Romek Janowski SVD Misja w Zambii
  • Życie w misji
  • Radość życia misyjnego - Blog
  • O Ojcu Romku SVD
  • Rok szabatowy - podróże
  • Filmy z misji
  • Galeria
  • Pomoc misjom
  • Misje w Zambii
  • Moja misja
  • Refleksje misyjne
  • Duszpasterstwo więzienne
  • Listy z Afryki
  • Kontakt
 Misjonarz – kto to taki – Boże Narodzenie 2019
 
Konczacy sie Rok 2019 uplynal pod katem dlugich przygotowan i glebokiego przezywania Miesiaca Misyjnego w pazdzierniku. Oczywiscie nie wszystko skonczylo sie na pazdziernikowych uroczystosciach, bo przeciez nadal zyjemy w kosciele, ktory jest przepelniony duchem misyjnym. Z tej tez okazji w tym roku postanowilem wraz z moimi zyczeniami swiatecznymi przeslac troche refleksji na temat misjonarza. Kim on byl, kim jest obecnie i jakie sa wobec niego oczekwania? Jestem pewien, ze ci, ktorzy beda czytac ten list nie ze wszystkim sie zgodza i nawet go skrytkuja. I to jest normalne, bo kazdy z nas, czy to misjonarz swiecki, czy tez osoba duchowna jest inna. I niezmiernie nudnie byloby gdybysmy ze wszystkim w pelni sie zgadzali i mieli na wszystko podobny punkt widzenia.
Papiez Franciszek dwa lata temu zapowiedzial ten Miesiac Misyjny majac szczegolnie na uwadze odnowienie zycia misyjnego w kosciele na calym swiecie, poczynajac od najmniejszej kapliczki gdzies polozonej w wielkim buszu afrykanskim, czy amzonskim a konczac na wielkiej bazylice Sw. Piotra. Wiele dokumentow zostalo opublikowanych na temat rozwoju kosciola misyjnego. Ale nie o nich tutaj bede pisac.
W moim liscie chcialbym sie skoncentrowac na osobie misjonarza, bo i sam za takiego sie poczuwam. Od czasow Apostolskich poprzez wiele wiekow praca misyjna i rola misjonarza bardzo mocno sie zmienila, chociaz Ewangelia Chrystusa byla, jest i bedzie do konca swiata niezmienna, tak jak i Chrystus, ktory przyszedl na swiat ponad 2000 lat temu i codziennie rodzi sie na naszych oltarzach jest niezmienny.
Znaczenie slowa misjonarz wiele lat temau i dzisiaj nie jest takie same. Dawniej to byl ktos wielce nadzwyczjny, gdzies tam przebywajacy w dalekich krajach wsrod ludzi bez cywilizacji. A dzisiaj cywilizacja jest wszedzie i misjonarz jest w niej obecny. Rowniez moze on latwo kontaktowac sie z rodzina i najblizszymi. Jak to mialo miejsce w moim przypadku dowiedzialem sie o smierci mojej siostry w niecala godzine po jej zgonie. A godzine pozniej mialem juz bilet i pozwolenie na wyjazd na jej pogrzeb. Gdzie dawniej niekiedy misjonarz otrzymywal wiadomosc miesiac po pogrzebie.
Dawniej misjonarz plynal do swojego kraju misyjnego kilka miesiecy, zegnal sie ze swoja najblizsza rodzina na dobre. Zabieral ze soba wiele rzeczy, ktorych nie bylo w danym kraju. Spotykal sie z ogromna roznica kulturowa, przeroznymi wierzeniami i calkiem odmiennym spojrzeniem na swiat. O wiele bardziej byl przygotowany i wystawiony na utrate swojego zycia. Wcale to nie znaczy, ze obecnie nie ma takich miejsc, gdzie moglby czuc sie bardzo bezpiecznie. Kazdego roku w roznych sytuacjach ginie kilkudzisieciu misjonarzy. Jednak w obecnych czasach  juz nastepnego dnia od opuszczenia swojego kraju moze on znalezc sie na swojej misji i przez whatsAppa, czy inne media nie tylko porozmawiac, ale i zobaczyc sie ze swoja najblizsza rodzina. W swoim kraju misyjnym moze kupic niemalze wszystko co jest mu potrzebne. Roznice kulturowe sa o wiele mniejsze, duzo wierzen i praktyk religijnych zostalo ochrzczonych. Cywilizacja w niektorych krajach misyjnych moze byc nawet wyzsza od cywilizacji w kraju z ktorego dany misjonarz pochodzi.
Niestety nawet dzisiaj ktos stwarza obraz misjonarza, ktory codziennie z glodu umiera, pije wode z kaluzy, a po jego hatce  zlepionej z gliny i pokrytej sloma ciagle biegaja weze. On chodzi na boso i nie ma w co sie ubrac. Kazdego dnia mysli o swoim kolejnym posilku. Czasami zjada myszy i szczury. Do prasowania uzywa metalowej plyty rozgrzanej na sloncu. Zamiast mydla uzywa piasku. I jest dluga litania jego zycia opisana w ten sposob, aby ludzie gdzies daleko nad nim sie zlitowali i poslali mu pieniadze. A w rzeczywstosci jego zycie przebiega bardzo normalnie  i odbiego bardzo mocno od opisanego we jego wstrzasajacym liscie misyjnym.
Ktos inny jeszcze nie dojechal na misje, a juz planuje swoj urlop, szuka dobrodziei i parafii, gdzie moglby opowiadac piekne misyjne historie. I juz po kilku miesiacach wraca na krotki urlop, bo sie bardzo zmeczyl prace i stesknil za rodzina i przyjaciolmi. Ktos w jego parafii zapytal go:”a jak ci sie udalo zdobyc pieniadze na tak drogi bilet z innego kontynentu” Na to on szybko z usmiechem odpowiedzial: „Pani jak umiesz organizowac to masz..”
Byl tez taki co pojechal na misje i napisal bardzo duzo ksiazek. Inni misjonarze zadawali sobie pytanie: jezeli on tyle tych ksiazek napisal to kiedy on mial czas na prace misyjna? Pewnie musial miec duzo sekretarek.
Przez wiele lat utarlo sie wyobrazenie misjonarza jak tego, ktory wyglada bardzo staro, ma duza brode, dlugie siwe wlosy itp. Ale jak moze mlody chlopak w wieku trzydziestu kilku lat na swoim pierwszym urlopie, tylko kilka lat po swieceniach wygladac tak staro. Co wiecej niektorzy misjonarze poszli w inna skrajnosc i zaczeli zaplatac sobie warkoczyki, a inni nawet chodzic z dredami, czy tez w krotkich spodenkach. Taki obraz misjonarza nie przemawia ani do ludzi miejscowych, ani tez do ludzi w Polsce. Pewien rektor do tak ubranego misjonarza powiedzial: „inkulturacja obowiazuje w dwie strony, jezeli na misjach tak cie ubrali to teraz jestes w Polsce i dostosuj sie do polskich norm”,  i chyba nie pozwolil mu odprawiac Mszy Swietej w takim stroju.
W naszych domach kiedy jakis misjonarz sie pojawi to zaraz wolaja na niego „misjonarz, misjonarz”. Bardziej skomplikowana jest sytuacja gdy kilku misjonarzy jest w tym samym czasie, wtedy ktorego wolac misjonarzem, a ktorego nie? Zwykle na parfiach w Polsce z ktorych dany misjonarz pochodzi jest dosc duzy szacunek i wsparcie dla takiego misjonarza. I tam z duma ludzie mowia: „to nasz Ojciec Misjonarz”.
Dawniej mowilo sie, czy spiewalo: ” Murzynek Bambo w Afryce mieszka czarna ma skore to nasz kolezka”. I tutaj ogromna niespodzianka, bo w jednym z jezykow miejscowych w Zambii „Bambo”  znaczy ksiadz-misjonarz. Kiedy bylem jeszcze  mlodym misjonarzem i o tym nie wiedzialem to przkomorzalem sie z jednym Murzynkiem. On mnie nazywal „Bambo” bo bylem w koloratce, a ja do niego twardo odpowiadalem, ze to nie ja ale to ty jests „Bambo”, czyli tak jak my o nich myslimy w Polsce. Dopiero pozniej inny misjonarz mi powiedzial, ze on mial racje.
Dawniejsi misjonarze byli lubiani, bo przynosili ze soba duzo rzeczy i je za darmo rozdawali. W porownaniu z bialymi kolonizatorami byli bardzo dobrymi ludzmi. Misjonarze duzo rzeczy dawali ludziom bez ich wiekszego wysilku. Ludzie do tego sie przyzwyczaili i czesto nawet nie potrafili okazac im za to zadnej wdziecznosci. Zwykle „dziekuje” rzadko mialo miejsce. Raczej uwazali i nadal uwazaja, ze to misjonarza obowiazek pomagac im materialnie. Dlatego misjonarz, ktory pomocy duchowej na czas nie oddzielil od pomocy materialnej musi obecnie sie z tym zmagac. A jezeli nie on to jego nastepcy obecnie sa w dosc trudnej sytuacji. Bo oczekiwanie pomocy materialnej mocno dominuje nad potrzeba pomocy duchowej. Takie wyobrazenie misjonarza i misji na dlugo pozostanie w pamieci ludzi miejscowych. I kiedy miejscowi ksieza, czy siostry przejmuja dane misje, parafie, szpitale, czy szkoly nadal ludzie oczekuja od nich takiej samej pomocy. A gdy jej nie otrzymuja to sa mocno zawiedzeni i chca ich wyrzucic z misji mowiac im, ze oni kradna ich pieniadze. Pewnego dnia przyszli z pewnej wioski do bialego misjonarza w miescie i prosili go, zeby  do nich przyszedl, bo ci czarni ksieza to ich okradaja. I wlasnie szli z taka propozycja do biskupa. Dlugo probowal im wytlumaczyc role ksiezy i siostr, ale co ostatecznie zdecydowali nie wiadomo. Jedno jest pewne, ze miejscowi ksieza tam pozostali i dlugo nie mieli latwego zycia z wymaganiami miejscowych ludzi. Takze biali misjonarze, ktorzy przestaja dawac nie sa lubiani i spotykaja sie z duzymi wyzwaniami.
Z drugiej strony nie tylko miejscowi ksieza musza odpowiadac na trudne wymagania ludnosci tubylczej. Takze nadal misjonarze z innych kontynentow pracuja w misjach, gdzie czesto ich zycie jest narazone na niebezpieczenstwo. Niektorzy nadal gina gloszac Ewangelie.
Kilka lat temu w Angoli chcieli porwac misjonarza bo duzo mowil w obronie pokrzywdzonych ludzi. Przyszli do misji z bronia po niego. W drzwiach stanal inny bardzo powolny i flgmatyczny misjonarz. Mowil do nich bardzo prostym jezykiem. Najpierw odsunal bron skierowana do niego na bok i uczyl ich o milosci Chrystusa. Oni zglupieli i nie wiedzieli czy maja doczynienie z wariatem czy nadwyraz swietym misjonarzem. Ostatecznie zrozumeli ze nie ma co z nim gadac. Zostawili jego i cala misje w spokoju.
Inny misjonarz mial doswiadczenie ze zlodziejem w miescie. Na swiatlach wsiadl mu do samochodu zlodziej, skierowal bron do niego i prosil o kluczyki. Ten nawet nie zwracal uwagi na niego,  tylko dalej jechal i dawal mu wyklad na temat matki kosicola ktorej on sluzy i wlasnie do tej pracy potrzebuje tego samochodu. Nawet go zachecal do wspolnej pracy dla Pana. Zlodziej denerwowal sie coraz bardziej, ostatecznie kazal misjonarzowi zatrzymac sie, wyskoczyl z samochodu i uciekl nie wyrzadzajac mu zadnej krzywdy.
Kiedys mialem bardzo silnego glupka w misji wioskowej. Kazdego dnia musial cos zniszczyc. Jak nie zniszczyl to zle sie czul. Jakos dziwnie nie balem sie jego i zawsze go przeganialem. Ludzie dziwili sie jak to sie dzieje, ze ja jestem dwa razy mniejszy od niego, on ciaga szyny kolejowe, a ja go sie nie boje i go przeganiam. Oczywiscie wszystko w imie Pana. W tej samej misji ludzie byli nauczeni, ze za wszystko trzeba bylo im placic. Nawet za zwykle wykopanie dolu na smiecie. Poza tym w tej misji trudno bylo o jakichs lepszych specjalistow. W tej sytuacji wiele rzeczy musialem robic sam, bo do miasta gdzie mozna bylo znalezc specjalistow bylo okolo 350 km, wiec przywiezc takiego specjaliste i pozniej go odwiezc uczyniloby taka naprawa bardzo kosztowna. Dlatego w tej misji bylem stolarzem, budowlancem, spawaczem, mechanikiem, malarzem, elektrykiem, kucharzem, hydraulikiem, dacharzem, rzeznikiem, rolnikiem i robilem wiele innych prac wedlug potrzeb. Niektorzy ludzie z innych kosciolow (nie nasi katolicy) pytali mnie: ile ojciec ma zawodow? Z usmiechem odpowiadalem: probuje nie zapomniec przy tych wszystkich specjalnosciach, ze jestem ksiedzem katolickim-misjonarzem. Ta odpowiedz pelna radosci im wystarczala.
Jak ludzie przyjmuja misjonarzy spoza danego kraju, a jak swoich ksiezy? Wlasciwie to zalezy od ksiedza, czy dba o ludzi czy tez nie. Jezeli dba o ludzi to jeden i drugi jest szanowany. Kiedy miejscowy cos zawali: bedzie mial dziecko z jakas kobieta, czy czasami za duzo wypije to mu to latwo przebacza, a gdy to przydarzy sie misjonarzowi spoza danego kraju to mu tego latwo nie zapomna: „jak to ty przyjechales z daleka aby nas pouczac o Ewangeli, to pokaz to swoim zyciem”.
Z drugiej strony oczekuja od misjonarza ze wiecej im wybuduje, w czyms pomoze. „Bo nasz synek to biedny, co on moze zrobic, tak niewiele”.
Ksiadz miejscowy musi zatroszczyc sie o rodzine i to jest u nich takie normalne. Zazwyczaj rodzina osiedla sie w poblizu parafii i czesto go odwiedza. Taki ksiadz musi pomagac swojej rodzinie. Spoczywa na nim taki obowiazek. W niektorych miejscach ludzie nie wierza, ze ksiadz miejscowy ma taka sama sile w modlitwie, czy w sprawowaniu sakramentow jak misjonarz. Zdarza sie to jednak coraz rzadziej. Jego wytrwala modlitwa pomoze mu przetrwac ten trudny czas.
Misjonarz gloszacy Ewangelie moze czasami byc mylnie rozumiany poprzez uzycie tego samego slowa lecz w calkowicie innym znaczeniu i w innym kontekscie. Bo w slownictwie misyjnym osoba odpowiedzialna za pieniadze i osoba odpowiedzialna ze wykroczenia prawne nazywa sie prokuratorem. Podobnie w policji takze maja stanowisko prokuratora. Pewien misjonarz prokurator zostal zlapany przez policje w Polsce za przekroczenie predkosci. Na pytanie policji: kim pan jest? Odpowiedzial prokuratorem, wiec policjanci go szybko przeprosili i pozwolili mu jechac dalej. Ale jeszcze na koniec zapytali a w jakiej komendzie policyjnej pracuje. Na to on odpowiedzial, ze w komendzie misyjnej. Wtedy wszystko sie wydalo, ale jako prokurator misyjny rowniez tego dnia dostal zwolnienie z mandatu.
Dawniej tylko kilka zakonow czy zgomadzen w Polsce bylo znanych jako typowo misyjne. Miedzy innymi my Werbisci bylismy znani jako typowe Zgromadzenie Misyjne.  Obecnie kazdy zakon chce byc nazywany misyjnym bo ma gdzies daleko na misjach jednego, czy dwoch misjonarzy.  Mysla, ze ten aspekt misyjny zacheci mlodych ludzi do wstapienia do tego zakonu. Z drugiej strony mozna spotkac coraz wiecej osob wstepujacych do zakonu misyjnego z mysla o pracy misyjnej w swoim kraju.
Niekiedy misjonarz moze on byc uwazany za „misjonarza od misji specjalnych”, pracujacego w ONZ-ecie, czy tez walczacego z grupami terrorystycznymi. Kilka miesiecy temu w samolocie siedzialem wsrod Muzulmanow, typowych Arabow. Kiedy jednmu powiedzialem, ze jestem misjonarzem, to byl on ogromnie zaskoczony i nabral do mnie bardzo duzego szacunku. Bo myslal ze jestem od walki z terrosrystami, jak tez od roznych misji specjalnych. Zadawal mi bardzo duzo pytan i byl bardzo podekscytowany. Ja odpowiadalem na wszystkie bardzo dyplomatycznie jak tylko potrafilem. Dopiero kiedy poprosil o moj adres, by byc moze w przyszlosci do czegos moglbym sie jemu przydac, wtedy dopiero zrozumial, ze powodzenie mojej misji glownie zalezy od Najwyzszego, czyli w jego rozumieniu Allacha. Tak jak oni czesto na wszytko czy dobre, czy zle mowia: :in the name of Allah”, czyli w imie Allacha. Wtedy byl deczko zawiedziony lecz nadal sie usmiechal i mojego adresu nie wyrzucil.
Obecnie w wielu misjcach ksieza miejscowi czuja sie dosc usatysfakcjonaowani swoja obecnoscia i coraz czesciej ciszej czy glosniej daja do zrozumienia, ze tak naprawde to misjonarze spoza danego kraju mogliby sobie pojechac gdzies indziej, albo wrocic do swojego kraju. My juz ich tak bardzo nie potrzebujemy, ale pieniadze to mogliby nam nadal podsylac.
Nasz biskup trzy lata temu na uroczystosci 125 lat od przybycia pierwszych misjonarzy powiedzial, ze w przeciagu tych lat kosciol zmienil sie bardzo mocno i obecnie bialych misjonarzy juz prawie niema, a wlasciwie to juz ich nie widzimy. Na tej uroczystosci bylem jedynym bialym misjonarzem, poza Hindusem ktory przeciez nie jest bialy i kilku strszymi bialymi siostrami. Na to miejscowi ksieza siedzacy obok mnie zareagowali mowic: „to on ciebie nie widzi”.   Na to ja im odpowiedzialem: „nie przejmujcie sie, ostatnio mu sie wzrok popsul”. Po Mszy poszedlem do zakrystii i powiedzialem biskupowi, ze jestem duchem. On byl wielce zaskoczony. Szybko jednak sie zorientowal i sie poprawial, ze on tego nie mial na mysli. Usmiechnalem sie i wyszedlem.  Pomyslalem sobie moze nie myslales ale tak powiedziales.
Obecnie jest ogolne przekonanie, ze misjonarz powinien isc i pracowac w glebokim buszu. Natomiast ksiadz miejscowy powinien pracowac w miescie, i to nie na byle jakiej parafii, tylko na takiej gdzie go ludzie utrzymaja, bedzie mial dobry samochod i nie najgorsze warunki mieszkaniowe. Natomiast misjonarz sobie poradzi nawet w najglebszym buszu, gdzie nie ma biezacej wody, swiatlo bedzie jak sobie zalozy z baterii slonecznych, dom jaki wybuduje taki bedzie mial. Zreszta jest ogolne przekonanie, ze misjonarz cokolwiek bedzie mial to i tak to mu wystarczy.
W obecnych czasach na misje i misjonarza nalezy spojrzec w nieco szerszym rozumieniu. Dzisiaj kazdy czlowiek ochrzczony jest misjonarzem, zgodnie z  dokumentami Soboru Watykanskiego II jak tez i  haslem Miesiaca Misyjnego: „Ochrzczony i poslany”. Nie mozna chrztu schowac gdzies na polce wraz ze swiadectwem chrzcielnym i trzymac go na godzine smierci. Lecz nalezy z nim isc do innych i im swiadczyc o Chrystusie. Kazdy czlowiek ochrzczony niezaleznie od tego czy to jest zwyklym Chrzescijaninem, kaplanem, biskupem, czy tez papiezem ma taki sam obowiazek bycia swiadkiem Chrystusa dla innych. Oczywiscie „komu wiele dano, od tego wiele wymagac sie bedzie”. I odpowiedzialnosc Papieza nie moze byc porownywana z odpowiedzialnoscia przecietnego Chrzescijanina. Rowniez nie jest istotne czy ktos daje swiadectwo o Chrystusie swoja codzienna praca, czy tez ktos inny glosi plomiene kazania, czy pelne nawrocen rekolekcje, albo tez buduje dziesiatki kosciolow.Te rzeczy napewna sa wazne, ale bez swiadectwa osobistego na niewiele sie przydadza,
Chrystus daje laski kazdemu wedlug Jego wlasnego upodobania i chce, aby one byly wlasciwie wykorzystane na dawanie swiadectwa o Nim. Bo przeciez On po to przyszedl na swiat, aby wszyscy ludzie  Go poznali i byli zbawieni.
Ktos kiedys powiedzial, ze sa przyjaciele misjonarza i przyjaciele misji. Jednak naturalnie jest to polaczone w jedno. Ktos kto jest przyjacielem misjonarza jest jednoczesnie przyjacielem misji. Wspiera prace i rozwoj misji, i jest rowniez misjonarzem. Wspolnie wiec czujmy sie misjonarzami.
 
