Romek Janowski SVD Misja w Zambii
  • Życie w misji
  • Radość życia misyjnego - Blog
  • O Ojcu Romku SVD
  • Rok szabatowy - podróże
  • Filmy z misji
  • Galeria
  • Pomoc misjom
  • Misje w Zambii
  • Moja misja
  • Refleksje misyjne
  • Duszpasterstwo więzienne
  • Listy z Afryki
  • Kontakt

Wyjaśnianie Pisma Świętego

8/7/2022

 
Wiele lat spedzonych w Afryce na misjach pomaga mi lepiej zrozumiec ludzi w Zambii wyjasniajacych teksty Pisma Swietego. Tutaj ludzie patrza na zycie poprzez Biblie. Pod wielomo wzgledami ich zycie jest zblizone do ludzi Starego Testamentu. Zwlaszcza gdy chodzi o zycie wspolnotowe, poligamie I specyficzne rozumienie sprawiedliwosci. Niektorych wyrokow I lat spedzonych w wiezieniu moznaby uniknac. Niestety gdy ktos mocno postanowi: “jak ja cierpialem to I on musi pocierpiec.”. “Jak ja meczylem sie prze 20 lat splacajac tesciom tyle krow za moja zone to I moj ziec niechaj tez przez to przejdzie”.
Od wielu lat w roznych parafiach I szkolach organizuje wyklady I seminaria, aby mlodym ludziom pomoc poznac I wlasciwie zrozumiec Pismo Swiete. Naszym katolikom czesto mieszaja w glowach inne koscioly. W takich kosciolach ktos zostaje pastorem nawet po kilku tygodniach nauki na jakims kursie, ktory rowniez pozostawia wiele znakow zapytania. Nie ma w takich kosciolach za duzo wymagan wiec ludzie szybko tam ida. A jeszcze szybciej stamtad odchodza I ida do innego podobnego kosciola. Ktos w ciagu trzech miesiecy moze zaliczyc kilka kosciolow. W takich kosciolach pzyjmuja Slowo Boze doslownie tak jak ono jest napisane w Biblii.  Ktos taki powie ze w Apokalipsie liczba 144 tysiecy odnosi sie do ich kosciola I tylko oni beda zbawieni. Czesto powtarzana liczba 666 odnosi sie do naszego papieza. On jest tym diablem, ktory przesladuje ludzi. Kiedy im mowimy ze mamy juz 266 papieza to niechaj powiedza ktory byl tym szatanem. Wtedy nie wiedza co powiedziec. Zreszta dyskusje z takimi ludzmi bardzo czesto nie maja sensu, bo oni caly czas mowia, a wcale nie sluchaja. Zazwyczaj mowie im ty jestes szczesliwy ze swoim rozumieniem Pisma Swietego to pozostan szczesliwym, a ja bede nadal zyl z moja Biblia tak jak zylem do tej pory. I rozchodzimy sie w pokoju. Nikt nikogo nie nawraca.
Bardzo ciekawie wygladaja dyskusje z naszymi katolikami, ktorzy doslownie tlumacza Pismo Swiete. Wtedy daje im tekst na temat kradziezy, rozbojow  I cudzolostwa. Mowie zobacz Jezus mowi  jak ukradles to odetnij reke, masz ich dwie to nie bedzie takie trudne, jak kogos pobiles noga to ciachnij jedna noge, tez niema problem bo na drugiej bedziesz sie poruszac. Tak samo zrob gdy popelniles cudzolostwo, odetnij te czesc ciala ktora zgrzeszyles.  “O nie co do tego to sie nie da zrobic”. Wowczas mowie, a widzisz nie mozna brac Biblii doslownie.
W podbny sposob z przebaczaniem, policz siedem razy siedemidziesiat I latwo ci wyjdzie 490, wiec po kilku latach juz nie musisz przebaczac. Takie obrazowe tlumaczenie tekstow Pisma Swietego pozwala im zrozumiec, ze Bog nie jest taki srogi I nie chce zebysmy chodzili slepi wylupujac sobie oczy, czy obcinajac reke czy tez noge, nie wspominajac nawet o innej czesci ciala.
Najbardziej zabwne sa konkursy biblije kiedy mozna nauczyc sie bardzo duzo “nowych rzeczy” a z czasem nawet napisac “nowa biblie”.  Co mi sie w tym wszystkim najbardziej podoba to ich radosc poznawania Slowa Bozego I zamilowanie do codziennego czytania Pisma Swietego. Mozna spotkac ludzi w roznych miejscach pracy, ktorzy w czasie wolnym czytaja Pismo Swiete. I tego mozna sie od nich uczyc.

