pozytywnie, co bylo duzym osiagnieciem. Rowniez na Kongres przybyl glowny zarzad wieziennictwa w Zambii. Ich obecnosc podniosla range naszego Kongresu i odbil sie on duzym echem w calej Zambii, i nawet nieco dalej. Bylem bardzo szczesliwy bo to co przez wiele lat bylo niemozliwe stalo sie czyms realnym. Uczestnicy spotkania byli pelni nadziei i optymizmu na umocnienie duszpasterstwa wieziennego w Zambii. Kazdy z uczestnikow mial mozliwosc podzielic sie swoimi wyzwaniami i radosciami. Glowny szef wieziennictwa przedstwil nam nowe struktury wiezienne, ktore bardzo mocno sie zmienia po to, aby przeniesc akcent z karania na prace nad poprawa charakteru i osobowosci wiezniow. Rowniez byla okazja na zdawanie jemu roznych pytan na ktore on bardzo szczerze i konkretnie odpowiadal. Moglismy zauwazyc jak wiele trzeba jeszcze zrobic, aby tak wspanialy cel osiagnac. Glowny szef byl bardzo zadwolony i powiedzial, ze takie Kongresy powinny miec miejsce kazdego roku i nawet sam siebie zaprosil na nastepny kongres.
Rowniez na nasz kongres przybyl glowny duszpasterz wieziennictwa z RPA. Jego wyklad i prezentacja byla bardzo interesujace. Wielu kapelanow poraz pierwszy uslyszalo co to znaczy sprawiedliwosc poprawcza i jakze ona jest pomocna w procesie pojednania. Oczywiscie takiego prgramu nie mamy jeszcze w Zambii, ale ktoregos dnia rowniez u nas bedzie on funkcjonowac.
Kazdy z uczestnikow Kongresu byl bardzo ubogacony. Tak ten co juz pracowal w duszpasterstwie wieziennym ponad 20 lat, jak i ten co dopiero zaczynal ta prace. Stalismy sie jedna rodzina zmagajaca sie z tymi samymi wyzwaniami i pracujacymi dla tego samego celu. Bylismy pewni, ze to nie my tylko Pan Jezus zmienia serca tych ludzi, dlatego kazdego ranka byl czas na prywatne refleksje i wspolna Msze Swieta.
Ogolnie mozna powiedziec, ze Pierwszy Narodowy Kongres kapelanow wieziennych w Zambii byl bardzo owocny, pelen radosci i optymizmu, ze nasze duszpasterstwo wiezienne bedzie coraz bardziej owocne w calej Zambii. Opuszczalismy Lusake (stolice Zambii) gdzie byl zorganizowany Kongres z silna wiara i nadzieja, ze nasze postanowienia zostana wprowadzone w zycie, i ze spotkamy sie za rok ponownie.
Dzisiaj moge smialo powiedziec, ze jest mozliwe bycie misjonarzem wewnatrz wiezienia. Moje oddanie i doswiadczenie poprzez roznego rodzaju kongresy i seminaria pomogly mi byc bardzo aktywnym i pelnym wiary werbista w duszpasterstwie wieziennym. Na roznych miedzynarodowych i narodowych kongresach i seminariach zawsze szukalem jakiegos innego werbisty, ktory podobnie do mnie bylby dlugoletnim i mocno zaangazowanym duszpasterzem wieziennym. Niestety nigdy nie udalo sie mi znalezc innego poza ostatnim naszym krajowym kongresem w Lusace, gdzie inny werbista do mnie dolaczyl. Rowniez do wiezienia w Livingstonie udalo sie mi wprowadzic naszego obecnego Ojca Generala Henryka Kuluke, i wiele lat wczesniej naszego bylego wicegenerala Ojca Konrada Kellera. Jednak byli oni tam tylko na krotko i szybko wyszli na wolnosc. Ja natomiast juz ponad dwadziescia lat dziele radosci i smutki plynace z duszpasterstwa wieziennego. Byc moze inni werbisci na mniejsza skale gdzies w swiecie pomagaja w wiezieniach polozonych w poblizu ich misji. Ale dlaczego nie byc zaangazowanym na wieksza skale i na dluzszy okres czasu. To jest takze jedno z glownych zadan naszego Zgromadzenia.
 