Nichaj zblizajace sie Swiata Bozego Narodzenia i caly Nowy rok 2020 beda dla nas wspaniala okazja do odnowienia ducha misyjnego i bycia misjonarzami gdziekolwiek bedziemy i cokolwiek bedziemy robili. Czynmy to na chwale Pana.
 
Pamietajacy w modlitwie i o nia proszacy
 
O.Romek Janowski SVD
 
 
 

Boże Narodzenie 2018

“Niechaj nikt nie lekcewazy twego mlodego wieku, lecz wzorem badz dla wiernych w mowie, w obejsciu, w milosci, w wierze, w czystosci”1 Tm 4:12
 
2018 Boze Narodzenie – Mlodziez i Ojciec Romek
 
   Mija kolejny rok i zblizaja sie Swieta Bozego Narodzenia. Przychodzi chwila refleksji czym zylismy w tym odchodzacym roku, aby przywitac Nowy Rok 2019. Byl to rok poswiecony mlodziezy wraz z synodem biskupow w Rzymie, podczas ktorego mlodziez razem z papiezen dyskutowala swoje problemy i oczekiwania. W ciagu ostatnich 20-tu lat bardzo mocno zmienil sie swiat, a wraz z nim zachowanie  mlodych ludzi.
Haslo synodu bylo na temat wiary i wyboru drogi zyciowej: „Młodzież, wiara i rozeznawanie powołania”. Do tego synodu byly dlugie przygotowania i zorganizowano wiele roznych spotkan. Niestety przeakcentowane nastawienie papieza Franciszka na ludzi spoza Kosciola Katolickiego i o niezdrowej orientacji seksualnej zdominowaly ten synod. Oprocz malej grupki mlodziezy aktywnie uczestniczacej w zyciu kosciola, przybyla tam duza grupa ludzi mlodych z roznymi wykrzywionymi ideami swojej wiary i moralnosci dalekiej od chrzescijanskiej. I niestety ci mlodzi ludzie zdominowali synod i papieza. I ostatecznie zamiast uzyskac piekny kierunek wiary chrzescijanskiej ludzi mlodych otrzymalismy do zaakceptowania kierunek mlodziezy, ktora daleko odeszla od Boga i Pisma Swietego. Niektore nawet spotkania synodalne w imie uszanowania wartosci mlodziezy niechrzescijanskiej nie byly polaczone z zadna modlitwa. Wiele moznaby mowic i pisac na ten temat, ale wierzymy, ze Duch Swiety dany nam od wiekow przez Chrystusa wszystko wyprowadzi na wlasciwa droge.
Teraz jednak wrocmy na nasze afrykanskie podworko tutaj w Zambii i wasze w Polsce, czy w innych miejscach na swiecie. Czym my zyjemy, jaka mamy mlodziez, czy nadal czujemy sie mlodzi mimo uplywajacych lat i srebrzystych wlosow pojawiajacych sie coraz czesciej na naszym obliczu?
Ktos powiedzial: „po kopie to po chlopie”. Czy to prawda? Mysle, ze w moim przypadku nie do konca tak jest. Bo w tym roku jest akurat „kopa”. Oczywiscie czuje, ze troche lat przybylo, ale nie na tyle, zeby nie czuc sie nadal mlodym, i czuc sie dobrze z mlodymi. I oni oczywiscie ze mna. Bo ktos inny takze powiedzial:„jestes taki mlody jakim sie czujesz” .
Od poczatku mojej pracy misyjnej pracuje z mlodzieza, tak na szczeblu parafii jak i diecezji. Od lat organizuje regularne spotkania z mlodzieza. Mamy programy formacyjne, biblijne, sportowe i bardziej rekreacyjne. Mlodzi ludzie sa formowani duchowo i fizycznie, bo w zdrowym ciele zdrowy duch. Az trudno uwierzyc, ze czasami ktos w wieku 15-17 lat nie umie biegac, nigdy nie gral w pilke nozna, czy siatkowa, nie umie jezdzic rowerem itp. Roznego rodzaju cwiczenia i programy swoje robia. Takze przerozne spotkania biblijne, seminaria i wyklady na temat wiary przynosza wspaniale owoce. W tych wszystkich programach ja aktywnie uczestnicze. Obecnie gdy spotykam moich dawnych parafian, czy znajomych z innych kosciolow pytaja mnie: czy ty nadal grasz w pilke i chodzisz na safari. Szybko odpowiadam: nadal dbam o sprawnosc fizyczna i regularny odpoczynek. A safari i rybki to moje hobby. I ich takze do tego zachecam. Na to oni, o wiele mlodsi ode mnie mowia: my juz za starzy. Mowie, ze pewnie jak bedziecie w moim wieku  to jedna noga juz bedziecie na cmentarzu.
Moja praca i kontakty z mlodzieza maja swoje odbicie w powolaniach kaplanskich i zakonnych. Z tego co wiem to pewnie okolo 20/30 osobom pomoglem odkryc powolanie do bycia kaplanem, bratem, czy siostra zakonna. Pamietam pewnego dnia ksiadz kapucyn, chlopak z mojej dawnej grupy mlodziezowej zadzwonil do mnie, ze chce mnie odwiedzic w naszym werbistowskim domu. Usiedlismy wygodnie na tarasie przed naszym domem. Wowczas on do mnie powiedzial: ojcze chce ci cos powiedziec. Po chwili mowi: „dziekuje”, krotka przerwa i ponownie „dziekuje”, znowu kilka sekund przerwu i kolejne „dziekuje”. Zaskoczony pytam za co. Na to on odpowiada, ze gdyby nie moja praca z mlodzieza to on nigdy by nie byl tym kim jest dzisiaj. Piekne swiadectwo i za to dziekowac Bogu. Bo to On powoluje, a ja tylko pomagam w tym dziele ewangelizacyjnym.
Od 1998 roku prowadze regularnie grupy powolaniowo-biblijne. I z zalem stwierdzam, ze to co latwo udawalo sie osiagnac w pracy z mlodzieza 20 lat temu, czy nawet 10, dzisiaj jest o wiele trudniejsze. Telefony komorkowe i Internet swoje zrobil. Tradycje rodzinne mocno zaginely. Wplyw cywilizacji i kultury z tzw „zachodu” takze mialy i nadal maja bardzo zly wplyw. Tego nie da sie odwrocic.  Jeden z ksiezy miejscowych dosc mocno powiedzial: „mlodziez walczyla o demokracje i ja dostala, a ta ja skutecznie wykonczyla”. I wiele jest w tym prawdy.
Gdzies 20/30 lat temu mlodziez bala sie bardzo rodzicow. Gdy o cos prosili rodzicow to podchodzili do nich na kolanach, z glowa spuszczona i trzesacymi sie rekami. Nawet zonaty facet po 30tce podchodzil do ojca na kolanach i tak z nim rozmawial. Rodzice mogli ich skrzyczec i nie pozwolic na wiele rzeczy. Gdy przychodzilo do pracy i trzeba bylo cos przyniesc to mogles powiedziec osobie doroslej, ta nieco mlodszej, nastepne jeszcze mlodszej i ostatecznie ta co jest najmlodsza w danej grupie szla po dana rzecz. Tak bylo dawniej.
Obecnie sytuacja calkowicie odwrocila sie. Dzieci juz nie prosza tylko domagaja sie. I gdy w nocy dziecko wraca z baletow to matka, czy ojciec boi sie nawet otworzyc ust, zeby cos powiedziec na temat takiego zachowania. Latwo moze dojsc do przemocy fizycznej. Jedni rodzice zala sie drugim, bo wszyscy maja podobne problemy XXI wieku. I dziwia sie w jakim kierunku ten swiat zmierza.
Dawniej w Afryce cała wioska byla odpowiedzialna za wychowanie dzieci i młodzieży, starsi dawali im dobry przykład, jak również czuwali nad tym, by młodzież szła w dobrym kierunku. Ta relacja współodpowiedzialności  byla rowniez w szkole i w kosciele. Oczywiscie nadal na rodzinie spoczywa podstawowy obowiazek wychowywania dzieci. Nie zrobi tego za nich ani szkola, ani kosciol, ani zycie publiczne.
Na mojej pierwszej misji mialem duzo mlodziezy. Rozmawialismy na rozne tematy, bylo duzo przeroznych akcji. Mlodzi ludzie angazowali sie bardzo aktywnie w zycie kosciola i parafii. Wszystko wygladalo dosc pieknie, az pewnego dnia dowiedzialem sie,ze jedna dziewczyna z naszej mlodziezy ma dziecko ze studentem ze stolicy a druga z naszym pomocnikiem w ogrodzie. Wtedy zapytalem mlodziezy: jak to jest, ze jedni musza isc na studia aby sie tego nauczyc a inni pracujac w ogrodzie. Odpowiedz znali bardzo dobrze.
W kazdy piatek po poludniu od kilku lat gram w pilke  z chlopakami przy szkole podstawowej. Pewnego piatku chlopaki nieco opoznili sie. Siedzialem wiec po drugiej stronie boiska i przygladalem sie malej grupie malych chlopcow i dziewczynek. Urzadzili sobie taniec na boisku na wzor doroslych. Podbiegali chlopcy do dziewczynek i z przodu przed nimi wykrecali tylkami i jeszcze inna czescia ciala tak jakby to robili noca na lozku. Po czym odskakiwali od siebie i biegli z radoscia na koniec kolejki czekajac na kolejny taniec z kolejna partnerka. Bylem zaszokowany, wspaniale im to wychodzilo, tak jaby byli juz dorosli, a mieli dopiero gdzies okolo 8-9 lat nie wiecej.
Nie tak dawno pewna nauczycielka miala lekcje z pierwszo czy drugo klasistami. Podczas lekcji przechwycila liscik chlopaka do malej dziewczynki, ze chcialby sie z nia przespac.Pozniej osobiscie z nim rozmawiala i zauwazyla, ze mial na mysli nie pocalunek lecz o wiele wiecej.
W naszych czasach juz male dzieci kopiuja doroslych na przerozne sposoby.  Podgladaja ich zachowanie i robia to samo. Zreszta nie musza za bardzo wysilac sie, aby wiele rzeczy zobaczyc. Bo to co dawniej dorosli ukrywali, albo robili noca teraz mozna to zobaczyc w bialy dzien.
Dwa lata temu wczesnie rano odprowadzam  naszego prowincjala na autobus. Akurat nocne imprezy konczyly sie i mlodzi ludzie zbierali sie do domow. Gdy szedlem z prowincjalem do autobusu to uwaznie obserwowaly nas dziewczyny nocnych podlotow. Kiedy po odprowadzeniu wracalem sam do domu zaczepily mnie dwie dziewczyny. Mowily, ze chca ze mna pogadac. Bylo to dosc blisko naszego domu. Zatrzymalem sie na chwile i czekalem. Podeszly nieco blizej i mnie rozpoznaly wolajac: „oo O.Romek, w niedziele bedziemy na Mszy”. Tylko  usmiechnalem sie i poszedlem dalej.
Mlodzi ludzie kopiuja mode z roznych stron swiata, czasami nawet nie wiedzac dokladnie co znaczy pewien sposob ubierania sie, czy zachowania. Pamietam kiedys chlopaki z naszej grupy zaczeli chodzic w nisko opuszczonych spodniach, bo taka gdzies byla moda.  Wtedy im powiedzialem, czy nie wiecie, ze kto ma tak nisko opadajace spodnie, to znaczy, ze nie zdazyl na czas do ubikacji,  stal sie wypadek i teraz to sciaga spodnie do ziemi. Natymiast spodnie podciagneli dosc wysoko po uslyszeniu takiej mojej interpretacji. Kilka slow madrosci i wszystko wraca do normy.
Obecnie mlodziez chca miec calkowita wolnosc. W wielu sytuacjach ja dostali  i ona ich wykonczyla, bo nie potrafili uwolnic sie od roznych rzeczy chociaz bardzo tego pragneli. Musieli za to zaplacic, nawet niekiedy dosc wysoka cene. Chociazby za uzywanie srodkow anytkoncepcyjnych przez wiele lat - pozniej chcieli miec dziecko, ale niestety cos przestalo dzialac i dziecka na swiat nie przyszlo. Inni naduzywali alkoholu  przez dlugie lata i w roznych postaciach, ich zdrowie zostalo calkowicie zrujnowane, nie bylo odwrotu. Teraz nawet najlepszy lekarz i wielkie pieniadze tego nie naprawia. Ktos inny zmienial dziewczyny jak skarpetki, nawet  kilka na dzien. Pozniej sie zeni i mysli ze wytrzyma z jedna. Myli sie mocno, malzenstwo nie trwa nawet kilku miesiecy.
Innych wielkim wyzwaniem dla mlodych ludzi w dzisiejszych czasach jest swiat wirtualny, ktory ich calkowicie pochlonal. Ma to swoje pozytywne strony, ale i niestety bardzo duzo negatywnych. Tego mlodzi ludzie nie widza. Dla nich chwila bez komorki, czy Internetu jest ogromnych cierpieniem.
Kilka miesiecy temu mlodziez z USA odwiedzila pewna grupe mlodziezy z Zambii. Komus mogloby sie wydawac, ze niby jedni z wilkiej cywilizacji i bogaci, a drudzy z mniej rozwinietego kraju i biedniejsi, wiec nie beda mieli wspolnego jezyka. Oczywiscie swiat wirtualny bardzo szybko ich zblizyl.  Mieli wspolny jezyk poprzez telefon komorkowy, Internet, facebook i inne gadety. Szybko okazalo sie, ze lubili podobnych piosenkarzy i zachwycali sie prawie ta sama muzyka. Podobna sytuacja miala miejsce pomiedzy mlodzieza z Chin i z Zambii. Mlodziez chinska znala bardzo slabo jezyk angielski, a mlodziez z Zambi nie znala ani jednego slowa po chinsku. I co ciekawe weszli w swiat wirtualny i tam wspaniale dogadywali sie.
Tak jak w wielu miejscach na swiecie takze i tutaj mlodzi ludzie maja problemy ze znalezieniem pracy. Ktos moze zabawiac sie w sprzedawanie i kupowanie. Ten bizness za daleko nie zaprowadzi, bo tysiace, a nwet miliony ludzi starszych i mlodszych probuja w ten sposob przezyc. Jednym ludziom szczescie pomaga, innym wlasna inicjatywa. Jeden  skonczyl tylko klase siodma i radzi lepiej w zyciu niz inny ktory skonczyl Universytet i ciagle szuka pracy bo nikt nie chce go zatrudnic, gdyz za samo wyksztalcenie musialby  bardzo duzo placic. Jednoczesnie pozostaja watpliwosci co do znajomosci zawodu, zwlaszcza po skonczeniu prywatnego universytetu.
Pomimo tych wszystkich wyzwan i problemow nadal mamy duza grupe mlodziezy oddanej kosciolowi i Bogu, i zyjacej w szczesliwych rodzinach. Dzisiajsza mlodziez nie chce sluchac, ale chce aby jej sluchano i jej towrzyszono.
Jeden z biskupw na synodzie w Rzymie powiedzial: Tak jak nie ma powołania, które by było równe drugiemu, wszystkie są różne, tak też rodzice w stosunku do swoich dzieci każdego dnia muszą się pytać, co zrobić, żeby je dobrze wychować, żeby doprowadzić je do pełni życia, do której zmierza wiara”. ”Sluchaj ojca, ktory cie zrodzil, i nie gardz twa matka staruszka” Prz 23:22 
Mlodzi ludzie lubia mowic otwarcie o swoich problemach i wyzwaniach obecnych czasow. Musimy modlić się nie tylko za młodzież, ale także z młodzieżą. Młodzi ludzie nie chcą być osądzani. Oczekują prawdziwego dialogu. Chcą wiedzieć, kim jest Jezus. Proszą o naszą autentyczność, wrażliwość, religijność, nawet jeśli nie potrafimy udzielić im odpowiedzi na wszystkie pytania.
Kilka razy zdarzylo sie mi, ze z diecezjalnej grupy powolaniowej, gdzie mamy sporo mlodych siostr i ksiezy na spotkanie przybylem tylko ja po 60-tce i dwie siostry po 70-tce. Natomiast mlodziez w wieku od 12 do 22 lat. Mimo tej rozpietosci wieku mielismy wspaniale i radosne spotkanie. Duze zainteresowanie ich problemami i otwartosc na ich wyzwania pomogla nam do nich dotrzec i wskazac sposob na wlasciwe rozeznanie powolania. Przez wiele lat i obecnie mlodzi dobrze czuja sie  ze mna a ja z nimi. Mamy wspolne spotkania, modlitwy, safari, tance, itp. Do dzisiaj podobaja mi sie mlode dziewczyny (ale tylko ladne dziewczyny).
Oczywiscie nadal mamy dobra mlodziez i na niej mozna polegac i z nia wiele zdzialac. Niestety jest to bardzo maly procent w stosunku do calej mlodziezy. Jej glos i wiara musi byc bardzo mocna, aby mogli cos osiagnac.
Mimo wszystko jestem nadal zdania, ze rzeczy trzeba nazywac po imieniu, a nie w imie wiekszosci, ktora odeszla daleko od Boga na wszystko im pozwalac i przyklaskiwac jakby to bylo dobre i normalne. To co bylo zle dawniej tak samo jest i zle dzisiaj. A co bylo dobre dawniej rowniez dobre jest dzisiaj i takim pozostanie na zawsze. Zachowanie czlowieka sie zmienia lecz prawda, Bog i wymogi moralne pozostaja niezmienne. Bo jak czytamu w liscie do Hebrajczykow: Heb 13:8 „Jezus Chrystus wczoraj i dzis, ten sam takze na wieki”.
Albo na innym miejscu Sw. Piotr doradza mlodziezy: „Tak samo wy mlodziency, badzcie podddani starszym. Wszyscy zas wobec siebie przyobleczcie sie w pokore. Bog bowiem pysznym sie sprzeciwia, a pokornym laske daje” 1 P 5:5 
 
Zycze Wam, aby Swieta Bozego Narodzenia odmlodzily w was ducha wiary, nadziei i milosci, a Nowy Rok 2019 byl obfity w Boze blogoslawienstwa.
 