Czuć się jak w domu

7/5/2022

 
Ponad 30 lat temu obecna misja na ktorej pracuje byla stacja dojazdowa, czyli tzw. kapliczka. Jezdzilismy tam I wracalismy tego samego dnia do glownej misji w Sesheke. Od roku 2003 stala sie parafia. W tamtym czasie droga z Livingstonu do niej byla beznadziejna I firma budowlana to wykorzystala. Nie bylo najlepszego nadzoru wiec czesto szli na skroty. Dlatego wiele rzeczy trzeba bylo przerabiac I poprawiac. Pracowali tam glownie misjonarze z Indonezji, ktorzy wielomo rzeczami sie nie przejmowali. Ubikacja jest to dobrze a jak nie ma to tez nie ma problemu. Jak dziala to z niej skorzystamy a jak nie to tez do buszu nie jest daleko. Ogrodzenie bylo mizerne I szybko padlo dlatego wszystkie drogi prowadzily przez misje.
Odwiedzalem te misje wielokrotnie, bo tam mielismy rozne spotkania, jak tez organizowalem tam roznego rodzaju spotkania dla mlodziezy I programy biblijne, wiec znalem to miejsce bardzo dobrze. Kiedy tam pojechalem na stale ciagle czulem jakby to byla tylko wizyta. A tym bardziej ze to miejsce wymagalo ogromnego remontu I wielu zmian, rowniez pastoralnych. Sciagnalem kilku znajomych fachowcow z Livingstonu i kilku miejscowych ludzi bylo na przeszkoleniu. I tak przez dobre trzy miesiace bylem prawie w 95 procentach budowniczym a tylko w kilku procentach ksiedzem mijonarzem. Wielu parafianom ciagle powtarzalem, ze ja nie czuje ze tutaj jestem. Czuje sie jak tylko ten odwiedzajacy, ktory za kilka dni wyjedzie. Ludzie mi mowili: “nie ty jestes u siebie w domu”. Ten dom nie byl moim domem, normalnie tego nie czulem, a nawet nie mialem za duzo czasu aby o tym myslec, bo oprocz remontow normalna praca duszpasterska sie odbywala. Na szczescie ksiadz ze mna pracujacy z Ghany duzo mi pomagal I wiele rzeczy zalatwial.
Od dobrego miesiaca mam duzo wiecej czasu dla siebie, aby nadrobic rozne zaleglosci I w koncu poczuc sie jak w domu. Nadal rozne prace remontowe prowadzimy lecz tylko to co konieczne I na biezaco. Teraz moge powiedziec, ze jestem w dobrych 70 procentach ksiedzem misionarzem, a reszta pozostaje nadal na dogrywanie roznych spraw zwiazanych z lepszym funkcjonowaniem naszej misji.
W kosciele I w salce parafialnej juz wszystkie szyby powstwialismy, okna I drzwi sie zamykaja. Tanki przy studni glebionwej sa czyste I mamy wspaniala wode, ktora mozna pic nawet bez przegotowywania. Nie trzeba kilka razy na dzien wlaczac I wylaczac pompy, bo mamy automatyczny wylacznik, ktory dziala I dobrze sie sprawdza. Nie ma potrzeby ciaglego pilnowania, czy woda w tanku sie nie przelewa, czy tez o polnocy pompowac wode bo sie wlasnie skonczyla. Pieski, golebie I koty znaja swoje miejsce. Ludzie juz sie nie boja do nas przychodzic bo wiedza, ze nasze pieski w ciagu dnia sa uczepione. Krowom, oslom I roznym innym zwierzetom od roznych sasiadow skonczyla sie wiza wejsciowa na nasz teren. Obecnie tylko chodza dookola plotu na zewnatrz. Dziwia sie ze nie moga wejsc do naszego ogrodu jak dwniej. Mamy rowniez zielony domek na zewnarrz na odpoczynek, dobra kawe I modlitwe. Dookola niego przez caly dzien mozna obserwowac przerozne gatunki ptakow. Niektorzy Werbisci sie smieja, ze w Ameryce jest Bialy Dom, a u nas Zielony Dom.  Obok niego jest male oczko, ktore zostalo przerobione z wysypiska na smieci. Wcale nie znaczy ze teraz nie ma lepszego miejsca na smiecie I lataja dookola misji. Mamy na smiecie inne miejsce, bo przeciez nie mozna odpoczywac na wysypisku smieci. Obecnie tutaj wszystko ma swoje miejsce I porzadek. Kiedy kilka tygodni temu odwiedzil nas nasz przelozony to szef Rady Parafialnej mu powiedzial: “prosze ksiedza teraz u nas jest porzadek I kazdy zna swoje miejsce…”.  Nic dodac nic ujac. Teraz coraz bardziej czuje sie, ze jestem tutaj gospodarzem, a nie gosciem.

Motor najlepszy na tych drogach

7/5/2022

 
Niektorzy narzekaja, ze mamy slabe drogi w Polsce. Wielu pewnie nie wie co to znaczy jechac kiepska droga, ktora z pewnoscia nie powinna nazywac sie droga tylko dostac jakas nowa nazwe. Z Livingstonu do naszej misji jest okolo 140 kilometrow. Pierwsze 70 kilometrow przejezdzamy za godzine, a kolejne 70 kilometow zajmuje nam trzy godziny. I tez trzeba dobrze sie napocic, zeby w trzech godzinach sie wyrobic.
Dlaczego mamy takie drogi? Dobre pytanie na ktore tylko wtajemniczeni znaja odpowiedz. Otoz w czasie budowy takiej drogi jest kilka strozow nocnych, ktorych bardzo latwo mozna przekupic. Duzo ludzi z pobliskich wiosek kradnie cement I buduje sobie ladne domki lub tez cement odsperzedaje po nizszej cenie niz w sklepie. Biznes sie kreci, stroze maja podwojna lub potrojna pensje, ale asphalt jest kladziony prawie na piasku. Niby nikt tego nie widzi ale kazdy w okolicy o tym wie. Droga jest hucznie otwierana jako jedna z najlepszych w kraju. Niestety juz po kilku miesiacach pojawiaja sie pekniecia, nastepnie mniejsze dziury, ktore w krotkim czasie nadaja sie na oczka wodne. Po kolejnych latach mamy juz ponad metrowe dziury. W porze deszczowej lepiej taka dziure wczesniej sprawdzic jezeli nie chce sie tam samochodu zostawic. Z czasem mamy tylko male pasemka drogi pomiedzy tymi dziurami. I wtedy najlepiej sprawdza sie rower albo motor. Czesto ktos mnie mija rowerem serdecznie sie usmiechajac do mnie, bo wie ze I tak go nie dogonie.
Trzy miesiace temu nasza diecezja otrzymala motory. Kazda buszowa parafia otrzymala jeden motor. Moj wikary odrazu powiedzial, ze dla niego ten motor jest za wysoki, bo on jest dosc maly I ma krotkie nogi, a na naszych drogach do kapliczek jest bardzo duzo piasku, I dlugie nogi sa niezwykle potrzebne. Moje nogi nie sa az takie dlugie, ale na nasz motor wystarcza. Jazda po tych drogach troche przypomina jazde po pijaku. Kierowca przemierza droge z lewej do prawej I ponownie na droga strone.  W niektorych miejscach nawet te male przesmyki zniknely I trzeba jechac poboczem, ktore jest zarezerwowane dla jezdzacych krowami, albo oslami. Tam oni maja pierwszenstwo. Wiadomo jaki osiol jest uparty I napewno z drogi nie zejdzie, a krowy (raczej byki) moga sie wystraszyc I na motor wskoczyc. Lepiej wiec nie wymuszac ich pierwszenstwa.
Na glownych drogach motor wspaniale sie sprawdza. Niestety jadac do wiosek trzeba liczyc sie z duza liczba psow, ktore moga przyczepic sie do motoru, a gorzej jak do nogi. Oczywiscie cos za cos. Takie jest zycie na misjach.
 


