Ojciec Roman Janowski SVD

Ojciec Romek Janowski misjonarz i kapelan w Zambijskich więzieniach urodził się w 1958 roku w niewielkiej miejscowości Kodeń na Podlasiu. Powołanie do służby misyjnej obudziło się w nim w trakcie służby wojskowej. Studia ukończył na KUL-u, praca magisterska dotyczyła zagadnień moralności mieszkańców Zambii. Jeszcze wcześniej wstąpił do Zgromadzenia Misyjnego. W Zambii pracuje od 1988 roku. Na pytanie, gdzie chciałby spędzić resztę życia odpowiada, że tam właśnie. Mówi, że po części czuje się już murzynem, że tam są jego przyjaciele, a gdy o nich opowiada widać jak ze wzruszenia wspomnień szklą mu się oczy. Opowiada o pełnych doznań i uniesień chwilach, gdy jako kapłan nawiązuje w trakcie obrzędów religijnych kontakt z wiernymi, jakiego w Polsce trudno jest już mu znaleźć.
Do Polski przyjeżdża na trzymiesięczny urlop co trzy lata. Chciałby równocześnie i tutaj spełnić swoją misję, obudzić choć w kilku młodych sercach powołanie misyjne. Sam przyznaje, że to bardzo trudne. Często ci, którzy już się nawet zdecydują wracają po kilku miesiącach lub latach.
Mimo, że w Zambii model człowieka samotnego nie należy do popularnych nie czuje się takim, ma wielu przyjaciół. Wie, że na niego czekają, obiecał im to, gdy ze łzami w oczach przy wyjeździe mu mówili: obiecujesz, tak jak inni, a już cię nie zobaczymy.
W służbie kapelana więziennego (obok innych obowiązków misyjnych) pracuje od 1998 roku. Posługę duchową świadczy więźniom w ciężkim więzieniu w Livingstone i w oddalonym od niego o 45 km w zakładzie karnym dla młodzieży. W ostatnim przebywa młodzież od 9 do 22 roku życia. Wie i czuje, że jest im potrzebny. Kontakt z nimi nawiązuje w językach angielskim, niemieckim, hiszpańskim i w kilku dialektach zambijskich. Gdy te nie wystarczają korzysta z pomocy tłumaczy. W młodzieży obok wiary krzewi to co lubi - piłkę nożną i wędkarstwo. Jak wspomina nie zraził go nawet krokodyl, który pomylił go z rybą i chciał mu odgryźć nogę.
Waldemar Kowalski
Do Polski przyjeżdża na trzymiesięczny urlop co trzy lata. Chciałby równocześnie i tutaj spełnić swoją misję, obudzić choć w kilku młodych sercach powołanie misyjne. Sam przyznaje, że to bardzo trudne. Często ci, którzy już się nawet zdecydują wracają po kilku miesiącach lub latach.
Mimo, że w Zambii model człowieka samotnego nie należy do popularnych nie czuje się takim, ma wielu przyjaciół. Wie, że na niego czekają, obiecał im to, gdy ze łzami w oczach przy wyjeździe mu mówili: obiecujesz, tak jak inni, a już cię nie zobaczymy.
W służbie kapelana więziennego (obok innych obowiązków misyjnych) pracuje od 1998 roku. Posługę duchową świadczy więźniom w ciężkim więzieniu w Livingstone i w oddalonym od niego o 45 km w zakładzie karnym dla młodzieży. W ostatnim przebywa młodzież od 9 do 22 roku życia. Wie i czuje, że jest im potrzebny. Kontakt z nimi nawiązuje w językach angielskim, niemieckim, hiszpańskim i w kilku dialektach zambijskich. Gdy te nie wystarczają korzysta z pomocy tłumaczy. W młodzieży obok wiary krzewi to co lubi - piłkę nożną i wędkarstwo. Jak wspomina nie zraził go nawet krokodyl, który pomylił go z rybą i chciał mu odgryźć nogę.
Waldemar Kowalski