Blogoslawi i prosi o modlitwe
 
O.Romek Janowski SVD
 


 
Boże Narodzenie 2017– Biały wśród Czarnych i Czarni dookoło Białego
 
Obecne Swieta Bozego Narodzenia zechciejmy przezywac w jednosci otoczonej roznorodnoscia. Bo Chrystus narodzil sie dla zbawienia wszystkich ludzi, ras i narodow. Tej roznorodnosci kazdy z nas doswiadcza na codzien. Ja pracuje wsrod Czarnych ludzi i kilku innych nacji, a ludzie w Polsce, w  Europie i na kazdym zakatku swiata coraz bardziej mieszaja sie rasowo i kulturowo. Europa przepelniona jest emigrantami, uznajacymi i nie uznajacymi Chrystusa za Zbawiciela. Mozna smialo zapytac ile jest jednosci w tej roznorodnosci?
Moje ponizsze refleksje sa moimi osobistymi przezyciami, z ktorymi wielu ludzi moze sie nie zgadzac. Z tym jak ja tutaj czuje sie z Czarnymi i jak Czarni czuja sie ze mna. Na temat relacji pomiedzy Czarnymi i Bialymi dawniej i obecnie wiele roznych ksiazek i filmow zostalo zrobionych. Ja tutaj niczego i nikogo nie kopiuje. Kazdego mysli i odczucia moga sie zmieniac w krotkim czasie. Pewien misjonarz przez wiele lat pracowal z Czarnymi ludzmi. Byl nimi zachwycony. Na krotko przed opuszczeniem misji zostal porzadnie okradziony i z lekka pobity. To wydarzenie mocno odbilo sie na jego opinii o Czarnych. Opuscil kraj misyjny bardzo rozczarowany. Moja znajoma z mojej parafii w Polsce jako mloda dziewczyna byla zauroczona Czarnymi ludzmi przebywajacymi w Polsce. Kilka lat pozniej wyjechala do pracy do Anglii, gdzie pracowala w sklepie prowdzonym przez Czarnych. Po roku pracy u nich mialem okazje z nia porozmawiac. Byla rozgoryczona i wsciekla na ich traktowanie Bialych. Dziwila sie jak moga byc tak odmieni od tych, ktorych dawniej spotkala w Polsce.
Jadac do Afryki-Zambii zylem nadzieja, ze uda sie mi stac prawdziwym Afrykanczykiem dla Afrykanczykow, Czarnym dla Czarnych. Umrzec tylko na ziemi afrykanskiej. Moje marzenia nie trwaly dlugo. Juz po kilku miesiacach zauwazalem, ze to raczej jest nie mozliwe i ze tego tez oni nie oczekuja ode mnie.  Mozliwe jest tylko utozsamienie sie z nimi do pewnego stopnia. Bo cokolwiek bysmy nie robili to i tak zostaniemy dla nich Biali i kazdy inny Czarny obok bedzie dla nich wazniejszy.Takie jest zycie. Nie jest latwo utozsamic sie z inna nacja.
W ciagu ostatnich 20/30 latach w wielu miejscach na swiecie mozna bylo zauwazyc jak wiele group rasowych, szczepow, czy innych nacji probowalo za wszelka cene,   uniezaleznic sie od innych i decydowac o swojej tozsamosci. W przeciwienstwie do wczesniejszych tendencji do jednosci  i roznego rodzaju ukladow jednoczacych.
Wielki Zwiazek Radziecki sie rozpadl, Sudan podzielil sie na dwa Sudany i powstalo najnowsze panstwo afrykanskie – Poludniowy Sudan, polnocna i pludniowa Nigeria chce sie podzielic, Libia ma dwa rzady, w wielu krajach afrykanskich sa ogromne podzialy szczepowe. Europa nie pozostaje w tyle pod tym wzgledem: odchodzi Anglia od wspolnoty europejskiej, Irlandia Polnocna coraz mniej mowi o zjednoczeniu z cala Irlandia, w Hiszpanii Katalonia domaga sie oddzielenia od calej Hiszpanii i stworzenia wlasnego panstwa, w Polsce Slazacy, Kociewiacy i Kaszubi tez chca miec swoje prawa, Cypr jest podzielony, nadal wiele republic walczy o niezaleznosc od Rosji. Rowniez tendencje w Azjii i Ameryce ida w podobnym kierunku: niektore stany w USA chca niezaleznosci, Irak chce sie podzielic, w Myanmarze trwaja brutalne czystki rasowe, w Tajlandii pokoj jest bardzo zdradliwy, Wenezuela jest na pograniczy podzialu, Kolumbia jest nadal mocno podzielona.
Patrzac na te wszystkie powyzsze podzialy i rozne inne, ktorych nie wymienilem ktos moglby zapytac: czy to jest mozliwe, aby czarna i biala rasa stworzyly jedna rase rodzinna, wielce pokojowa? Odpowiedz na to pytanie z jednej strony jest bardzo latwa – nie, to nie jest mozliwe, a z drugiej strony w pewnych miejscach i w pewnych relacjach, to sie udaje do pewnego stopnia.
Znane sa udane malzenstwa bialo-czarne z ktorych urodzily sie piekne kolorowe dzieci. Rowniez mozna spotkac ogromne tragedie wynikajace z takich malzenstw. Hindusi raczej nie zawieraja takich malzenstw. Co do Chinczykow to ida na krotkie relacje – malzenstwo na krotko i ucieczka. Natomiast niektorzy Biali z Europy decyduja sie na cale zycie i mozna powiedziec, ze sa juz udane malzenstwa, ale zazwyczaj wyjezdzaja do Europy, gdzie rozpoczynaja nowe zycie.
Wielokrotnie powiedzialem Zambijczykom, ze gdybym ja kiedykolwiek mial sie ozenic tutaj, to ucieklbym jak najdalej ze swoja zona od jej najblizszej rodziny. Pytaja dlaczego? Bo za duzo mialbym roznych wujkow i szwagrow do ciaglego zywienia i wlaczania sie w moja rodzine. Takze wielu czlonkow ze strony mojej zony odwiedzaloby nas ciagle i mieszkalo z nami tak dlugo az jedzenie sie skonczy. Na co oni zaaregowali dlugim bardzo serdecznym smiechem.
Wiele Zambijek chcialoby poslubic Bialego, biala cera im sie podoba. Spikerki wybielaja swoja skore jak tylko moga. I czasami jakas Czarna kobieta wyglada jak kolorowa. Uzywaja do tego bardzo silnych kremow, ktore niekiedy powoduja raka skory. Niektore Czarne kobiety podziwiaja Bialych mezczyzn i czasami same pruboja sprowokowac do jakichs scislejszych relacji. Pewnego dnia bylem na rynku i slychalem kobiet mowiacych o mnie w jezyku miejscowym. Najpierw udawalem, ze ich nie rozumiem. Miedzy innymi mowily: „spojrz na tego Bialego, dosc przystojny, milo byloby go pocalowac, albo i cos wiecej”.  W pewnym momencie im odpowiedzialem w tym samym jezyku, ze milo bylo was posluchac. Na co one zaszokowane najchetniej chcialyby zapasc sie pod ziemie. 
Czasami znajomi mnie pytaja: a jak teraz wyglada relacja pomiedzy Bialymi i Czarnymi, po czasach kolonialnych, czy duzo sie zmienilo? Wraz z uplywem lat duzo sie zmienia, ale pewne rzeczy nadal sa zywe. Nie jest latwe wymazac z pamieci pewnych nie najciekawszych relacji. To wymaga i czasu, i checi z obu stron. Pewne rzeczy dzialaja dosc automatycznie: „ten Bialy to napewno taki jak ci z lat kolonialnych, a ten Czarny to taki  na ktorym nie mozna polegac”. Nawet do dzisiaj matki strasza male dzieci Bialym czlowiekiem: „jak bedziesz tak zle sie zachowywac to zaniose cie do Bialego czlowieka, a on ciebie zje”, albo „Bialy czlowiek cie ukradnie i zabierze do dalekiego kraju”. Nic dziwnego, ze pozniej male dziecko na widok Bialego dostaje bialej, a nie czarnej goraczki.
Nadal sa miejsca, gdzie automatycznie sama obecnosc Bialego ich paralizuje. Czuja do niego respekt, a nawet sie go boja.  Wiezniowie mi powiedzieli, ze kiedy  maja odpowiadac na jakies pytanie aby cos dostac, to moja skora ich paralizuje. A mi sie zawsze wydawalo, ze jestem spokojnym czlowiekiem. Podobnie parafianie zazwyczaj zwracaja sie do nas przez ksiadz, ale kiedy sa w pospiechu to szybko mowia: „do tego Bialego, albo powiedz temu Bialemu”. W innych sytuacjach przeciwnie kolor czarny zle na nich dziala. Bardzo boja sie  czarnego kota i psa.
Czasami ktos do mnie mowi: „ty jestes Bialy wiec jestes Brytyjczykiem, naszym bylym kolonizatorem, mowie nie. Czy nie wiesz, ze Biali mieszkaja w roznych krajach, a o Polsce slyszales?  No nie, to dzisiaj dowiesz sie, ze ja jestem z Polski. I Biali ludzie mieszkaja w roznych krajach w Europie i na swiecie. Mimo wszystko w Zambii podejscie do Bialych jako kolonizatorow nie jest az tak agresywne jak w innych krajach, gdzie dojscie do niepodleglosci bylo bardzo krwawe. Zambia uzyskala niepodleglosc prawie bez przelewu krwi.
W niektorych miejscach Czarni bardzo sie ciesza jak Bialemu cos sie nie uda, albo gdy widza, ze Bialy czegos nie potrafi. Wtedy po cichu mowia: „to nie wszyscy Biali sa tacy zdolni”.
W Botswanie czesciej ludzie daja odczuc, ze ten kraj do nich nalezy i nie wszedzie Biali sa mile widziani. Nieraz im mowie, ze jestem Zambijczykiem to odrazu zyskuje wiekszy respekt. Pytaja a jak zostales Zambijczykiem. Szybko odpowiadam to proste - poslubilem Zambijke i jestem obywatelem. Oczywiscie to malzenstwo bylo tylko teoretyczne. Pewna Biala kobieta w Botswanie byla kilka razy  wyzywana od cudzoziemki. Wtedy pokazala im dokument, ze jest obywatelka Botswany.  Wowczas oni  sie zamkneli i nabrali do niej wiekszego szacunku. Sami Zambijczycy widza odmienne zachowanie ludzi z Zimbabwe od tych z Botswany. Mowia, ze z tymi z Zimbabwe mozna latwiej sie zaprzyjaznic i utrzymywac dluzsze dobre relacje. Natomiast ci z Botswany sa bardzo zdystansowani i dumni. Sa mili i przyjazni tylko do swoich ludzi z Botswany. Czasami jakis Czarny chce pokazac, ze on tutaj ma wladze i decyduje o wszystkim.
Niekiedy w niektorych miejscach Czarni nie wiedza, ze znam jezyk miejscowy i mowie cos niezbyt przyjemnego na moj temat.Wowczas im odpowiadam w ich jezyku miejscowym. Nastepuje  ogolny szok i przeprosiny. Innym razem gdy rozmawiam z jakims Czarnym  w nieznznym towarzystwie w jezyku miejscowym  to nasza rozmowa wzbudza dosc duze zainteresowanie i podziw. Bo niewielu Bialych robi wysilek, aby nauczys sie jezyka miejscowego.