Twarz ci wszystko powie

6/9/2022

 
Sa rozne przyslowia na temat twarzy. Jedno jest dosc znane: ”twoja twarz cie zdradza”.  Pracujac w wiezieniu czesto przygladalem sie twarzom roznych wieznow. I musze przyznac, ze czesto dosc dokladnie moglem odczytac co dany wiezien czuje. Inni mogliby powiedziec: “ze temu to za sam wyraz twarzy mogliby dac conajmniej dziesiec lat wyroku”. I to prawda mialem kilku takich co przychodzili do naszego kosciola na Msze Swieta.  Ktos moglby w nocy nawet sie go przwstraszyc. Rowniez u ludzi, ktorzy duzo przeszli w zyciu znalazlo to swoje odbicie na ich twarzy.
Co do mnie to ludzie latwo odkryja czy jestem radosny, zbyt powazny, czy czyms gleboko przejety. Ostatnio slyszalem, ze na mojej nowej misji niektorzy mnie sie boja. Moze dlatego ze jestem wymagajacy I nie toleruje glupot. Nawet o mnie mowili przed moim przyjsciem: “No nonsens Father”. I to prawda wielu tutaj juz sie o tym przekonalo. Bo moja twarz chyba nie jest az taka straszna.
Dwa tygodnie temu cos innego wydarzylo sie podczas pracy misyjnej w glebokim buszu co odbilo sie doslownie na mojej twarzy I do dzisiaj maly slad pozostaje. Mialem tam trzydniowy seminar dla katechetow I liderow. Jako nowy ksiadz rowniez zajmowalem sie roznymi sprawami zwiazanymi z tymi kapliczkami. Na jednej z nich szef kosciola zahaczyl cala roczna skladke. Dlugo nie dalo sie tego odkryc. A gdy to odkrylismy to poszlismy za ciosem. I facet zaplacil swiniami. Ofiarowal nam dwie dorodne swinie. Bylo to dwie godziny drogi od glownej misji. Wolalem zabite swinie zawiesc do domu.
Pojechalismy do goscia po te swinie. Bylo wczesne popoludnie I swinie byly gdzies daleko w buszu, bo same przychodzily dopiero na noc. Po godzinie poszukiwan jedna udalo sie zlapac I przyciagnac do samochodu. Powiedzialem im ze przygotuje ja po polsku, tzn opalajac sloma. Wszyscy byli bardzo ciekawi jak to zrobie, niektorzy mysleli ze swinie spale. Zabilem swinie moim sposobem co ich rowniez zaskoczylo, bo swinia nawet za duzo nie kwiczala. Po czym zaciagnelismy ja do padnietej hatki w poblizu, gdzie bylo dosc duzo starej slomy.  Chcialem ja opalac obok slomy, ale wlasciciel doradzil ze lepiej w srodku to sloma bedzie w poblizu. Niestety blyskawicznie cala sloma zaczela sie palic. Trzeba bylo ratowac swiniaka I troche slomy na drugiego do opalania. Temperatura na zewnatrz dochodzila do 35 stopni, a polaczona z duzym ogniem mogla nawet 50 stopni przekroczyc. W tej walce o swiniaka I o slome czulem jak moje czolo nadmiernie sie grzeje. Mimo wszystko swiniak byl wazniejszy. Ostatecznie udalo sie go uratowac I troche slomy na nastepna swinie, ktorej szukali juz ponad dwie godziny. Opalalem swinie bardzo fachowo, zrzucajac paznokcie I opalajac dokladnie glowe, nie wylaczajac uszu, ktore po dokladnym opaleniu jadlem. I dawalem innym, aby sprobowali. Dopiero po jakims czasie jak zobaczyli ze nic mi sie nie stalo to tez kilku sporbowalo. Bylo przy tym smiechu co nie miara. Nastepnie swinke woda ladnie umylem I byla gotowa do podrozy. Trzeba jednak bylo nadal czekac na druga. W koncu biedna swinka po dwoch godzinach poszukiwan trafila w moje rece I historie opalania powtarzalem. Tym razem kilku doroslych dzielnie mi pomagalo bo spodobal sie im ten sposob przyrzadzania swini. Podobno po moim wyjezdzie ponad trydzien cala wioska o tym gadala jak to bialy zalatwil swinie na swoj sposob.
Dopiero po powrocie do glwnej misji zauwazylem ze na moim czole brakuje skory, czyli opalajac swiniaka tez swoja skore deczko zalatwilem. Niestety bylo to na bardzo widocznym miejscu I kazdemu trzeba bylo tlumaczyc co sie stalo. Opowiadalem wiec rozne historie: raz ze mialem przygode w wodzie, innym razem ze zlodzieje mnie zaatakowali I skoncyzlo sie na zlodziejskim pozdrowieniu I wiele innych ciekawych historii. Najciekawsze bylo to ze gdy kots spotkal mnie na drodze to szybko pytal czy wszystko jest w porzadku, a moze potrzebuje pomocy. Szybko dziekowalem tak jakby nic sie nie stalo. I tak bylo przez caly tydzien, ciagle twarz mnie zdradzala. Teraz juz prawie wszystko sie zagoilo. Tylko male czerwone plamki pozostaly, ktore tez pewnie na afrykanskim sloncu ktoregos dnia znikna I moja twarz juz nie zdradzi przygody ze swiniakiem.

