
Jestem pewien, ze tacy ludzie i takie sytuacje maja nie najlepszy wplyw na innych, ktorzy sa bardziej. Niestety sa oni zmuszeni do zaakceptowania takich sytuacji i zycia obok takich ludzi, a jeszcze trudniej z takimi ludzmi.
Mialem ciekawe doswiadczenie na kursie jezyka angielskiego w Irlandii. Nasza grupa – studentow uczacych sie angielskiego szukala wszelkich mozliwosci do praktykowania tego jezyka. Jedna z lepszych okazji byly posilki. Wtedy mozna bylo porozmawiac z inymi bracmi i ojcami. Wiekszosc miala wystarczajaco duzo cierpliwosci do sluchania naszego kiepskiego angielskiego. Inni byli mniej cierpliwi i raczej unikali naszego towarzystwa. Wsrod nich byl profesor filozofii, ktory jak tylko mogl to unikal naszego stolika. Jednak nie zwsze to mu sie udawala. Czasami wszystkie miejsca byly zajete i byl zmuszony usiasc przy naszym stoliku. Wtedy mial oczy skoncentrowane tylko na jedzeniu, jadl tak szybko jak tylko mogl. Byl calkowicie zamkniety, nawet nie zdobywal sie na pozdrowienie.
Pewnego dnia kiedy ten profesor usiadl przy naszym stoliku podczas sniadania moj kolega postanowil zrobic maly eksperyment. Do herbaty zamiast cukru zaczal wsypywac sol. Kiedy wsypal pierwsza lyzeczke profesor nieco zainteresowal sie, przy drugiej niemal przemowil, a przy trzeciej nie wytrzymal i zapytal: to ty pijesz herbate z sola? Na co moj kolega szybko zaareagowal: zobaczcie on mowi, on mowi, dzieki Bogu.. Na co profesor zaczerwienil sie mocno, byl mocno zdenerwowany, ale nie powiedzial juz wiecej ani slowa.
Tutaj na misjach zdarzaja sie mi podobne sytuacje, zwlaszcza ze wspolbracmi z Azji. Niekiedy przez kilka dni wypowiedza tylko kilka slow. Ktos moglby sadzic, ze cos sie stalo. Zreszta ja tez tak przez jakis czas myslalem. Pozniej zauwazylem, ze to u nich normalne, bo tak ogolnie to to nie jest normalne. Coz ja tez to zaakceptowalem, chociaz nigdy sie z tym nie pogodzilem. Ale zycie idzie dalej i nie ma sensu na to tracic zbytnio energii.
Kilka lat temu moj wspolbrat z Azji rano wybieral sie do stacji w buszu. Mial do zaladowania duzy worek z kukurydza, okolo 90 kilogramow. Byl wczesny ranek i nikogo nie bylo w poblizu, ja bylem w moim pokoju przygotowujac sie do Mszy na glownej misji. Przez prawie godzine probowal roznych sztuczek, aby ten worek wrzucic na Landrover, prawie 1,5 metra wysoki. Kiedy byl juz dokladnie zmeczony przelamal sie i zapukal do moich drzwi, czy moglbym mu pomoc. Potrzebowal godzine czasu na to, aby otworzyc swoje usta i przemowic.
Nie tak dawno temu miala miejsce inna sytuacja. Pojechalem do pewnej misji, gdzie pomagalem przy podcinaniu drzewek – glownie cytryn i pomaranczy. Bylo ich sporo i kilka workow przywiozlem do naszego domu. Moj Azjata, ani slowem nie zaareagowal tak jakby tego nie zauwazyl. Poniewaz lubie cytryny i pomarancze to dosc szybko duzo z nich jadlem, troche porozdawalem innym siostrom i ksiezom, czesc dla mlodziezy o czym moj Azjata nie wiedzial. Tylko zauwazyl, ze po kilku dniach juz dwoch workow nie bylo. Wtedy przemowil, czy ja nie jestem przypadkiem chory, ze tyle pomaranczy i cytryn w krotkim czasie zjadlem. Nie bylem chory, ale troche lepiej poczulem sie, ze w koncu spadly mu zaslony na oczach. Ale czy ja musialem wykonczyc az dwa worki, zeby on przemowil?
Czasami zastanawiam sie, co musza malzonkowie robic, aby kiedy sa ciche dni jedna ze stron przemowila. Czy jedna ze stron musi zjesc duzo jajek, aby druga strona zauwazyla, ze cos sie dzieje? Czy malzonka musi wsypac troche wiecej soli do zupy, aby maz zapytal dlaczego jest tak slona, czy ktorys z malzonkow musi zalozyc jakies zabawne ubranie, aby drugi mial sie czym zabawic i z lekka usmiechnac, czy tez uczynic cos innego bardziej zwariowanego?
Zyjemy w XXI wieku, pelnego przeroznej komunikacji. Poczawszy od najbardziej wymyslonych komorek, po Internet i inne mozliwosci. Problem jest w tym, ze one same nie przemowia, dopoki ktos ich nie uzyje.