Zaczalem pracowac w Zambii dwa lata przed uzyskaniem niepodleglosci przez Namibie. W tym czasie nadal relacje do Bialych byly bardzo wyczulone. Trzeba bylo uwazac na kazde slowo, aby ich nie urazic. Byli dosc podejrzliwi. Pracowalem na granicy z Namibia, wiec dosc czesto odwiedzalem tamta katolicka misje  i robilem tam zakupy, poniewaz duzo rzeczy bylo tanszych niz w Zambii. Z czasem zaczelismy planowac rozgrywki sportowe pomiedzy nasza mlodzieza i mlodzieza z Namibii. Dokladnie trzy miesiace po odzyskaniu niepodleglosci przez Namibie mielismy wspolne rozgrywki. Duzo ludzi przyszlo na mecz. Bylo nawet radio miejscowe z Namibii. Namibijczycy byli zaszokowani jak to ja Bialy gram razem z nimi w pilke w tej samej druzynie, swobonie z nimi sie zabawiam, razem zartujemy, razem jemy. I zaczeli po cichy pytac naszej mlodziezy i opiekunow:”jak to jest, ze on z wami czuje sie tak swobodnie, a wy z nim. Odpowiedzieli: „bo to nasz ojciec misjonarz”. Pozniej byl wywiad w radiu miejscowym: te same pytania i taka sama odpowiedz. Ja jestem misjonarzem i przyjechalem tutaj z Ewangelia pokoju i radosci. Nie mogli w to uwierzyc, ale nie mieli innego wyjscia widzac nasza wspolna radosc.
Rok temu ze znajomym misjonarzem lowilismy ryby na granicy pomiedzy Botswana i Namibia. Ryby wspaniale braly, wiec nie mielismy czasu nawet na zjedzenie obiadu. Bylo bardzo goraco, tylko popijalismy wode, ktora powoli sie konczyla. Wczesnym popoludniem w czasie polowu podjechal do nas samochod z Namibii pelen ludzi. Chcieli kupic troche sumow. Podszedl do mnie facet z tylko co otworzonym piwem i zapytal o cene duzego suma. Mowie szybko do niego daj to piwo i sum jest twoj. Nie bardzo wierzy, ale daje. Ludzie w samochodzie sa zaszokowani, jak to on Bialy pije piwo ktore Czarny juz zaczal pic. Ogolny szok. Widzac duzego suma rowniez inny Namibijczyk przybiega do mnie z duza butelka piwa jeszcze nie otwarta po kolejnego suma. Kolejna wymiana i wszyscy sa szczesliwi. Tylko pierwsza wymina staje sie problematyczna. Bo facet wzial ode mnie duzego suma, nadal zywego, otworzyl mu brzuch, wycial wnetrznosci i poszedl do wody, aby go dobrze wymyc. Wowczas ten sum bez wnetrznosci wyrwal sie mu z rak i poplynal w sina dal. Facet pozostal na brzegu w szoku, bez piwa i bez suma. W miedzyczasie ja juz jego piwo wypilem. Mowie „przepraszam, ale twoje piwo juz wypilem”. Poniewaz to byl rok milosierdzia to dalem mu drugiego suma doradzajac, aby go nie czyscil tylko z zywym pojechal. Tak zrobil i relacje bialy-czarny wyraznie sie poprawily.
Wraz z uplywem lat relacje  sie poprawialy, ale nie wszedzie. Cztery lata temu  po  Kongresie kapelanow wieziennych w Kamerunie pojechalem z innym Bialym ksiedzem odwiedzic inna czesc Kamerunu, gdzie byl uzywany jezyk angielski. Wczesnym rankiem bylem w malym miasteczku, zobaczylem piekny kosciol, wiec chcialem go zobaczyc od wewnatrz. Niestety byl zamkniety. Probowalem wejsc na plebanie, ale nikt nie odpowiadal na moje pukanie. Drzwi byly otwarte, wiec wszedlem nieco dalej glosno wolajac na kogos z domu. W taki sposob dotarlem do jadalni, gdzie mialo sniadanie czterech Czarnych ksiezy. Zrobila sie ogolna panika i dosc zimne przyjecie. Jak to -  co tutaj i o tej porze robi ten Bialy?  Szybko zauwazylem, ze  jeden  z nich mial przed soba duza butelke z piwem. Mowie do niego,  no to pieknie dzien sie zaczyna. Na co on odpowiedzial popijajac piwko, ze mu lekarz taka recepte przypisal. Wtedy zapytalem a gdzie moglbym tego lekarza znalezc to moze i mnie przypisze, Wtedy wszyscy sie rozesmiali i atmaosfera sie rozluznila. Ale adresu lekarza mi nie podal.
Po tylu latach pracy i pobytu z Czarnymi ludzmi bardzo czesto jestem jedynym Bialym wsrod nich, ale wcale tego nie czuje, ani o tym nie mysle. I oni podobnie nie czuja do mnie zadnej roznicy w porownaniu z relacja z innymi Czarnymi.
Wielokrotnie nasz glowny oficer w wiezieniu mowi do tych co nas odwiedzaja i mamy wspolne sportowo-socjalne programy, ze Ojciec Romek jest naszym oficerem z Zambii. On jest jednym z nas. I rzeczywiscie czuja sie ze mna dosc swobodnie i ja z nimi. Wiekszosc Zambijczykow czuje sie dosc dumnie przebywajac w towarzystwie Bialych. Ogolnie Bialych bardzo szanuja i chca im pomoc jak tylko moga. Niekiedy gdy widza mnie w dlugiej kolejce w sklepie to zapraszaja do przodu, abym kupil bez kolejki bo pewnie mam duzo roznych zajec. W pewnym sklepie widzialem jak Czarni kupowali dosc czesto chleb. Wtedy do nich zazartowalem, ze to jedzenie Bialego, a wy raczej jecie make kukurydziana. Oni mi odpowiedziel: to bylo jedzenie tylko Bialego lecz teraz i mu je lubimy.
Niektorzy Czarni widzac mnie Bialego chcieliby mi pomoc w rozny sposob, czy to przez jakas mala ofiare, czy tez przez udzielenie informacji. U niektorych ludzi widac szalona dobroc w ich sercach w stosunku do Bialego. Takze mi szybko ufaja. Podwozilem  kilka lat temu kilku Czarnych mezczyzn. Mieli dosc duze bagaze. Po godzinie wspolnej jazdy wjechalismy do malego miasteczka. Mowie im teraz ja jade do znajomych na obiad, to wy wezcie swoje bagaze i tutaj za godzine sie spotkamy. Oni mi odpowiedzieli, ze bagaze moga zostac ze mna. Zdziwilem sie, bo mnie nie znali. Po godzinie spotkalismy sie i dalej kontynuowalismy podroz. Zapytalem ich dlaczego mi tak szybko zaufali. Odpowiedzieli, ze ty jestes Bialy, ktoremu ufamy. Szybko zapytalem, czy kazdemu Bialemu tak ufacie. Powiedzieli, ze nie, ale ty jestes inny, a wtedy jeszcze nie wiedzieli, ze jestem ksiedzem.
Inni patrza na nas ze jestesmy bardziej zdolni, pieniadze nam same spadaja z nieba. Gdzie sie daje to probuja od nas cos wycisnac. Wiekszosc Czarnych nadal na ile to mozliwe wolalaby pracowac pod Bialym, bo uwazaja ze on ich nie wykorzysta, tak jak czesto to sie zdarza pod Czarnym.
Biali misjonarze dawniej dawali duzo rzeczy: ubrania, jedzenie, prezenty to ich lubili a gdy na ich miejsce przyszli Czarni ksieza i siostry i nic nie dawali to ich nie chcieli. Podobnie jak kolejne pokolenie Bialych misjonarzy przestalo dawac im wszystko za darmo to tez ich nie chcieli. Mowili ze wy kradniecie nasze rzeczy, ktore sie nam naleza. Bialych misjonarzy jest coraz mniej, wiec automatycznie Czarni wszystko przejmuja. Dosc przypadkowo dwa lata temu rano na Mszy po Pasterce w katedrze, bylo tylko kilka osob. Byla to Msza dla pracujacych. Byli na niej wszyscy Biali poza koscielonym, ktory  byl Czarny. Wowczas na poczatku Mszy powiedzialem, czy my przypadkiem nie jestesmy w Europie.Wszyscy serdecznis sie usmiechneli, bo mieli podobne odczucie.
Kosciol tutaj bardzo szybko sie zmienia. Kilka miesiecy temu w czasie Mszy jubileuszowej (125 lat kosciola katolickiego w Zambii) nasz biskup w czasie kazania powiedzial, ze nasz kosciol bardzo mocno sie zmienil. Teraz jest to kosciol ludzi i ksiezy tylko z Afryki, z Zambii. Bialych misjonarzy juz prawie nie mamy, a w zasadzie ich  juz nie widac wsrod nas. Sidzialem pomiedzy dwomo Zambijczykami -dosc dobrzy znajomi. Szepcza do mnie to on ciebie nie widzi. Mowie, pewnie mu  sie wzrok popsul. Po Mszy poszlismy rozebrac sie do zakrystii. Wtedy do niego podszedlem i w jezyku miejscowym powiedzialem, ze jestem duchem. Poczatkowo nie wiedzial o co mi chodzi, ale po chwili odpowiedzial, „o nie, ja tak nie myslalem”. Wspolnie usmiechnelismy sie i na tym sie skonczylo. Tak czy inaczej kosciol sie mocno zmienia i nasza pomoc jest coraz mniej potrzebna, a pieniadze niestety nadal i to dosc mocno
Jeden Czarny, bardzo dobry moj znajomy pewnego dnia mi powiedzial, ze prawdopodobnie gdyby Biali nie przyszli do Afryki to oni do dzisiaj by siedzieli gdzies w buszu.
Obecnie po 30 latach mieszkania w Afryce ja prawdopodobnie stalem sie bardziej Czarny na zewnatrz, mam lekko ciemniejsza karnacja szybko znikajaca po przyjezdzie do Europy. Rowniez jestem pewny, ze we wewnatrz mnie takze duzo sie zmienilo: w moim mysleniu, w moim podejsciu do zycia, w byciu bardziej praktycznym i wygodnym w wielu sytacjach. Potrafie latwiej zrozumiec ludzi z ktorymi zyje, podziwiam piekno afrykanskich kobiet, przyzwyczailem sie do nietypowych zachowan Zambijczykow, czuje sie wsrod niektorych grup bardzo swobodnie i nie zauwazam nawet tego, ze jestem innej rasy. Potrafie odczuc ich bliskosc jak tez i ich dystans, umiem zareagowac na ich sposob, aby ich nie zrazic, ale nadal czasami mocno odczuwam, ze jestem Bialym wsrod Czarnych.
Kilka tygodni temu w czasie spotkania z chlopakami, ktorych dosc dobrze znam zadalem pytanie: czy ktorys z nich wolalby urodzic sie Bialym? Nieco sie zdziwilem, ale nikt z nich nie chcialby urodzic sie Bialym. Sa bardzo zadwoleni, ze sa Czarni, do tego sie przyzwycaili i nawet zyjac w biedzie sa szczesliwi. Tylko dwoch z calej grupy (okolo 20) raczej chcialaby urodzic sie kolorowymi.
Ktoregos dnia sam sobie zadalem podobne pytanie: czy ja chcialbym urodzic sie Czarnym? Znajac ich tradycje, kuture i zwyczaje nie chcialbym byc Czarnym, moze kolorowym. Coz trzeba byc szczesliwym takim jakim nas chcial miec Bog.
 