Jaka szybka  zmiana

5/21/2022

 
a
Ludzkie ralacje bardzo latwo zmienija sie w zaleznosci od tego  kim sie jest I z kim sie spotyka. Niekiedy az trudno uwierzyc jak szybko ludzie zmienija swoje nastawienie do drugiej osoby.
Kilka lat temu pewien biskup wracal do swojej rezydencji po przepracowanej niedzieli na malej parafii. Jechal bardzo szybko, aby jak najszybciej wrocic do domu. Przejezdzal przez teren gdzie bylo dosc duzo krow wracajacych z pastwisk.  Jedna krowa dosc raptownie wyszla na droge I biskup nie byl w stanie wychmowac. Padla krowa I samochod byl tez mocno zgnieciony. Wlascicielka krowy starsza kobieta byla swiadkiem calego wypadku. Narobila wielkiego krzyku I wyzywala kierowce od roznych idiotow I glupkow.  Gdy biskup w ladnej sutannie I lekka poturbowany wyszedl z samochodu wowczas kobieta byla zaszokowana. Szybko do niego podbiegla I zaczela przepraszac. “Alez prosze ksiedza biskupa niec sie nie stalo, ja mam duzo innych krow, a mieso przyda sie w domu“.  Biskup byl mocno zaskoczony, ze ta sama kobieta juz nie krzyczala tylko przepraszala. On tez przeprosil i z drogowa pomoca pojechal dalej.
Na mojej nowej parafii za duzo ludzi mnie jeszcze nie zna. W wielu miejscach najpierw traktuja mnie jako zwyklego bialego czlowieka. A gdy zaczynam plynnie mowic w jezyku miejscowym wtedy sie dziwia i chca wiedziec kim jestem. I to pierwsze nie najmilsze powitanie zmienia sie w mila rozmowe. Bo nadal do ksiedza maja dosc duzy szacunek, a jeszce bardziej respect wzrasta gdy misjonarz mowi ich jezykiem i odwiedza rozne ich miejsca.
Podobnie bylo z naszymi sasiadami. Poczatkowo oni nie wiedzieli kim jest ten nowy bialy ksiadz, bo na parafii mieszkaja raczej ksieza. Ci sasiedzi maja duzo kur i te kury przez rozne dziury przychodza do naszego ogrodu i wszystko rozgrzebuja. Dawniej nikt tym sie nie przejmowal, a mi to nie podobalo sie bo chcialem miec porzadek, dlatego kury codziennie przeganialem. Nawet dwie cichaczem trafily do naszego garnuszka.  Sasiadka nie znajac mnie glosno wolala gdy przeganialem kury: „bialy zabija nasze kury“. Tak sie zlozylo, ze znalem te rodzinke ponad 12 lat temu gdy bylem na innej parafii. Wtedy on byl zwyklym nauczycielem, a teraz zostal durektorem szkoly sredniej. Pewnego dnia ktos im powiedzial, ze to Ojciec Romek. Nastepnego dnia gdy przeganialem kury jak zwykle to juz nie bylo krzyku tylko ladne pozdrowienie:“jak sie masz Ojcze Romku“.  Odpowiedzialem grzecznie i juz dalej kur nie gonilem. A po kolejnym tygodniu zrobilismy dobry plot z siatki i kury przestaly przechodzic. Notomiast my nadal grzecznie sie pozdrawiamy.
 
Paragraph. Kliknij tutaj, aby edytować.

