W swoim prawie 30-letnim doswiadczeniu misyjnym spotkalem juz przeroznych ludzi i mieszkalem w mniej i bardziej comfotowych warunkach, ale nigdy nie narzekalem, tylko staralem sie dostosowac do warunkow jakie stanely na mojej drodze.
Pamietam kiedys odwiedzilem jednego z kandydatow do Werbistow. Mialem tam zatrzymac sie na noc po kilkudniowym seminarium powolaniowym w tamtejszej parafii. Najpierw pojechalem tam na kawe popludniowa. Hatka byla dosc mala. Miala dwa pokoje, jezeli mozna je bylo nazwac pokojami, bardzo malenka kuchnie, i korytarz przy drzwiach wejsciowych. Podczas kawy dowiedzialem sie, ze w tej malej hatce mieszka 17 osob. Ale to nie wszystko. Rowniez w tym malym korytarzu wieczorem spi kilka kur i jedna koza. Czyli warunki fantastyczne, bardzo rodzinnie.
Ostatnio bylismy na jednej z naszych misji. Na pierwszy rzut oka, misja bardzo sympatycznie wygladajaca. Jednak dluzszy pobyt w niej pozwala doswiadczyc czegos innego. Czlowiek jest atakowany z roznych stron. W porze deszczowej (a to byl koniec pory deszczowej) deszcz przecieka przez dach, nastepnie przez sufit i trafia bezposrednio do kazdego pokoju. Takze w ciagu nocy nastepuje taniec z lozkiem od jednej dziury do drugiej. Do tego dochodza atakujace z kazdej strony komary. Moskitery maja duzo dzior, wiec latwo dostaja sie do srodka, aby spiewac misjonarzowi do ucha rozne piosenki. Z dolu atakuja mrowki, ktore maja swoje krolestwo w podlodze zrobionej z cementu, w ktorym jest pelno roznych otworow z mrowkami. One wciskaja sie do lozka nie zwazajac na to, ze misjonarz powinien spac samodzielnie. Inna atrakcja sa tutaj psy, ktorych jest pewnie okolo dziesieciu, nie liczac psow od sasiadow, ktore na noc przychodza na wspolna dyskoteke. Tuz przed polnoca zaczynaja swoj koncert, ktory trwa do wczesnych godzin rannych. Wyja i szczekaja w roznych tonacjach. Ktos moglby powiedziec, ze tworza wspanialy nocny chor. Oni maja wspaniala zabawe, a misjonarz musi w takt tej muzyki przekrecac sie z jednego boku na drugi. Po tak cudownie przezytej nocy rano misjonarz chcialby sie rozluznic i pozartowac z wlascicielem misji. Ale okazuje sie to nie takie latwe, bo tutaj rowniez nie mozna uslyszec za duzo najmilszych slow, raczej wiecej zgryzliwych. Wtedy zadaje pytanie, czy to oddzialywanie otoczenia takze wplywa na wlasciciela?
Coz misjonarz musi byc przygotowany do roznych warunkow.
Wszystko atakuje: deszcz przez dach, komary, psy w nocy mrowki caly czas, a wlasiciciel nie ma najmilszych slow