Radosnych Swiat Bozego Narodzenia
                   zyczy
 
O.Romek Janowski SVD


Wielkanoc 2017
 
Cierpienie Jezusa  - cirpienie dzieci w swietle Zamrtwychwstania
 
      Czas Wielkanocy rodzi wiele pytan, chyba o wiele wiecej niz okres Bozego Narodzenia. Dwa wielkie dziela dokonuja sie w nocy. Jedna noc jest nazywana „Cicha” a druga „Wielka”. Czyzby wielkie rzeczy rodzily sie w cichosci? Dlaczego Bog dokonuje zbawienia w taki wlasnie sposob? Czesto czlowiek chcialby Bogu podpowiedziec: czy nie mogles swojego dziela zbawczego zrobic droga bez cierpienia i przesladowania? Przeciez jestes Wszechmocny i dla Ciebie wszystko jest mozliwe. A jednak uczyniles to wlasnie w taki sposob, abym ja dzisiaj zmagal sie z wielomo pytaniami.
Bo dlaczego Maly Chrystus zaraz po narodzenieu musi uciekac do Egiptu, aby uchronic sie przed Herodem ktory obawia sie o swoja waldze i wydaje mordercze rozporzadzenie, ze kazde dziecko plci meskiej narodzone przez hebrajska kobiete ma byc zabite. Juz pierwszy scenariusz zycia Jezusa jest nie najciekawszy, a ostatni jeszcze bardziej krwawy i brutalny. Cierpi Jego Matka, jej serce jest przeszyte bolem, cierpi najblizsza rodzina i przyjaciele, a Apostolowie przechodza najwiekszy szok zyciowy.
Jednak latwo mozna zauwazyc, ze Herod jest tylko powtorka z historii. Jest on tylko kopia wczesniejszego Faraona, ktory obawiajac sie narodu wybranego Izraela kaze zabijac kazde dziecko plci meskiej. Ginie tysiace niewinnych dzieci i to z narodu wybranego i umilowanego przez Boga, Czyz Egiptem w tym czasie nie mogl zarzadzac ktos z narodu wybranego? A jednak stalo sie inaczej.
Scenariusz Faraona i Heroda powtarza sie do dzisiaj, W XXI wieku kazdego dnia ginie wielka liczba niewinnych dzieci. I ponownie rodzi sie pytanie: dlaczego, za czyje grzechy, czym zawinily?
Dlaczego tyle dzieci zostaje zabitych zanim ujrzy swiatlo dzienne? Zostali poczeci bez pytania o zdanie i rowniez w taki sam sposob zostaja pozbawieni daru zycia.
Dlaczego tysiace dzieci bez rodzicow emigruje do Europy i staje sie lupem handlarzy zywym towarem, czy sa swiadomi jak bezlitosnie zostali wmanipulowani do stania sie niewolnikami?
Czym zawinily dzieci z Syrii, Jemenu, Poludniowego Sudanu, Republiki Centralnej Afryki i z wielu innych krajow, gdzie tocza sie walki, ze musza tulac sie po swiecie pozbawieni swiata dzieciecej radosci i lepszej przyszlosci?
Czym zawinily dzieci z Syrii, ze zostaly porazone bronia chemiczna i w bolach musza umierac?
Czym zawinily male dziewczynki z Nigerii, ze zostaly porwane przez Boko-haram i przymuszone do malzenstwa?
Dlaczego dzieci z Palestyny i Izraela (narodu wybranego) codziennie przez wiele lat musza patrzec na nienawisc i przemoc swoich rodzicow?
Ile z tych wszystkich dzieci bedzie kiedykolwiek mialo szanse zrozumiec swoje cierpienie poprzez cierpienie Chrystusa, czy tez dowiedziec sie, ze Chrystus umarl za nich na krzyzu dla ich zbawienia? Byc moze zostana przymuszeni do bycia czlonkami Boko-haram lub ISIS, i nigdy nie poznaja Jezusa. Tylko w miejsce Chrystusa zostanie im zainstalowany program nienawisci do Chrzescijan.
Cierpienie Jezusa w cierpieniu dzieci nigdy sie nie skonczy, bo to co przez Chrzescijanskie dzieci nazywane jest miloscia, przez innych „tzw. Wyznawcow Allacha” zostaje przyjete jako prowokacja do nienawici i zabijania.
Cierpienie Chrystusa ciagle trwa w cierpieniu niewinnych dzieci. Dzisiaj to sa moje dzieci, jutro moga byc twoje, w przyszlym miesiacu naszego przyjaciela, za rok naszych znajomych, a za kilka lat dzieci z roznych krajow na calym swiecie.
Lecz takze dzisiaj, w 2017 roku ciagle sa zywe Slowa Chrystus wypowiedziane do Apostolow; pozwolcie dzieciom przychodzic do Mnie, bo do takich nalezy Krolestwo Boze.



„Oto dałem wam władze stąpania po węzach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.” (Lk 10:19)
 

Boże Narodzenie – 2016  - „Węże w życiu misjonarza, czyli pyton na Wigilie”