Ksiądz czy tylko pracownik

4/16/2022

 
Jeszcze przed wstapieniem do seminarium widzialem roznych ksiezy: radosnych, bardzo powanzych, szczuplych, wysportowanych jak tez dosc otylych. Juz wtedy rodzilo sie we mnie pytanie, czy ksieza musza byc tacy otyli? Wowczas myslalem, ze byc moze wynika to z powolania. Moze jest to oznaka ich swietosci. Wtedy jeszcze bylem bardzo daleki od mysli, ze ktoregos dnia zostane kaplanem, ktory bardzo latwo moze byc otylym, albo tez w miare szczuplym.
Gdy wstapilem do seminarium to spotkalem tam roznych Werbistow. Takze wsrod moich kolegow kursowych byli szczupli i nieco otyli, ktorzy w miare uplywu lat przybierali na wadze  mowiac, ze ich swiatynia ciagle rosnie. Wiekszosc z nich nie uprwiala zadnego sportu i lubila niezle zjesc. Rowniez do pracy fizycznej za bardzo sie nie garneli. Czasami mozna bylo od nich uslyszec ksiadz jest tylko do odprawiania Mszy, blogoslawienstwa i modlitwy, jego rece sa dosc swiete i nie pasuja do pracy fizycznej. I tak tez zostalo. Bo po wielu latach kiedy spotykamy sie na urlopach w Polsce to ci dawniej grubsi klerycy teraz nosza duza „swiatynie” ze soba.
Jaka jest prawda i gdzie jej szukac? Szczupli ksieza powiedza, ze oni maja racje, i ze ksiadz powinien miec czas na sport, odpoczynek i prace fizyczna. Natomiast ci z dobrze rozbudowana „swiatynia” beda innego zdania, ze ksiadz powinien zostawic prace fizyczna dla osob swieckich, a sport dla olimpijczykow.
W swoim zyciu misyjnym zawsze staralem sie znalezc zloty srodek. Poniewaz  wychowalem sie na wsi, gdzie czesto bylo duzo roznej pracy, wiec to mi pozostalo na cale zycie i zadnej pracy fizycznej sie nie boja. Nasi przelozeni juz to zauwazyli  w seminarium i czesto bylem odpowiedzialny za koordynowanie pracy fizycznej.
W naszym Zgromadzeniu mamy braci i ksiezy. Naturalnie powolanie braci zawsze bylo zwiazane bardziej z jakas praca fizyczna. Byli oni budowniczymi, mechanikami, lekarzami, nauczycielami i wykonywali rozne inne zawody praktyczne. Z czasem ich liczba bardzo sie zmniejszyla, a ci ktorzy zostawali bracmi to najchetniej chcieliby robic te sama prace co ksieza. Ich rece w ciagu wielu lat istnienia Zgromadzenia mocno sie zmienily i mniej byly przygotowane do przeroznej pracy fizycznej. W tej sytuacji czesto misjonarz stawalem sie jednoczesnie bratem i ksiedzem. I tak jest do dzisiaj.
Na moich misjach, szczegolnie tych w dalekim buszu o wiele trudniej jest znalezc spawacza, dobrego budowniczego, mechanika czy tez lekarza. Latwiej mozna spotkac ogrodnika, rolnika, rybaka czy pastucha. Nie jest latwo z nich zrobic budowniczego, czy tez mechanika. Oczywiscie on zgodzi sie byc mechanikiem lecz po jego naprawie bardzo czesto nic nie bedzie dzialac, tylko zostana czesci zapasowe.
Na moja obecna misje przelozeni mnie poslali, bo wiedzieli ze tam jest potrzebny dobry kaplan ze zdolnosciami brata, czyli budowniczego, mechanika itp. Tak tez przez pierwsze dwa miesiace w okolo 95% bylem byelm budowniczym, a tylko 5% pasterzem. W ostatnim miesiacu powoli te procenty zaczely sie zmieniac. Teraz moge spokojnie powiedziec, ze juz ponad 30% pozostaje do pracy typowo kaplanskiej, a reszta na to wszystko czego wymaga obecna misja. W ciagu jednego dnia niekiedy wykonuje wiecej niz 10 roznych zawodow, ciagle nie zapominajac o tym ze przede wszystkim jestem kaplanem-misjonarzem. I moja glowna misja jest pomagac ludziom poznac Chrystusa i isc za nim. Wczesnie rano bede kaplanem, pozniej ogrodnikiem, spawaczem, malarzem, kucharzem, mechanikiem, rzeznikiem, sekretarzem, managerem bankowym, doradca do spraw specjalnych, specjalista od spraw zawilych, wykladowca Pisma Swietego, trenerem sportowym, budowniczym i wszystko inne moze sie przytrafic. Tylko dziekowac Bogu za tak duzo darow. Nie trzymam jednak tych darow tylko dla siebie. Kazdego dnia staram sie jakiego czlowieka miejscowego wprowadzac w rozne tajniki tej zwyklej, ale jakze waznej pracy, ktora czyni nasze zycie latwiejszym.
Mysle, ze za kilka miesiecy ponownie te procenty sie zmienia i pewnie gdzies okolo 15-20 procent pozostanie na prace typowo fizyczna. Nasi ludzie miejscowi powoli przejmuja pewne prace. Naturalnie wiele takich prac musi byc mocno sledzonych bo w przeciwnym wypadku cos mocno zawala i tylko powiedza: „sorry Father” „przepraszam Ojcze” to smo sie popsulo. Niestety na tym ‘sorry” niewiele da sie zbudowac. Tak wiec rece kaplanskie sa do sprawowanie sakramentow, blogoslawienia, ale tez moga sluzyc innym poprzez prace fizyczna.


