Kilka miesiecy temu odwiedzily mnie dwie dawne parafianki. Bardzo ladnie pracowaly w parafii, wiec poczestowalem ich wspanialymi ciastkami, czekolada i niezlym napojem. Atmosfera byla wspaniala. Wspominalismy dawne chwile w parafii. Gdy przyszedl czas na pozegnanie to one zaczely zbierac do toreb to co zostalo na stole. Probowalem cos zartowac, aby nie braly, lecz zignorowaly moje zarty i wszystko zwinely. Pomyslalem sobie: jak to jest mozliwe. One maja wspaniala prace, jedna pracowala w banku, a druga prowadzila duzy biznes, i tu nagle zachowuja sie tak jakby w domu nie mialy za co przezyc do konca miesiaca.
Innym razem odwiedzil mnie komendant wiezienia w ktorym pracowalem.Poczestowalem go kawa i ciastkami. Radosnie nam sie rozmawialo. Rowniez odchodzac zaczal zabierac do kieszeni pozostajce na talerzu ciastka. Byl oficerem wiec nic nie mowilem, ale swoje pomyslalem.
Pewien misjonarz poczestowal murzynka kawa i postawil przed nim piekne pudelko wspanialych ciasteczek. Byla to dosc spora paczka, lecz on je zajadal tak jakby to bylo sniadanie albo obiad, az wszystkie skonczyl. Po czym grzecznie zapytal misjonarza czy moglby zabrac to podelko bo jemu sie bardzo podoba. On sobie pomyslal to nie mogl mi powiedziec, ze jemu to podelko sie podoba to przesypalby te ciaska do innego a te mu dal. Ale juz bylo za pozno na taka mozliwosc.
Takze w Niemczech moze zaskoczyc nas zwyczaj zmywania talerzy w polowie posilku. U nas w Polsce kazdy moglby zrozumiec, ze nasza wizyta dobiegla konca i dobrze by bylo gdybysmy juz sobie poszli. Natomiast w Niemczech to cos normalnego. Tylko trzeba o tym wiedziec, aby przed czasem nie pojsc do domu.
Pewnego dnia pojechalem odwiedzic rodzine naszego kandydata do Werbistow. Rodzice jego dawno temu zmarli. Byl wychowywany przez wujka. Oprocz wyjka i ciotki w domu zastalem duza grupe mlodszych i starszych dzieciakow. Po krotkiej rozmowie wyjek zaprosil mnie do stlu, gdzie byl podany caly kurczak i sporo simy (miejscowe danie z kukurydzy). Powiedzial, ze to jest dla mnie. Chwile poczekalem sam, po czym zawolalem wujka, aby przynajmniej on ze mna zjadl. Nie byl zbyt chetny, ale ostatecznie sie zgodzil. W czasie posilku rowniez nie byl za bardzo rozmowny. W momencie gdy ja skonczylem jesc on zrobil dokladnie to samo. Zadne zachecania na nic sie nie zdaly. Gdy zaczalem sie zegnac z nim to mi powiedzial, ze mam zabrac reszte kurczaka ze soba. Absolutnie na to sie nie zgodzilem widzac duza grupe glodnych dzieci. Ponownie wujek nie byl za bardzo zadwolony. Po powrocie na plebanie, gdzie zamieszkalem na krotko z miejscowym proboszczem opowiedzialem mu moja przygode z kurczakiem. Na co on odpowiedzial: „ty glupi to byl twoj kurczak czemus go nie przyniosl tutaj to ja bym go zjadl”. U nas jest taka tradycja, ze kurczaka ci dadza calego i powinienes jesc sam, a co zostanie to masz zabrac ze soba. Niestety dowiedzialem sie o tym zbyt pozno. A na dodatek to jest przeciwne do polskiej tradycji, gdzie byloby wielkim hamstwem zabierac jedzenie ze stolu ze soba. Poza sytuacja gdy gospodarze sami cos zapakuja i nam dadza.
Coz co kraj to obyczaj.