 
      W życiu każdego misjonarza są chwile bardziej i mniej emocjonujące. Spotkania z wężami należą do tych bardziej emocjonujących. Takie doświadczenia pomagają tym, co mają niskie ciśnienie, albo którym serce zbyt wolno pracuje. One są wspaniałym lekarstwem.
Do Afryki-Zambii jechałem z nastawieniem, że wszędzie są węże. Również sporo słyszałem o plującej kobrze, która spluwa w oczy, bo są najbardziej błyszczące w człowieku. Stąd jechałem z przekonaniem, że muszę mieć, jako obronę przed kobrą winokle, albo błyszczący pasek. Gdy mówiłem o tym starszym misjonarzom, to się ze mnie śmiał: „Co ty, tutaj w mieście węże”. Ale i tak pasek kupiłem, czasami go zakładałem, a o okularach zapomniałem. Codziennie wypatrywałem węża. Byłem w mieście, gdzie możliwości spotkania węża są o wiele mniejsze niż w buszu.
Również na kurs języka miejscowego udałem się do innego nieco mniejszego miasta.Tam po pierwszym deszczu inny misjonarz wieczorem wychodząc na zewnątrz domu nagle poczuł, że coś go z lekka uderza w nogę. Poświecił lampką i zobaczył, że stoi na głowie małego węża, który go lekko ogonem uderza w nogę. Podskoczył jak na minie, a wężowi nie przepuścił. Od tego czasu byłem jeszcze bardziej wyczulony na na tez „zwierzątka”. Ale do końca kursu zamiast węża zabiłem kilka szczurów w moim pokoju.
Bezpośrednio po kursie języka udałem się do Namibii na rekolekcje dla sióstr, gdzie miałem pierwsze mocniejsze spotkanie z wężem. Miałem z siostrami rozmowy w formie spaceru. Kiedy tak szedłem z jedną z nich nagle przed nami stanęła zielona mamba. Kilka sekund staliśmy jak sparaliżowani. Po czym ona wielkimi susami pognała w stronę rzeki, a myśmy jeszcze kilka sekund stali bez słowa. Było to bardzo mocne doświadczenie, bo nigdy dotąd nie słyszałem, że węże poruszają się tak szybko. Wiedziałem, że za karę skuszenia Ewy muszą poruszać się na brzuchu, ale ze aż tak szybko, to mi nie mieściło się w głowie. Nawet na krótko sobie pomyślałem, że to nie miejsce dla mnie, jeżeli jest ich tak dużo i tak szybko się poruszają, to ja lepiej wracam do Polski.
W pierwszym roku mojej pracy misyjnej byłem bardzo wyczulony na węże i żaden mi nie umknął. W ciągu jednego roku wydałem wyrok na 19 węży, różnego gatunku i różnych rozmiarów. Głównie zabijałem samochodem i długimi patykami, a gdy to była plująca kobra, to oczy zakrywałem ręką i dalej ją atakowałem, aż do skutku. Kiedy dzisiaj o tym pomyślę, to widzę z jednej strony, jaki byłem zwariowany na punkcie węży, a z drugiej, jaką silną miałem wiarę, że nic mi się nie stanie, bo Pan jest ze mną.
Tutejsi ludzie strasznie boją się węży. Dla nich spotkanie z wężem to śmierć. A gdy je zabijają to na dużą odległość rzucając kamieniami. Dlatego jest w nich duże poczucie lęku nawet do sztucznego węża.
Pewien misjonarz mówił kazanie o kuszeniu przez węża. Zrobił to bardzo obrazowo. Wyjął gumowego węża z kieszeni i rzucił pod pierwsze ławki. Wszscy parafianie z tych ławek z wielkim piskiem natychmiast wybiegli z kościoła.
Ja również przez jakiś czas woziłem sztucznego węża w samochodzie. Gdy pasażerowie za dużo mówili to ich wąż uciszał. Pewnego dnia dwóch policjantów poprosiło mnie o podwiezienie. Najpierw cichaczem jednemu położyłem węża na kolana. Ten, gdy go zobaczył to podskakiwal jak szalony tak jakby go żywy wąż ukąsił. Gdy już się uspokoił, to zapytałem czy nie chcą przypadkiem cukierków. Miałem w samochodzie ładne pudełko z obrazkiem cukierków, z którego po otwarciu wyskakiwał wąż. Policjanci nabrali dużej chęci na cukierki. Dałem jednemu z nich, żeby nas obsłużył. Po otwarciu puszki kolejny wąż wyskoczył. Wtedy ich trening policyjny został poddany prawdziwej próbie. Po serii krzyków i różnych skoków w samochodzie powiedzieli mi, że dalej ze mną nie jadą, bo nie wiedzą ile jeszcze węży może być w tym samochodzie. Jestem pewny, że tę podróż pamiętają do dzisiaj.
Innym razem zabiłem zieloną mambę wracając do misji. Wrzuciłem ją na tył samochodu gdzie byli pasażerowie. Wszyscy wyskoczyli z samochodu.Na daremnie próbowałem ich przekonać. Dopiero jak włożyłem go do środka samochodu za moje siedzenie, to wtedy oni powrócili do samochodu. Mówili do mnie, żebym uważał, bo może się ruszać. Ja chciałem mieć skórkę z węża. Dowiozłem go do misji. Włożyłem do wiaderka z wodą, aby zmiękła i lżej skóra schodziła. Po wieczornej Mszy pewien parafianin jak zwykle domagał się jakiegoś prezentu ode mnie. Więc zaprosiłem go przed nasz dom. Wyszedlem z wiaderkiem gdzie był wąż. Mówi do mnie „o rybka, rybka”. Nic nie mówiłem tylko poprosiłem go o zamknięcie oczu. Następnie dałem mu węża do ręki. Na co on narobił dużo krzyku, trochę poskakał z wężem w ręku i nigdy więcej mnie o żaden prezent nie prosił.
Rano przed przyjściem kucharki rozciągnąłem węża w kuchni na podłodze tak, jakby był żywy. Kucharka po przyjściu jak zwykle wzięła klucz od kuchni, otworzyła drzwi bardzo cicho, aby nas nie budzić, ale z wielkim krzykiem wyskoczyła z kuchni. Była napełniona radością na cały dzień, a może i dłużej.
Oficerowie z ochrony parku narodowego są bardziej odważni. Pewnego dnia przy rzece na przejściu granicznym do Zimbabwe. Staliśmy na zewnątrz wraz z oficerami z ochrony parku. Nagle przed nami pojawił się piękny kolorowy wąż.
Oficer szybko powiedział: nie zabijamy go, on nie ma jadu i jest nieszkodliwy.
Wtedy zapytałem go czy jest tego pewny. Tak oczywiście - odpowiedział.
Na to ja powiedziałem: dam ci 100 kwacha, tylko weź go do ręki i przenieś nieco dalej Wtedy on natychmiast zareagował: A to nigdy nie wiadomo, może być jadowity
Mówię do niego: twoja wiara jest bardzo słaba. Tylko się uśmiechnął.
Niektórzy myślą, że węże są tylko w głębokim buszu i daleko od miasta. Oczywiście tam jest ich więcej, ale i w mieście też ich nie brakuje. Również wchodzą do naszych domów misyjnych. Co prawda w Livingstonie, w naszym głównym domu przez prawie 25 lat odwiedziły nas tylko trzy węże, być może było ich więcej, ale te trzy pozostały na naszym terenie na dobre. Mamy koty i psy, które żyją ze sobą pokojowo, lecz do węży i innych gadów są nastawione bardzo agresywnie. Wiedzą, do kogo nalezy ten teren.
Na mojej głównej misji w głębokim buszu było bardzo dużo węży dookoła naszego domu. Tak w ciągu dnia jak i w nocy, w każdym miejscu można było je spotkać. Pewnego dnia stał jeden na mojej ścieżce w ogrodzie. Większość jego ciała była w krzaku, a tylko ogon na zewnatrz. Wziąłem duży kij i z daleka go zdzieliłem. Z bardzo szybką prędkością uciekł z ogrodu. Zdziwiłem się, że może być taki szybki i dokładnie wie skąd przybył. Tam również skorpiony i węże wchodziły do naszego domu dopóki go dość porządnie nie zabezpieczyliśmy. Bo wiadomo „strzeżonego Pan Bóg strzeże”. Pierwszego wieczoru, gdy się rozpakowywałem w moim pokoju odwiedziły mnie dwa skorpiony. To było dla mnie duże ostrzeżenie. Tej nocy spałem bardzo czujnie i zabezpieczyłem się moskitierą, nie tylko przed komarami, ale i przed innymi gadami.
To spotkanie ze skorpionami było tylko wstępem do mocniejszych wydarzeń w tym domu. Ten dom nie miał światła normalnego, a był tylko słaby prąd na baterie słoneczne. Często poruszaliśmy się po domu z lampką. Pewnego wieczoru właśnie szykowałem się do spania. Poszedłem jeszcze pozamykać wszystkie drzwi. Szedłem do ostatnich drzwi, niby na korytarzu nic nie było, więc światło skierowałem na zamek. Nagle poczułem ogromne ukłucie w nogę, tak jakby porządna igłą. Poświeciłem na podłogę i zobaczyłem półmetrową czarną mambę. Szybko zdjąłem buta i ją nim zabiłem. Próbowałem trochę krwi wycisnąć z rany i natychmiast przypomniałem sobie o czarnym magicznym kamieniu, w który wcześniej za bardzo nie wierzyłem. Nim nacierałem to miejsce kilka razy. Po czym włożyłem czarną mambę do torebki plastikowej i pobiegłem do szpitala oddalonego na szczęście tylko 300 metrów od misji. Tam pokazałem lekarzom węża i przyłożyłem ponownie magiczny kamień do rany. On tam się przyssał. Lekarze dali mi jeden zastrzyk i czekali na dalszą reakcję, żeby być pewnym, co do węża. Moja noga powoli zaczęła puchnąć. Opuchlizna podchodzila do kolana. Wtedy dostałem drugi zastrzyk. Opuchlizna poszła nieco dalej i się zatrzymała. Blisko północy, gdy sytuacja wyglądała bardziej normalizująco lekarze odprowadzili mnie do domu. Nie byłem pewny, co będzie dalej. Wtedy sobie pomyślałem „jak umierać to z otwartymi oczami”. Siedziałem tak medytując do godziny drugiej nad ranem, gdy opuchlizna zeszła prawie do kostki, a kamień nadal się trzymał miejsca ukąszenia. Wówczas poszedłem się położyć i kilka godzin pospałem. Po przebudzeniu blisko szóstej rano, gdy ruszyłem nogą to kamień odpadł. Noga prawie powróciła do normalnego stanu. Włożyłem kamień do mleka, aby wyciągnął truciznę. W taki to sposób- jak napisal inny misjonarz na swojej stronie: „czarna mamba padła, a misjonarz przeżył”.
Na innej misji w naszym domu poszedłem do „kibelka”, już miałem sięgać po papier toaletowy, ale nagle zauważyłem blisko papieru zwiniętego węża, który z lekka mi podsuwał papier toaletowy... Bardzo szybko skończyłem cały biznes i wyskoczyłem. Inny misjonarz na innej misji brał prysznic. Był w połowie mycia, gdy nagle z sufitu spadł mu mały wąż na plecy. Być może chciał mu pomóc w umyciu pleców. Misjonarz z krzykiem wyskoczył na korytarz tak, jak go Pan Bóg stworzył.
Jednak większość moich przygód z wężami pochodzi z zewnątrz misji, a szczególnie z safari w parku. W porze deszczowej możliwość spotkania węży znacznie się zwiększa. W tym czasie są one bardziej aktywne.
Kilka lat temu byłem w porze deszczowej u naszych misjonarzy w Zimbabwe, których misja jest w buszu. Dookoła misji była dość wysoka trawa i ziemia bardzo mokra. Zrelaksowany spacerowałem po ich misji, nagle chciałem postawić nogę na ziemi, lecz w ostatniej chwili zauważyłem, ze tam jest paffadol, bardzo leniwy a jednocześnie ogromnie jadowity wąż. Jak nie ma natychmiastowej pomocy, to facet po godzinie leci. Do dziś nie wiem jak to zrobiłem, że noga mi zawisła w powietrzu a ja zrobiłem przeskok.
Na safari miałem bardzo dużo spotkań z wężami. Tam dwa razy stałem na wężu, ale tak szczęśliwie, że nic mi sie nie stało.
Pierwszym razem było to blisko głowy i po zeskoczeniu wąż uciekł do wody. Natomiast drugim razem w dniu moich urodzin. Byłem w Botswanie, rano poszedlem na male safari i rybki. Z lekka padał deszcz więc nieco się spieszyłem i mniej uważałem na różne niebezpieczeństwa. W pewnej chwili szybko zmieniajac miejsce połowu poczułem że stoję na wężu, błyskawicznie podskoczyłem, a on najpierw chciał mnie ugryźć w jedną nogę, szybko odskoczyłem, to on zrobił atak na drugą, również udało się mi odskoczyć. Po czym popatrzyliśmy na siebie i on poczołgał się w jednym kierunku a ja w drugim. Chyba zauważył, że to był dzień moich urodzin.
Innym razem idąc ścieżka w kierunku rzeki prawie w samo południe, było dość gorąco, a ja już byłem trochę zmęczony i więcej pewny siebie. Po obu stronach ścieżki były krzaki. Nagle widzę, że o moją wędkę okręca się wąż, aby przeskoczyć z jednego krzaka na drugi. Natychmiast opuściłem wędkę, a on podziękował za pomoc i dalej kontynuował swoją wyprawę po krzakach.
Kilka lat wcześniej wracaliśmy z kolegą misjonarzem z rybek dość późno wieczorem. Opowiadaliśmy różne przygody nie patrząc pod nogi, a tuż przed nami był kilku metrowy wąż. Wcale nie uciekał. Nie wiele brakowało, a zamiast rybek, my bylibyśmy złapani.
Kolejnym razem byłem z chłopakami na safari. Nagle zobaczyliśmy dużego pytona, około 5 metrów. Nie uciekał, spokojnie powoli sie posuwał. Rzuciłem małym patykiem w jego kierunku wtedy zaczął zmierzać do rzeki. Gdy był już w połowie w wodzie, to go za ogon przytrzymałem, na co moi chlopacy prawie padli trupem ze strachu. Wąż pociągnął silniej i popłynął dalej.
Kolejny pyton pojawił sie w środku parku na safari. Byli ze mną dwaj mali chłopcy. Oni byli z lekka wystraszeni, ale ze mną bardziej odważni. Najpierw rzuciłem małym patykiem w jego ogon, tylko lekko posunął się dalej. Rzuciłem drugim w jego głowę, wówczas ruszył za nami jak szalony. Na szczęście gonił nas w kierunku swojej nory i po krótkiej uciczce tam się schronił, a nam serca długo jeszcze bardzo szybko biły.
Innego pytona spotkałem na małej wyspie będąc z pewnym Zambijczykiem, wędkarzem. Tego dnia mieliśmy wspaniałe połowy. W pewnym momencie po zerwaniu blachy usiadłem na ziemi, aby znaleźć inną blachę i ją dobrze umocować. Po krótkim czasie usłyszałem szelest za plecami. Blisko mnie przesuwał się ogromny pyton z czymś w swoim żołądku. Było to moje pierwsze takie spotkanie z pytonem. Ja na chwilę zamarłem, a on spokojnie przesuwał się dalej. Niesamowite spotkanie. Gdyby był głodny to mógłby mnie okręcić i udusić.
Po większym oddechu poszedłem do mojego kolegi wędkarza i powiedziałem mu o tym spotkniu. Jednocześnie zapytałem, a gdyby on mnie okręcił i zaczął dusić, ja wolałbym ciebie o pomoc to byś przybiegł?”.
Bez większego zastanowienia odpowiedział: ja miałbym pobiec do pytona, nigdy w życiu pobiegłbym w przeciwnym kierunku.
Wtedy sobie pomyślałem: no to mam dobrego pomocnika.
W niektórych miejscach ludzie zabijają pytony na mięsko. Jeden z naszych misjonarzy z Indonezji bardzo lubi jeść pytony. A tłuszcz z nich używa jako lekarstwo na różnego rodzaju choroby. Także miałem okazje spróbować mięska pytona. Smakuje świetnie, bardzo kruche kostki i zbliżone w smaku do dobrego kurczaka.
Natomiast misjonarze z Konga i Chin jedzą wszystkie węże. Dobrze mieszkać z nimi w pobliżu, to wszystkie węże oczyszczą.
Kiedyś wracałem z seminarium z pewnym księdzem z Kongo i z młodzieżą na tyle samochodu. Na drodze stała zielona mamba. Była dość wysoka.
Misjonarz z Kongo mówi do mnie: zabij ją to dobre mięsko.
Szybko pomyślałem o młodzieży z tylu samochodu i ją ominąłem, bo zaatakowana mogła zaatakować młodzież, nawet wskoczyć na samochód. Misjonarz z Kongo był bardzo niepocieszony.
Jedni mają szczęście spotykać węże dość często, inni zwłaszcza turyści z Europy chcieliby zobaczyć dużego węża na żywo, ale nie jest im to dane.
Gdy byłem na mojej pierwszej misji odwiedziła mnie w niedzielę po Mszy matka naszej lekarki z Holandii. Usiedliśmy na tarasie na małą kawę. Ona mi akurat mówiła, że już jest w Zambii ponad miesiąc, różne zwierzęta i ptaki zdążyła zobaczyć, lecz nie udało się jej spotkać węża. W tym właśnie momencie do naszego ogrodu weszła kobra i przemieszczała się kilka metrów od nas.
Mówię: zobacz, na twoje życzenie. Oczywiście ta kobra pozostała na dobre w naszym ogrodzie.
Zazwyczaj gdy wyjeżdżam na wakacje to sobie mówię: teraz odpocznę od węży, krokodyli, złodziei, czarowników i innych niezbyt chcianych sytuacji.
Nie zawsze to się udaje.
Byłem w Polsce na wakacjach, czułem się dość zrelaksowany więc pojechałem do lasu na grzyby i po kilku metrach przebiegła obok mnie żmijka. Popsuła mi cały apetyt na grzyby. No…..nie do uwierzenia!
W tym samym roku byłem we Włoszech na kursie. Poszliśmy z kolegą na spacer dookoła pięknego jeziora. Nie zwracałem zbytnio uwagi na węże, a tu nagle pomiędzy nami przebiegł dość spory wąż. Długo nie mogłem uwierzyć, że to był rzeczywicie wąż.
Jak to? Tutaj, we Włoszech? Ale widać tego gatunku nigdzie nie brakuje.
W czasie innych wakacji byłem w klinice chorób tropikalnych w Gdyni. Na sąsiednim łóżku leżał dziadek blisko osiemdziesiątki. Co mu się przydarzyło? Poszedł na łąkę po kwiatka dla babci (swojej żony) na urodziny. Sięgnął po kwiatek, a tam była żmija. Dość mocno go ukąsiła, lecz on początkowo się tym nie przejmował, jad rozszedł się po całym ciele i miał ogromne powikłania. Powiedziałem do niego: ty nie byłeś w Afryce, a masz większe problemy ode mnie przez węża.
Ponieważ był radosny, to uśmiechnął się do mnie, ale długo męczył się biedak z tym jadem.
Spotkań z wężami było o wiele więcej. Jednak nie wszystkie nadal pamiętam, a i tak ich nazbierało się bardzo dużo.
One czasami pobudzają do refleksji, że nad nami misjonarzami czuwa Pan i pewnie nie chce naszej śmierci, tylko daje nam więcej czasu na nawrócenie.
Stąd Święta Bożego Narodzenia są kolejną wspaniałą okazją, aby dziękować Bogu za dar życia i za Naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który przyszedł na ten świat, aby nas zbawić.
 
Niechaj Jezus Chrystus ma Cię w swojej opiece i błogosławi Ci na każdy dzień Twojego życia
 
O. Romek Janowski SVD

 
 
 

 
„Tak bowiem jest napisane w Prawie Panskim, kazde pierworodne dziecko plci meskiej będzie poswiecone Panu” (Lk 2:23)
 