Czy łatwo coś zmienić

3/31/2022

 
Juz ponad dwa miesiace temu wyladowalem na nowej misji. Duzo o niej wiedzialem wczesniej i czesto ja odwiedzalem. Od prawie dwoch lat wiedzialem ze tam ktoregos dnia przyjdzie mi pracowac. Z pewnych przyczyn oddalalem przejecie tej misji. Az pewnego dnia nie moglem juz dluzej zwlekac bo byla duza presja ze strony moich przezlozonych i naszego biskupa. W tej sytuacji pogodzilem sie z ich decyzja i wyruszylem na „wilka wode”.
Od poczatku wiedzialem, ze bedzie tam duzo wyzwan. Wierzylem mocno w laske Pana ktory powolal mnie do pracy misyjnej jak rowniez wiedzialem, ze moje doswiadczenie misyjne powinno ktoregos dnia przyniesc owoce. Misja ta pod wielomo wzgledami byla przez wiele lat bardzo mocno zaniedbana. Pracowali tam glownie Indonezyjczycy, ktorzy wyszli z glebokiego buszu i przyszli do podobnego buszu. Wiec czego mozna bylo spodziewac sie po nich. Nawet sam biskup miejscowy, juz Zambijczyk powiedzial, ze oni zamiast podnosic standarty zycia ludzi miejscowych nie tylko znizyli sie do ich poziomu, ale poszli jeszcze nizej.
Od poczatku zaczely sie bardzo duze zmiany. Prawie przez dwa miesiace ciezko pracowalem z grupa okolo 6 ludzi, ktorych ciagle szkolilem. Wspolnymi silami probowalismy poprawic warunki zycia na tej misji.
Dzisiaj moge powiedziec, ze duzo udalo sie zmienic, ale rowniez przekonac sie, ze nie wszystko da sie zmienic w krotkim czasie. Jest ze mna misjonarz z Ghany, czyli Afrykanczyk, ktory dosc uwaznie obserwowal moje poczynania i wielokrotnie nie dowierzal, ze moje wysilki moga zakonczyc sie sukcesem. Przyszedl on na te misje juz ponad 1,5 roku przede mna. Byl tam z Indonezyjczykiem i nie widzial szans na zadne zmiany. W krotkim czasie dal sobie spokoj.
Zaczalem od naszego garazu, ktory mial dosyc plaski dach i nie do konca bylo wiadomo w ktora strone woda miala splywac. Byly tam w srodku golebie i wszystko inne co dalo sie zmiescic pokryte gowienkami golebi. Nie latwo bylo te golebie przeniesc w inne miejsce bo mocno sie tam zadomowily.  Po zmianie poziomu dachu golebie musialy ostatecznie pogodzic sie z nowym miejscem. Tylko jeden byl bardzo mocno uparty, wiec ktoregos dnia poszedl do garnka i byl spokoj.
Trzy pieski nigdy nie byly na lancuchu, wiec ludzie mocno ich sie bali i niektorzy tylko z daleka krzyczeli, ze mieli cos do ksiedza i ksiadz musial isc daleko do drugiej furtki. Pewien piesek byl tam ponad 10 lat i nikt nie byl w stanie zalozyc mu paska na szyje i uczepic. Nwet nasz stroz, ktory go karmil przez 6 lat. Dawalem im 10 dolarow za jego uwiazanie, ale nikt sie nie odwazyl. Ostatecznie uzylem polskich sztuczek i piesek wyladowal na lancuchu poraz pierwszy w zyciu i do dzisiaj na nim pozostaje. Ludzie nie mogli uwiezyc, ze to bylo mozliwe.
Pozniej zajelismy sie naszymi plotami w ktorym byl duzo roznych przejsc i ludzie z jednego konca miasteczka szli na drugi przez nasz plac, a niektorzy nawet szli tedy na swoje pole. Zalatalismy dziury i zrobilismy nowa brame, wszystkie drogi skonczyly sie na zewnatrz misji. Teraz przyszedl czas na kury, kozy i osoly. Najdluzej zeszlo nam z kurami, bo ciagle znajdowaly jakas dziure, a na rosol nie mozna tutaj zabijac bo wszystko jest pod prawem krola. Ale i tak na jedna zlamalem prawo krola.
Po tych wszystkich zmianach przyszedl czas na pewne zmiany w naszej pracy misyjnej. Na pierwszy ogien poszli robotnicy, ktorzy wiedzieli ze nie potrafia dostosowac sie do nowego porzadku, a zwlaszcza ze niektorzy mieli problem z alkoholem. Pozostala tylko jedna kobietka, ktora szybko dostostosowala sie do naszej muzyczki i tanczy tak jak gramy.
Nieco gorzej jest  w naszych kapliczkach, ktorych mamy 11 i na glownej misji. Ludzie tam latami robili to co im sie podobalo. Wiec kiedy zaczelismy wporwadzac nowe zmiany to dlugo nie mogli uwierzyc, ze to na powazne. Mysleli ze nadal jest dawny porzadek i tylko zartujemy. Teraz juz wiekszosc wie, ze ciagle cos sie zmienia, ale nie potrafia do tego dostosowac sie. Mowia, ze latami tak wlasnie rozne rzeczy robili i to stalo sie dla nich normalne. A to co my chcemy wprowadzac to jest nie normalne. Na szczescie bardzo dobrze rozmumiemy sie z Ghanczykiem i oni nie maja do kogo uciekac, bo oto nasz Murzynek mysli i dziala podobnie do bialego misjonarza. Jednak nie jest to takie latwe. Ludzka nature chyba jes najtrudniejsza do wszelkich zmian. Ale nie poddajemy sie i ktoregos dnia to co dla nich jest nie normalne stanie sie normalne.