Kapelan wiezienny- werbista
 
Ojciec Romek Janowski SVD
 

 
 
 

Wielka ryba

7/10/2017

 
Picture
Kazdy rybak chcialby zlowic duza rybe. Nie zawsze sie to udaje. Jednak bywaja polowy z wielka ryba, ktorej nikt nie przewidzial i tak co do rozmiarow jak  i co do gatunku. Jaka to jest ryba? Nielatwo zgadnac. Raczej woli plywac ponad woda niz pod woda. Boi sie zimnej wody, strasznie unika krokodyli i hipopotamow. Oczywiscie do niej nalezy gatunek ludzki.
Nie tak dawno temu bylem na rybkach samotnie. Wszyscy chlopcy poszli do szkoly. Tego dnia bylo dosc zimno i polow nie byl najlepszy. Nagle wziela mala rybka i szybko chaczyk wypuscila. Bylo to tak niespodziewanie, ze nie bylem przygotowany, zeby odskoczyc przed lecaca z duza predkoscia blacha z kotwica. Niestety kotwica wbila sie mi gleboko w reke i weszla pod skore. Mocno sie zaciela i nie szlo jej wyjac. Taki polow zdarzyl sie mi poraz pierwszy w zyciu. Bol straszny, do szpitala daleko i szkoda czasu, wiec pozostaje wlasna operacja. Moj noz nie byl najostrzejszy, ale moja skora musiala sie poddac. Balem sie zakazenia, ale jakos wszystko zakonczylo sie pomyslnie bez szpitala. Tak to byl duzy polow.
Kilka lat temu podobna przygoda zdarzyla sie mojemu kuzynowi w Polsce. Pojechal na rybki ze swoimi dwomo synami na wielki zalew. Zalatwil  male wedki dla swoich synow, zeby wszyscy mieli dobra zabawe. Na poczatku wszyscy lowili zaciecie, ale niestety bez wiekszych sukcesow. Slonce grzalo coraz mocniej, chlopaki zaczeli sie nudzic, rzucali blacha coraz rzadziej i blizej. W pewnej chwili jeden drugiego chwycil kotwica za ucho. Wielki krzyk. Odwrocony tato najpierw pomyslal, ze ktorys z chlopakow zachaczyl wielkiego szczupaka. Szybko sie odwrocil i zobaczyl rybke nie do uwierzenia. O wyjeciu nawet nie bylo mowy. Polow musial sie zakonczyc w szpitalu. Pamietaja go do dzisiaj.
Innym razem bylem z grupa mlodziezy na splywie. Mialem ze soba wedka. Od czasu do czasu cos tam lowilem, chociaz z mizernym sukcesem. Pewnego ranka pakujac bagaze na calodzienna wyprawe nie zauwazylem, ze kotwica sie odczepila od wedki, pociagnalem mocniej i pewne branie. Dziewczyna byla na wedce, zachaczylem ja za lydke. Ladna sztuka, miekkie miesko wiec haczyk szybko wyjalem, chociaz „moja rybka” narobilla duzo halasu w czasie tego niezwyklego polowu.
Coz takie ryby zdarzaja sie rzadko i raczej nie nadaja sie do jedzenia


    Archives

    May 2022
    April 2022
    March 2022
    February 2022
    December 2021
    November 2021
    October 2021
    September 2021
    August 2021
    July 2021
    June 2021
    May 2021
    April 2021
    March 2021
    February 2021
    January 2021
    December 2020
    November 2020
    October 2020
    September 2020
    August 2020
    July 2020
    June 2020
    May 2020
    April 2020
    March 2020
    February 2020
    January 2020
    December 2019
    November 2019
    October 2019
    September 2019
    August 2019
    July 2019
    June 2019
    May 2019
    April 2019
    March 2019
    February 2019
    January 2019
    December 2018
    November 2018
    October 2018
    September 2018
    August 2018
    June 2018
    May 2018
    April 2018
    March 2018
    February 2018
    January 2018
    November 2017
    October 2017
    September 2017
    August 2017
    July 2017
    June 2017
    April 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    November 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    May 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013
    June 2013
    May 2013
    April 2013
    March 2013
    February 2013
    January 2013
    December 2012
    November 2012
    October 2012
    April 2012
    March 2012
    October 2010

Powered by Create your own unique website with customizable templates.