Boże Narodzenie 2015

      Miniony rok uplywa pod haslem Zycia Konsekrowanego, czyli poswiecony jest tym, którzy zostali powolani do Sluzby Bozej. Bog od wiekow powoluje tych, których chce mieć blizej Siebie, aby poslugiwali innym, czyli byli Jego Apostolami. Taka sluzba nie zawsze jest wlasciwie rozumiana. Rozne tradycje i obyczaje na calym swiecie utrudniaja dobre zrozumienie takiego zycia. Dla jednych sa to ludzie nie normalni, dla innych zwariowani, dla jeszcze innych nieszczesliwi w swoim zyciu. Często takie wyobrazenie wygladaja dosc zabawnie.
W tym liscie Bozo-Narodzeniowym przedstawie niektóre takie wyobrazenia i sytuacje. Wiekszosc z nich pochodzi z Zambii, ale podejrzewam, ze i w innych czesciach swiata, prawodopodobnie do dzisiaj niewiele zmienilo się pod tym względem.
Dawniej posiadanie dzieci bylo czyms bardzo waznym w rodzinie. Rodzice starali sie miec jak najwiecej dzieci. Bo z jednej strony gdyby nawet kilka umrlo to nadal beda inne, ktore zajma sie nimi na starosc. W tamtych czasach nie bylo dobrego lekarstwa, ani na malarie, ani tez na inne grozne choroby. Wtedy jak jakas kobieta nie mogla miec dzieci to taka sytuacja byla wstydem dla niej i dla jej rodziny. Wiec gdy dziewczyna szla do zakonu to podejrzewali, ze nie moze miec dzieci, dlatego idzie do zakonu, albo tez nie jest normalna, cos tam u niej nie jest najlepiej poukladane.
Rowniez podczas inicjiacji kobiety ucza swoje corki co maja robic, jak dorze gotowac, jak pilnowac domu, jak pieknie chodzic, jak przymilic sie mezowi, jak niesc pieknie wode, jak uprzejmie pozdrawiac ludzi i wiele innych rzeczy. Aby pozniej gdy taka dziewczyna wyjdzie zamaz to aby inni mogli powiedziec: „zobacz to z tamtej wspanialej rodziny pochodzi“. Taka dziewczyna wszystkiego wspaniale sie nauczyla, wedlug nich miala byc duma rodziny, a tu nagle idzie do zakonu. Wtedy cala rodzina jest niezadwolona i wszayscy patrza na nia ze zdziwieniem, pewnie jej cos odbilo.
Wielu uwazalo, ze to nie mozliwe zeby czarny czlowiek zostal ksiedzem, bo Bog powluje tylko bialych. Widzac czarnego ksiedza mieli wiele watpliwosci, nawet uwazali go za ducha.
Na pierwszych czarnych ksiezy i czarne siostry patrzyli jak na pusty koszyk. Gdyz koszyk normalnie jest uzywany do przenoszenia i przechowywania owocow. Dlatego tylko kiedy jest pelny, ma jakas wartosc. Pusty koszyk na nic sie nie przydaje. W podobny sposob porownywali czarnych ksiezy i siostry do takiego pustego koszyka. Inni uwazali, ze czarni ksieza i siostry powinny sie rozmnazac tak jak to jest napisane w Bibli. Oni tego nie czynia wiec sprzeciwiaja sie Bogu. Marnuja czas i talenty im dane. Kobieta nie moze byc siostra bo musi rodzic dzieci.
Gdy nasi pierwsi klerycy osiedlili sie w wiosce, w Botswanie aby tam miec roczny Nowicjat to ludzie z wioski patrzyli na nich jak na dziwakow. Jak to dorosli mezczyzni osiedlili sie tutaj bez swoich zon. Cos tutaj nie gra. Natomiast inni patrzyli na pierwszych czarnych ksiezy jak na biznessmenow. Mowili, ze oni tez chca byc bogaci tak jak biali misjonarze. Chca pomagac swoim rodzinom. A tym bardziej, ze biali misjonarze dawali ludziom pieniadze a czarni nie tylko nie chcieli dawac, lecz wymagali od ludzi zeby im dawali. Mowili to czysty biznes.
 Bo rzeczywiscie wielu pierwszych misjonarzy rozdawalo pieniadze ludziom, zeby przychodzili do misji, za posprzatanie przy kosciele, i za inne prace w parafii. Nie bylo wtedy ubikacji tylko kibelki zbudowane ze slomy. Wiec uwazali ze misjonarze tam chodza do przechowywania pieniedzy. Bo oni nie mieli kibelkow, tylko swoj biznes zalatwiali na wolnym powietrzu.
Inna przyczyna takich wierzen, bylo to, ze afrykanskie dzieci rodza sie biale. Wiec patrzyli na pierwszego afrykanskigo ksiedza jak na tego, ktory urodzil sie bialy, bo zostal misjonarzem i ma mala glowke, tak jak to male narodzone dziecko. A gdy patrzyli na misjonarzy to ich glowy wydawaly sie im bardzo male. Wedlug nich  byly to male glowy tak jak glowa malego afrykanskiego dziecka ktore sie rodzi i ma biala glowke.
Bardzo duzym problemem w zrozumieniu zycia konsekrowanego byly wartosci zycia samotnego, bezzennego. Dla wielu z jednej strony bylo to absolutnie niemozliwe, a z drugiej strony tacy ludzie nie moga byc normalni.
Ponad 20 lat temu jeden z naszych misjonarzy pracowal w Czechoslowacji. Wtedy to byla jeszcze Czechoslowacja. Na parafii byl z jeszcze jednym ksiedzem z Czech. Nie mieli kucharki, wiec tylko ich dwoch glownie przebywalo w domu parafialnym. Czasami w tygodniu mieli Msze Swieta, ale glownie w niedziele. Na Msze w tygodniu przychodzilo 2-3 osoby. Wsrod nich byla jedna mloda dziewczyna. Lecz pewnego dnia przestala przychodzic. Ksieza byli troche zaskoczeni, no bo prawie 50 procent parafian ubylo. Po kilku tygodniach przypadkowo jeden z misjonarzy spotkal ja w sklepie. Pytal co sie stalo, dlaczego przestala przychodzic do kosciola. Byla bardzo nierozmowna i chciala jak najszybciej odejsc, lecz kiedy ten misjonarz zaczal coraz bardziej naciskac to w koncy powiedziala, ze jej rodzina jest przeciwna jej chodzeniu do kosciola. Dlaczego? Bo tam przy kosciele mieszka tylko dwoch facetow. To nie normalne, oni tez pewnie nie sa normalni, dlatego lepiej, zeby tam sie nie pokazywala, bo to moze na niej sie odbic. Probowal jej cos wytlumaczyc, ale na niewiele to pomoglo.Presja rodziny byla bardzo mocna.
Gdy misjonarze wyjezdzali na wakacje to miejscowi ludzie byli przekonani, ze juz wystarczajaco dlugo byli bez zon i one pewnie tez stesknily sie za nimi, dlatego jada na wakacje, i to na tak dlugie 3-5 miesiecy, zeby porzadnie sie nacieszyc na kolejne trzy lata, albo zostawic dzieci, ktore pod ich nieobecnosc beda sobie rosly.
Natomiast siostry jada na urlop do Europy, aby urodzic tam dziecko i pozniej powrocic do pracy misyjnej. Inni uwazaja, ze siostry dlatego prowadza sierocince, aby swoje dzieci tam podrzucac. Wtedy nikt nie zauwazy, i dlatego tez niektore siostry maja dosc duze habity aby nic nie mozna bylo poznac czy jest w ciazy, czy tez nie..
Dawniej uwazali, ze zanim Biskup wyswieci ksiedza to tuz przed swieceniami na jedna noc podsyla mu jedna z dziewczyn pracujacych przy kurii. I jezeli sprawdzi sie jako mezczyzna to zostanie wyswiecony, a jezeli nie to go odsunie na bok. Niektorzy uwazali, ze Afrykanczycy nie potrafia wytrzymac w zyciu religijnym, to dla  nich jest za trudne.
Na jednej misji dziwili sie dlaczego obok kosciola i plebanii zamieszkaly siostry. Wiec uwazali ze one sa zonami ksiezy. Pewnie ci co bogatsi maja po kilka, wedlug tradycji miejscowej. W nocy wchodzili na drzewo i obserwowali czy oni beda sie wzajemnie odwiedzac. Dlugo nic nie widzieli. Po pewnym czasie na tej misji zostal tylko jeden ksiadz. A obok w klasztorze byly trzy siostry. Siostry poprosily ksiedza, aby w kazdy czwartek po pracy byla u nich godzinna adoracja Najswietszego Sakramentu. Wtedy ci z drzewa zobaczyli ze ksiadz chodzi do siostr kazdego czwartku. Nie pasowalo im to ze on sam a one trzy. Z drzewa nie mogli wszystkiego dostrzec, wiec probowali cichaczem przez okno cos podejrzec. Byli nie pocieszeni widzac kleczace towarzystwo. Pozniej krotka kolacja, mala pogawedka i ksiadz wracal do siebie. Nie, to nie bylo normalne, spodziewali sie czegos innego. Inni uwazali, ze pomiedzy siostrami i plebania musi byc korytarz, zeby mogli sie wzajemnie odwiedzac. Szczegolnie w nocy.
Niektorzy ludzie do dzisiaj wierza, ze papiez podsyla wszystkim ksiezom i siostrom na swiecie tabletki, aby nie mialy pokus. Ciekawe co sie bedzie dzialo kiedy poczta nie zadziala. Natomiast inni uwazaja, ze doktor daje zastrzyk ksiezom i siostrom raz na jakis czas, prawdopodobnie raz na miesiac, aby nie mieli pokus.
Nieco inne byly wierzenia co do stroju misjonarzy. Misjonarze caly czas chodzili w butach wiec mysleli, ze oni nie maja palcow u nog. Rowniez ciagle chodzili ubrani, albo stale nosili habity to mysleli, ze w Europie musi byc bardzo zimno i tutaj w Afryce  nadal jest im dosc zimno.
Wedlug pewnych tradycji w niektorych szczepach nie jedli jajek, tylko trzymali je na wylegniecie sie przyszlych kurczakow. Gdy zobaczyli ze misjonarze jedza jajka to uwazali ich za barbarzyncow nie dbajacych o przyszlosc kur. Misjonarze musieli dlugo tlumaczyc, ze jajka sa dobre dla zdrowia.
W niektorych szczepach ludzie chorzy na trad zakrywali te czesci ciala, ktore byly zarazone tradem. Dlatego gdy widzieli ksiezy stale ubranych w habity mysleli, ze oni cali sa tredowaci i trzymali sie od nich z daleka..
Inni uwazali, ze ksiedza cale cialo i dusza sa bardzo swiete, dlatego publicznie nie moga pokazywac ani swoich nog, ani plecow, a jezeli to mozliwe to nawet szyje zakrywac. Dlatego gdy w pierwszych latach mojej pracy misyjnej z misji na boisko biegalem w spodenkach i gralem w pilke to ludzie byli oburzeni. Jak to ksiadz pokazuje ludziom swoje swiete nogi, cale rece i plecy. To zgorszenie. Takze ksieza i siostry ciagle ubieraja te samo ubranie, cos w tym nie gra. Moze nie maja czasu na pranie.
Rowniez Msza Swieta nie wszedzie byla wlasciwie rozumiana. W Rwandzie ludzie wierzyli, ze podczas Mszy jak ksiadz mowi, ze wino staje sie krwia Chrystusa, wiec ona musi byc goraca, dlatego  pod koniec Mszy ksiadz szybko ja pije, a za nim ja wypije dodaje troche wody aby ja ostudzic. Takze kiedy ja bylem w seminarium na filozofii gdzie bylo nas okolo 80 na dwoch kursach, to nasi robotnicy sie dziwili i pytali ile nam  potrzeba wina na jedna Msze. Pewnego dnia jeden z robotnikow zapytal mnie o to, to im powiedzialem ze tak dwie skrzynki wystarczy. Glowami pokiwali i uwierzyli.
To tylko niektore z wierzen i wyobrazen na temat zycia konsekrowanego - na temat ksiezy i siostr. W calym swiecie napewno jest ich o wiele wiecej. Jedne bardziej zabawne inne mniej. Nie tylko w Afryce, ale w wielu krajach na swiecie do dzisiaj zycie kosekrowane nie jest do konca wlasciwie rozumiane.
 
 
W konczacym sie roku poswieconym osobom konsekrowanym mielismy duzo roznych uroczystosci, zorganizowanych rekolekcji i modlitw. Jednak nigdy modlitwy nie zaduzo. Dlatego zachecam Was wszystkich do modlitwy za nas misjonarzy i o nowe, dobre powolania misyjne. Rowniez o Was pamietam w swoich modlitwach, a w sposob szczegolny bedziemy sie laczyc modlitewnie podczas Pasterki.
Niechaj Jezus Chrystus Wam wszystkim blogoslawi.
 
O.Romek Janowski SVD
 
 
PS. Podczas moich ostatnich wakacji udalo sie mi spotkac z niektorymi z Was. Z innymi nie udalo sie. Coz program byl napiety, ja staje sie coraz starszy na podrozowanie. Rowniez nie zawsze byl samochod do podrozy, a ten, ktory mialem to byl w moim wieku. Ale zapraszam Was do Zambii. Nadal jestem w Livingstonie. Pomagam w katedrze, regularnie odwiedzam wiezienie, pracuje jako powolaniowiec z mlodzieza w diecezji i dla naszego Zgromadzenia. Prowadze nasz glowny Dom Misyjny i dom dla gosci, organizuje seminaria i kursy jezykowe. Wykonuje jeszcze cala masa roznych zajec, ktorych wymienienie zajeloby kolejna kartke papieru. Oczywiscie regularnie w kazdy poniedzialek odpoczywam udajac sie na safari i polow rybek. Teraz odpoczywaja ode mnie bo jest zakaz polowu.
Nadal czuje sie dobrze, czego i Wam z calego serca zycze.
 
Szczesc Boze
 
O.Romek SVD

 
 
 
 
 
 
 

Picture
Chwala Synowi Dawidowemu .....ukrzyzuj Go.”

 

Dlaczego z Chrystusem – oddzialywanie tlum
u  - Refleksje Wielkanocne 2015

       Niektorzy z nas przezyli juz duzo Swiat Wielkanocnych, inni nieco mniej. Zdecydowanie kazdy z nas kazdego roku przezywa je na nowo i budza sie w nas kolejne pytania. Czym chcialbym sie podzielic z Wami w tym roku w okresie Wielkanocnym to zastanowienie sie nad oddzialywaniem tlumu na kazda osobe.

W czasie ostatnich dni postu przed Wielkanoca czytania w czasie Mszy Swietej pokazuja nam wielokrotnie jak tlum ludzi zachowywal sie wobec Jezusa. Ktos moze zadac pytanie jak to sie stalo, ze w dosc krotkim czasie ci co krzyczeli chwala na wysokosci Synowi Dawidowemu, zaczeli usilnie wolac ukrzyzuj Go. Te same oczy widzialy te same wydarzenia, te same uszy sluchaly tego samego Jezusa, te same usta wolaly chwla na wysokosci Synowi Dawidowemu i wkrotce pozniej ukrzyzuj Go. Skad sie wziela taka nagla zmiana? Czy to nie bylo oddzialywanie tlumu?

Oddzialywanie tlumu moze byc bardzo negatywne jak tez i dosc pozytywne. Jezeli ktos ponownie wslucha sie w te dwa czytanie: Mk 11:1-11 i Mk 15:8-15 to moze szybko znalezc co wspolnego maja te dwa teksty. Sa tam ci sami ludzie, ktorzy nazywaja sie tlumem. Rowniez Pilat, ktory nie mial odwagi przeciwstawic sie tlumowi. Mial wystarczajaca wladze i duzy autorytet, aby wybawic Jezusa od tego tlumu, ktorego argumenty przeciwko Niemu nie mialy pokrycia w rzeczywistosci. Postawa Pilata pokazuje jak silny moze byc wplyw tlumu. To samo mozemy odniesc do Apostolow: najpierw kazdy z nich obiecywal Jezusowi, ze bedzie z nim na zawsze, na dobre i na zle dni, ze nic i nikt nie zdola oddzielic ich od Niego. A co pozniej stalo sie z nimi? Natychmiast po aresztowaniu Jezusa stali sie malym tlumem uciekajacym w roznych kierunkach od Jezusa.

Teraz zatrzymajmy sie nad roznymi oddzialywaniami tlumu w roznych miejscach i w roznych sytuacjach. Odddzialywanie tlumu w czasach Jezusa i dzisiaj jest bardzo podobne. Tylko dzisiaj ten tlum ma wieksze oddzialywanie w swiecie – ma wplyw globalny i dziala o wiele szybciej poprzez najnowsze srodki komunikacji.

Na poczatku spojrzmy na kraje Arabskie i niektore kraje w polnocnej Afryce – oddzialywanie tam tlumu lub zorganizowanych grup przyczynilo sie do smierci wielu ludzi, czesto niewinnych. Ten tlum ciagle rosnie i dziala z fanatyczna sila, bez zadnych ludzkich uczuc w imie tak zwanego „boga”, ktory nie jest ani naszym Bogiem, ani tez nie ma nic wspolnego z Jezusem. Ani nasz Bog, ani Jezus Chrystus nie daje im blogoslawienstwa na takie morderstwa. Ginie tez bardzo duzo Chrzesciajn zachowujac swoja wiare w Jezusa. Krag tych bezlitosnych walk ciagle sie powieksza, i powstaja coraz to nowsze i bardziej barbarzynskie grupy.

Podobnie dzieje sie w czasie roznych raiotow, kiedy tlum nie mysli tylko biegnie jeden za drugim, czesto nawet nie wiedzac jaki jest cel tego raiotu, albo tez ktos wykorzystuje reakcje tlumu do zrealizowania swojego programu – jak okradania sklepow i innych miejsc znajdujacych sie w zasiegu oddzialywania. Dzialaja w tlumie, ale kiedy zostana zlapani, to nie bedzie wytlumaczenia, ze wszyscy to robili. Zlapani beda mieli imiona, ktore zostana pociagniete do odpowiedzialnosci.

Rowniez nadal istnieje wiele roznych partii i grup, ktore nie chca uznac Jezusa za Zbawiciela swiata. Oni nie tylko nie potrafili uwierzyc w Niego, ale rowniez robia wszystko co w ich mocy, aby inni postepowali podobnie. Ten tlum tylko czesciowo zrealizowal swoj plan. Fizycznie udalo sie im zmusic ludzi do takiego posluszenstwa, natomiast innych wewnetrzne przekonania pozostaly niezmienne.

Tutaj w Zambii w ostatnich 15 latach rozne partie dochodzily do wladzy. Co ciekawego jest w tych zmianach, ze duza grupa ludzi nigdy nie odeszla od partii sprawujacej wladze. Wkrotce po przegraniu wyborow przez ich partie, przechodza oni do partii rzadzacej mowiac, ze tamta partia byla niedobra, a byli tam przez kilka lat. Wydaje sie mi, ze oni posiadaja zdolnosci kameleona, albo tez sa Judaszami XXI wieku, ktorzy dla pieniedzy sprzedaja wlasna osobowosc.  Ich celem nie jest troska o pokoj i poprawe bytu innych lecz troszcza sie tylko o wlasne zyski, jak tu przy rzadzacej partii zdobyc zatrudnienie, zyskac jakies pieniadze, albo zdobyc inne uprzywilejowanie.