"Radości" nowej misji

2/27/2022

 
Dzisiaj dokladnie mija miesiac od rozpoczecia mojej pracy na nowej misji w Mwandi, okolo 140 kilometrow oddalonej od Liwingstonu w glebokim buszu. Moj poprzednik z Indonezji przekazal mi wspaniale napisany poemat o tej misji, jak to wszystko wyglada wspaniale i swietnie funkcjonuje. Ta opowiesc byla fantastyczna, ale zycie pokazalo cos zupelnie innego. Oczywiscie nie bylo sensu narzekac, i do kogo, raczej zaakceptowac te sytuacje, usmiechnac sie i kontynuowac dalej prace misyjna.
Kiedy ktos bedzie czytal ten artykul to pomysli, ze robie sobie zarty. Absolutnie nie, w takim wlasnie stanie znalzlem moja nowa misje. To co zastalem tutaj niektorzy nie uwierza, ze w taki sposob mozna prowadzic stacje misyjna w 21 wieku.
Podczas pierwszej nocy dlugo slyszalem na poddaszu halas ogromnej liczby nietoperzy i tanczacych szczurow. Zapach nietoperzy byly mocniejszy ood niejednego narkotyku z marichlany. Dlatego kiedy rano obudzilem sie to bylem w polowie pijany. Dwa dni pozniej spadajace z sufitu odpadki od nietoperzy w nocy wpadly mi do oczu. Czulem ogromny ogien w oczach. Pobieglem do lazienki, zeby przemyc oczy, ale niestety nie znalazlem tam ani kropli wody, bo nieszczelny system wodny oproznil wszystka wode. W tej sytuacji straz pozarna przyjechalo dopiero nad ranem kiedy udalo sie zdobyc troche wody. Moje oczy caly dzien byly pelne lez. To byla niedziela, wiec pojechalem do kapliczki na Msze Swieta. Kiedy ludzie zobaczyli jak bardzo lzy mi leca z oczu to mysleli, ze ktos mi umarl z najblizszej rodziny i dlatego tak bardzo placze.
Wieczorem nasz dom byl pelen karaluchow, mrowek i roznych innych zwierzatek. Najwiecej ich bylo w kuchni, ale rowniez cisnely sie do naszych pokoi. Oczywiscie nie moglismy narzekac, ze nie milismy gosci w domu. Tych gosci nocnych bylo pelno.
Drzwi od ubikacji i prysznicy nie zamykaly sie, takze nie bylo tam zadnych zaslonek. Biorac prysznic trzeba bylo zabawiac sie w malego chlopczyka i brac go prawie na kolanach. A gdy ktos inny chcial wejsc do ubikacji to trzeba bylo glosno krzyczec. Rowniez wiekszosc kranow ciekla, wiec gdy ktos chcial umyc rece to jednoczesnie myl i nogi. Byc moze to pomagalo oszczedzic na wodzie i czasie. W tej samej wodzie mozna bylo znalezc cala mase roznych zwierzatek. Taka woda smakowala bardziej jak miejscowy alkohol „chibuku” niz zwykla naturalna woda. Oczywiscie jezeli ktos lubi „chibuku” to moze zaoszczedzic pieniadze albo otworzyc jakis bar dla klijentow w poblizu misji.
W kuchni kuchenka elektryczna bylo pelna niedopieczonych, albo nadpieczonych rzeczy nagromadzonych latami, podobna do ogniska na zewnatrz domu. Ale co ciekawe nadal dzialala, byc moze nawet podwojnie grzala.
Dach w naszym domu misyjnym byl pelen dziur, tak wiec podczas ulewnego deszczu parasolka byla bardzo przydatna. Podobnie wygladal dach w kosciele. Po ulewnym deszczu przed oltarzem pojawiala sie duza kaluza wody gdzie moznaby bylo lowic rybki.
Na naszym misyjnym boisku kazdego dnia przez kilka godzin chlopaki chyba z calej wioski grali w pilke. Mniejsi natomiast zamieniali nasza droge na boiska. Jadac samochodem trzeba bylo kilka razy zatrzymac sie, zeby dojechac do misji.
Dookola naszej misji bylo bardzo duzo furtek. Poniewaz nasza misja byla polozona w srodku wioski, dlatego ludzie idac w roznych kierunkach przechodzili przez nasza misje. Moznaby powiedziec za znanym przyslowiem: „wszystkie drogi prowadza do Rzymu”, albo wszystkie drogi prowadza przez nasza misje. Takze nasza misja ciagle byla wypelniona oslami, krowami, kozami i roznymi innymi zwierzetami. Nasza misja nosi nazwe Swietego Arnolda Janssena, naszego zalozyciela. Byc moze on lubil bardzo mocno zwierzeta tak jak Swiety Franciszek.
W naszym biurze misyjnym bylo kilka duzych peczek kluczy. Nikt w domu nie wiedzial ktory klucz jest wlasciwy do ktorych drzwi. Zawsze trzeba bylo uzywac metode: „probuj tak dlugo az znajdziesz wlasciwy klucz”. Rowniez byla tam cala skrzynka monet, okolo 10 kilogramow nie liczona przez wiele lat.
Wiekszosc okien nie miala szyb. Chyba to pomagalo zaoszczedzic energie na kazdego dnia  otwieranie i zamykanie okien. Jedne drzwi kiedy szybko probowalem je otworzyc to pozostaly w moim reku. Najpierw pomyslalem ze niose jakas deske do pokoju.
Sufit byl pelen roznych malowidel. Pewnie najlepsi artysci swiata nie byliby w stanie tak namalowac w krotkim czasie.
Po naprawie tanku zauwazylismy, ze w zadnym pokoju nie ma zamkniecia kontrolujacego wode. Kilka dni temu gdzies okolo polnocy pekla rura od kranu w moim pokoju.Poczatkowo probowalem wode zatrzyc torba plastikoowa, recznikiem, jakas koszulka i wszystkim co bylo w poblizu. Wszystko na nic sie zdalo. Woda dostawala sie do mojego pokoju w bardzo szybkim czasie. Musialem szybko otworzyc  juz zamkniete drzwi i dobiec do tanku, aby zamknac glowny zawor od wody. Bieglem z szalona predkoscia pwenie bijac rozne rekordy olimpijskie. Kiedy wrocilem do mojego pokoju to tam juz bylo male Zambezi, czyli mala miejscowa rzeczka w ktorej moznaby  bylo lowic sumy.
Duzo wiecej rzeczy moglbym napisac tutaj o mojej nowej misji. Kazdy dzien jest pelen nowych doswiadczen i zwariowanych sytuacji. Coz, zycie misjonarza nigdy nie jest nudne.
 
Przygotowal
 
Ojciec Romek Janowski SVD
 

 


Inny sposób myślenia

12/2/2021

 

Ponad trzydziesci lat mojego zycia spedzilem w Zambii, czyli w Afryce. Czy stalem sie Zambijczykiem, czy tez Afrykanczykiem, nie wiem. Niektorzy miejscowi ludzie mowia mi, ze teraz jestem juz jednym z nim. Duzo widza w moim zachowaniu, a co? Oni to najlepiej wiedza. Bo ja nie jestem w stanie tego sprecyzowac. Jednak jedno wiem, ze pewnej logiki, czy ich sposobu myslenia nigdy nie odziedzicze, bo jest bardzo mocnym realista. Lubie w zyciu byc bardzo praktyczny. Nawet niektorzy Zambijczycy mowia o mnie: „he is no nonsensens Father”, czyli ten ksiadz nie toleruje bezmyslnosci”. Chyba mnie juz poznali i maja racje. Natomiast ja czesto nie potrafie zrozumiec ich sposobu myslenia.
Pewien facet w naszy miescie wieczorem zgubil klucz wracajac do domu. Szukal go usilnie przy latrni ulicznej. Kilka osob dolaczylo do niego, aby mu pomoc. W koncu go pytaja, gdzie dokladnie zgubil swoj klucz. Odpowiedzial, ze sto metrow dalej. Ponownie go pytaja to dlaczego tutaj szukasz? Wowczas mowi im, bo tutaj jest swiatlo a tam jest dosc ciemno.
Mialem podobna sytuacje z jednym z naszych chlopakow podczas naszego safari. W pewnym miejscu lowilismy rybki. Ja mialem dobre brania.  On zas lowil niewiele, ale wczesniej byl w takim miejscu, gdzie braly mu dosc dobrze. Mimo wszystko dlugo pozostawal w tym samym miejscu. Po pewnym czasie zapytalem: jak tam rybki? Odpowiadzial, ze slabo. Mowie mu to dlaczego nie zmienisz miejsca.  Wtedy on mi mowi, bo tutaj jest dobry cien a tam gdzie biora ostre slonce. Dlugo nie moglem powstrzymac sie od smiechu. Niby chlopak ma racje, bo po co palic sie na sloncu.
 

Jedzenie, czy cos innego

11/4/2021

 
 
W wielu krajach ludzie maja swoja ulubion potrawe, ktora chcieliby jesc jak najczesciej. Jezeli nie ma jej na stole to tak jakby nie bylo zadnego jedzenia, chociaz stol moze byc astawiony po brzegi roznymi przysmakami. Nassi misjonarze z Indii, Indonezji i Filipin przepadaja strasznie za ryzem. Mieszkalem z pewnym bratem z Indonezji, ktory potrafil jesc ryz trzy raz dziennie. A kiedy ryzu nie bylo to po danym posilku nadal czul sie glodny, chociaz zjadl roznych potraw prawie za dwie osoby.
Rowniez przez kilka lat mieszkalem z Zambijczykiem ze szczepu Bemba. On uwielbial kapuste. Kiedy wspolnie przygotowalilismy togodniowy jadlospis to on poprosil o kapuste na kazdy dzien. Czasami jadl nawet dwa razy dziennie. Bylem odpowiedzialny za zakupy, wiec kapusta zawsze musiala byc na naszym stole. Dopiero po trzech latach codziennego jej jedzenia  powiedzial mi, ze teraz zrobi sobie krotka przerwe od kapusty. Nie trwala ona zbyt dlugo.
My Polacy jestesmy znani z jedzenia ziemniakow. Wielu Polakow za nimi wprost przepada. Co do mnie moge smialo powiedziec, ze ponad trzydziesci lat mieszkania we wspolnotach azjatycko-afrykanskich wyleczylo mnie z tego polskiego przysmaku.Naturalnie kiedykolwiek ziemniaki pojawiaja sie na naszym stole i mam do wyboru ryz, czy tez maczke kukurydziana to nadal siegne najpierw po ten polski przysmak.
W wielu krajach afrykanskich maka kukurydziana przygotowywana na rozne sposobu bardzo mocno dominuje i ludzie nie wyobrazaja sobie posilku bez tego posilku. Mialem juz w moim zyciu misyjnym bardzo duzo takich sytuacji kiedy podczas roznych spotkan i uroczystosci bylo bardzo duzo roznego jedzenia i picia, ale nie bylo posilku z maki kukurydzianej, nazywanego popularnie „sima”, czy „buhobe”, wtedy narzekali ze sa glodni. Dawniej ciezko bylo mi w to uwierzyc, teraz juz sie do tego przyzwyczailem.
Kilka dni temu odwiedzil mnie jeden z oficerow z wiezienia. Dyskutowalismy na rozne tematy nie wykluczajac jedzenia. Oczywiscie „sima” byla pierwsza w planie. Powiedzial mi, ze kilka miesiecy temu zaprosil cala rodzine na kolacje do wspanialej restauracji. Byly przerozne przysmaki (kielbaski, kurczaki, czekoladki, lody), ale nie bylo tej jedynej „simy”. Wszyscy byli bardzo zadwoleni. Kiedy jednak wrocili do domu po krotkim czasie dzieci przychodzily do taty i narzekaly mowiac: „tato jestesmy glodni”. Jak to?  Przeciez nie jedlismy „simy”.
Dwa lata temu mielismy gosci z Lusaki, z naszej stolicy. Nie bylo swiatla wieczorem, wiec chcieli sobie cos ugotowac na kolacje. Dalem im drzewo i mozliwosci do gotowania. Mowili mi, ze wszystkie rzeczy to oni juz przygotowali i ugotowali, a tylko zostalo im jedzenie do przygotowania. Poczatkowo nie moglem zrozumiec co to znaczy: „wszystko przygotowali, ale jedzenia nie przygotowali”. Mieli juz przygotowane mieso i warzywa, ale w ich mysleniu to nie nazywa sie jedzeniem. Nie mieli jednak przygotwanej „simy”, ktora tylko nazwywa sie jedzeniem.
Innym razem z mlodzieza robilismy dobre zakupy na workshop. Byly ziemniaki, ryz, duzo miesa, kurczaki, ale nie bylo maczki kukurydzianej. I niestety nie byli zadwoleni dopoki jej nie zalatwilismy. Dlatego do dzisiaj nie potrafie zrozumiec jaka czescia ciala tutejsi ludzie mysla kiedy przychodzi do przygotowania posilku.

<<Previous

    Archives

    May 2022
    April 2022
    March 2022
    February 2022
    December 2021
    November 2021
    October 2021
    September 2021
    August 2021
    July 2021
    June 2021
    May 2021
    April 2021
    March 2021
    February 2021
    January 2021
    December 2020
    November 2020
    October 2020
    September 2020
    August 2020
    July 2020
    June 2020
    May 2020
    April 2020
    March 2020
    February 2020
    January 2020
    December 2019
    November 2019
    October 2019
    September 2019
    August 2019
    July 2019
    June 2019
    May 2019
    April 2019
    March 2019
    February 2019
    January 2019
    December 2018
    November 2018
    October 2018
    September 2018
    August 2018
    June 2018
    May 2018
    April 2018
    March 2018
    February 2018
    January 2018
    November 2017
    October 2017
    September 2017
    August 2017
    July 2017
    June 2017
    April 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    November 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    May 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013
    June 2013
    May 2013
    April 2013
    March 2013
    February 2013
    January 2013
    December 2012
    November 2012
    October 2012
    April 2012
    March 2012
    October 2010

Powered by Create your own unique website with customizable templates.