Prawdopodobnie znacie ta historie z innego miejsca, ale ta wydarzyla sie gdzies indziej. Wieczorem caly peron byl zatloczony, wagonow bylo tylko kilka, kazdy chcial zajac miejsce. Pewien facet widzac, ze zostanie na peronie, w pewnej chwili zaczal krzyczec, ze w tym wagonie jest waz. Caly tlum jak najszybciej opusicil ten wagon. Wtedy facet spokojnie zajal miejsce i zasnal. Nad ranem spojrzal przez okno i z niedowierzaniem zauwazyl, ze pociag nadal stoi na tej samej stacji. Wtedy zapytal przechodzacego pracownika co sie stalo. Ten mu powiedzial, ze jakis idiota wczoraj wsadzil do tego wagonu weza, dlatego musieli ten wagon odczepic od calego skladu. Wtedy on szybko domyslil sie kto byl tym idiota.

Na mojej pierwszej misji mialem druzyne pilki noznej. Pewnego dnia postanowilismy urzadzic bieg przez las dla zdobycia lepszej kondycji. Droga byla piaszczysta. W pewnym momencie wyprzedzil nas samochod. Nieco pozniej chlopaki zauwazyli na piachu, ze przez nasza droge po przejezdzie samochodu przebiegly slonie. Wszyscy byli w strachu. Szybko wspialem sie na wysokie drzewo, rozejrzalem sie dookola, sloni nigdzie nie bylo, ale sobie zazartowalem i wykrzyknalem do chlopakow, ze one nadchodza. W mgnieniu oka, wszyscy byli na drzewie. Wtedy zaczalem sie smiac mowiac, ze zartowalem. Nikt nie chcial mi uwierzyc, wszyscy byli w duzym strachu, i dopiero po dlugim czasie zeszli na dol.

Kilka lat pozniej na tej samej misji pracowal inny misjonarz. Otrzymal on jedzenie za prace, jako pomoc dla tych co nie maja wystarczajaco duzo jedzenia. Oglosil on w kosciele, ze w nastepna niedzile po Mszy zacznie sie ten program, beda spisywac chetnych. W ta niedziele liczba wiernych wzrosla ponad 300%. Kosciol byl za maly aby wszystkich pomiescic. Przyszlo duzo ludzi takze z innych kosciolow. Wkrotce pastorzy tych kosciolow zaczeli narzekac, ze im Katolicy kradna wiernych. Nie musieli za dlugo czekac na swoich wiernych. Gdy praca i jedzenie sie skonczyly, wtedy rowniez ich wiara w kosciele katolickim sie skonczyla.

Takze mamy tlumu oddzialywanie na drogach. Pewnego dnia policja lapala kierowcow na predkosc przy wjezdzie do Lusaki, stolicy Zambii. Ruch byl bardzo duzy i wielu kierowcow zostalo zlapanych. Pewna kobieta nie chciala zaplacic mandatu i tlumaczyla sie policjantowi mowiac: zobacz jak wielu tutaj jezdzi za szybko, oni popychali mnie z tylu do szybszej jazdy, trabiac na mnie, wiec musialam przyspieszac caly czas. Na to policjant odpowiedzial, ze oni nie mieli kontroli nad hamulcami w twoim samochodzie, dlatego jezeli nie chcesz placic sama to zawolaj tych co cie popychali, aby ci pomogli zaplacic mandat.

Podobnie czasami jest tlumne oddzialywanie przy wstapieniu do seminarioum. Kiedy w pazdzierniku w 1978 kardynal Wojtyla zostal papiezem wtedy tak mlodzi jak i dorosli bardzo byli szczesliwi w Polsce. To byl pierwszy polski papiez. W kolejnym roku 1979 wielu mlodych chlopakow wstapilo do roznych seminariow. Byly one bardzo pelne. Jednak wielu wstapilo pod wplywem emcoji, bez powlania. Dlatego po killku miesiacach czy tez latach wystapili z seminarium, widzac, ze to nie jest ich droga.

Kiedy mialem krotka przerwe w pracy na misjach i pracowalem w Polsce jako powolanioweic, wtedy odwiedzilem wiele szkol. Duzo ciekawych rzeczy opowidalem o misjach, pokazywalem rozne eksponaty. Mlodziez byla zainteresowana. Rowniez rozdawalem materialy powolaniowe. Podobaly sie one chlopakom, lecz przy calej klasie nikt ich nie wzial. Ci co wzieli to po lekcji, bardzo prywatnie i w ukryciu, aby inni nie smieli sie z nich, ze chca byc ksiezmi, czy biskupami. Ciekawa rzecz, ze wstydzili sie tego co jest dobre, jakby to bylo bardzo zle, bali sie tlumu.  Podobna sytuacje mielismy tutaj w naszej diecezji, w Livingstonie. Mielismy tutaj bardzo duzo klubow powolaniowych, ktore dzisiaj praktycznie nie istnieja. Padly smiercia naturalna. Dlaczego? Bardzo prosta odpowiedz. Czlonkowie tych grup czesto dla innych kojarzyli sie jako ci co w przyszlosci chca byc siostrami, bracmi czy ksiezmi. I nawet co niektorych juz tak nazywali. Rowniez z tych grup wychodzily wspaniale malzenstwa, ale o tym juz nikt nie chcial mowic.

Tlum moze miec bardzo mocne oddzialywanie na innych, ale zawsze maja oni wolnosc wewnetrzna. Zydzi byli przeciwko Jezusowi, gdy jego popularnosc coraz szybciej rosla i wielu w Niego uwierzylo. Ale wsrod tych Zydow byli tacy, co uznawali Go za Mesjasza. Oni tylko bali sie oddzialywania ze strony strszyzny zydowskiej i innych swoich kolegow. Przeciez byl tam Nikodem, ktory w ukryciu w nocy przyszedl do Jezusa, aby dowiedziec sie, co to znaczy chrzest dla zbawienia.  Inny Zyd Kajfasz wypowiedzial znamienne slowa, ze lepiej byloby aby jeden czlowiek zginal, niz mialby caly narod zginac. Muslal o swoim bezpieczenstwie i bezpieczenstwie Zydow, ale Bog wykorzystal jego slowa dla zbawienia swiata.

Takze dzisiaj kazdy z nas moze byc pod oddzilywaniem tlumu, czasami nawet nie wiedzac o tym. Jednak powinnismy dolozyc wszelkich staran, aby byc niezalezna osoba. Ja jestem jedyna taka osoba na swiecie, niepowtrzalna osobowoscia, ktora ma wlasne imie i wlasne sumienie. Jezeli ja jestem Janem, to powinienem pozostac Janem, nikt nie powinien miec zlego oddzialywania na moje zycie czy tez moja wiare. Ja musze byc soba.

Rowniez podczas Sadu Ostatecznego Bog nie zapyta mnie co robilem w tlumie, ale zapyta mnie co robilem jako indywidualna osoba. Kazdy z nas otrzymal duzo darow, nie po to, aby innych zwodzic na manowce, ale zeby innym pomoc w zycie, w wierze. Tylko ja jestem odpowiedzialny za moje czyny. I komu wiele zostalo dane, od niego wiele wymagac sie bedzie.

 

Niechaj Zamrtwychwstaly Pan  blogoslawi Tobie w kazdym czasie

O. Romek svd

 

NB. W ostatnich miesiacach mialem bardzo zajety program. Mielismy bardzo duzo roznych spotkan i programow w naszej nowej Misji. Rowniez odwiedzil nas Ojciec General z Rzymu. Rowniez w niedlugim czsie Nuncjusz Apostolski zlozy wizyte w naszej diecezji. Nasz dom misyjny ma coraz wiecej gosci. Takze nasz program duszpasterski obfitowal w wiele wydarzen w ostatnim czasie. Tak prawde mowiac jestem troche zmeczony i coraz czesciej patrze na kalendarz i czas moich wakacji w Europie-Polsce. Prawdobodobnie uda sie mi spotkac z niektorymi z was i wtedy opowiedziec wiecej misyjnych przygod. A moze niektorzy odwiedza nas w Zambii.

 


“Przyszedl do swoich, a swoi Go nie przyjeli” /J 1,11/

  Boże Narodzenie 2014 rok

Oblicze chociaz zmienne, to jednak takie same  -Boze Narodzenie – 2014

       Niechaj zblizajace sie Swieta Bozego Narodzenia beda dla Ciebie okazja do refleksji i odpowiedzi na dwa podstawowe pytania: jak mam rozpoznac Chrystusa w drugim czlowieku i co mam zrobic, aby inni mogli go dojrzec we mnie? Niektorzy mowia, ze obecny swiat w XXI wieku zmienia sie o wiele szybciej niz kiedykolwiek wczesniej. Swiat sie zmienia, my sie zmieniamy, ale Chrystus ciagle pozostaje taki sam. I tak jak ponad 2000 lat temu nie byl rozpoznany nawet przez swoich , tak i dzisiaj w wielu miejscach na swiecie nie ma da Niego miejsca, nie jest rozpoznawany w drugim czlowieku. Pewnie tez ten drugi czlowiek coraz mniej robi, aby Go w nim rozpoznac. Jakie jest moje oblicze, kogo inni w nim widza? W moim misyjnym zyciu mialem rozne doswiadczenia, moje oblicze wygladalo odmiennie, ale jednak zawsze byla w nim ta sama osoba.

Pewnego dnia przychodzi facet do naszej bramki przed domem i mowi, ze chce spotkac sie z O.Romkiem. Pytam czy go zna, tak, oczywiscie, wiec mowie, ze ide i go zawolam. Wszedlem na krotko do naszego domu i ponownie do niego wyszedlem. Mowie do niego, ze jestem Ojcem Romkiem. Wtedy on  mowi ze jestem bardzo podobny do tego co poszedl jego zawolac. Widac tylko mu sie wydawalo, ze zna O.Romka. Innym razem ide w Botswanie, glowna ulica w Kasane w poblizu naszej parafii i nagle slysze, ze ktos wola „Panie Romek, Panie Romek”. Poczatkowo nie zwracam na to uwagi, bo przeciez jestem Ojcem Romkiem. Poniewaz wolanie slysze coraz blizej, wiec sie odwracam i widze mloda kobieta, ktora za mna biegnie. Zatrzymalem sie, a ona pyta, czy jestem Panem Romkiem? Zdecydowanie odpowiadam, ze nie. Ona bardzo zaskoczona, mowi, ze taki podobny. Wtedy mowie, ze jestem Ojcem Romkiem, o tak, tak to mialam na mysli. To byla moja parafianka z Zambii z drugiej parafii na ktorej pracowalem. Kiedy pracowalem na tej parafii to odwiedzalem regularnie chorych w szpitalu. Byli tam moi parafianie jak i tez ci co dawno odeszli z naszej parafii do innej, albo przestali chodzic do kosciola. Chorzy w czasie rozmowy z nimi mowili mi do jakiej parafii naleza i ze znaja ksiedza proboszcza. Kiedy wymieniali imie proboszcza z parafii na ktorej pracowalem to wiedzialem kiedy przestali chodzic do kosciola. Bo bylo tam wielu proboszczow. Gdy ktos wymienial moje imie i mowil, ze mnie zna to wowczas bylem bardziej zainteresownay co mysli o mnie i na ile mnie zna.  Oczywiscie mnie nie znal, albo zapomnial jak wygladam. Pod koniec naszej rozmowy przedstawialem sie i wtedy choremu szybko zdrowie sie poprawialo.

Po kilkumiesiecznym pobycie w zimnym klimacie w Kanadzie moja twarz nieco wybielala po afrykanskim sloncu. Dosc szybko wielu Zambijczykow to zauwazylo. A kiedy poraz pierwszy po powrocie z Kanady poszedlem odwiedzic wiezienie to przed wejsciem spotkalem glownego oficera, ktory wczesniej znal mnie bardzo dobrze. Glowny oficer mnie zapytal, czy jestem Ojcem Romkiem. Odpowiedzialem, ze jestem jego bratem. Na to on mowi, ze rozumie i nie ma problemu, tylko mowi, ze glos jest bardzo podobny. Wtedy mu odpowiedzialem, bo od tego samego ojca i matki.

Wiele lat temu gdy poszedlem do wojska to po dwoch miesiacach mielismy przysiega i na nia przyjechalo sporo rodzin. Oczywiscie po mocnym ostrzyzeniu i ogoleniu, ubraniu w takie samo umundurowanie wygladalismy podobnie. Co jakis czas wychodzilismy, aby zobaczyc przy bramce wejsciowej czy niema kogos do nas. Kiedy tak szedlem z moim kolega nagle pewna kobieta zaczela biec w naszym kierunku. Podbiegla do nas i rzucila sie mojemu moledze na szyje wolajac: „ach moj synu co oni z ciebie zrobili”, no co on z lekka sie odsunal i mowi, ze on nie jest jej synem. Ono odeszla nieco i za chwile ponownie mu sie rzuciala na szyja. Na co on ponownie odpowiedzial, ze ona nie jest jego matka. Dopiero za trzecim razem przekonala sie ze nie jest jej synam. Troche zawstydzona, pewnie nie do konca przekonana, przeprosila i odeszla.

Wieloletni pobyt w Afryce nieco zmienil moj wyglad i moje oblicze. Dlatego tez w czasie moich wakacji, ktore mam co trzy lata, a niektorych spotykam nieco rzadziej nie wszystkim udaje sie mnie rozpoznac. W czasie jednych z wakacji odwiedzilismy z moim bratem naszego kuzyna. Poniewaz on nas nie rozpoznal przy drzwiach, wiec powiedzielismy, ze skupujemy stare ubrania dla ruskich. Na ta wiadomosc on sie bardzo ucieszyl i pobiegl do swojej mamy powiedziec, ze jest wspaniala okazja,aby pozbyc sie wszystkich starych ubran. Widzac taka sytuacje dlugo z bratem nie moglismy powstrzymac sie od smiechu, a nasz kuzyn nie mogl darowac jak mogl nas nie rozpoznac. W czasie tych samych wakacji rowniez z moim bratem pojechalismy odwiedzic kuzynow mieszkajacych w drugiej czesci Polski u ktorych moj brat nie byl dosc dlugo. Na drodze byly ogromne korki. I wiadomo bylo, ze sie spoznimy, wiec zadzwonilem do moich kuzynow i powiedzialem, ze sie opoznie, ale jade z biskupem, wiec niechaj cierpliwie czekaja. Na ta wiadomosc oni zrobili wielkie przygotowanie w domu, nawet swojego ksiedza proboszcza poinformowali. Po przyjezdzie moja kuzynka najpierw przywitala sie ze mna, a pozniej podbiegla do mojego brata i bardzo mocno ucalowala go w reke biorac go za biskupa. Moj kuzyn oczywiscie rozpoznal mojego brata i zataczal sie od smiechu. Na co moj brat powiedzial, ze jeszcze nigdy w zyciu nikt go z takim szacunkiem nie przywital. Mimo, ze jego twarz byla daleka od wygladu biskupiego.

Niektorzy mowia, ze na twarzy ksiedza, a tym bardziej biskupa jest cos znamiennego, co mowi innym o tym. Oczywiscie nie kazdy ksiadz ma taka twarz. Nawet nasz biskup kilka lat temu  naszego nowego misjonarza z Polski  zapytal przy pierwszym sptkaniu, z jakiej czesci Niemiec pochodzi. Na co misjonarz odpowiedzial, ze jest Polakiem. Biskup nie byl do konca przekonany, ale musial uwierzyc.

Kiedys bylem  z moim kolega ksiedzem w jednym z urzedow w stolicy w Lusace. Musielismy tam dlugo czekac w kolejce. W poczekalni bylo sporo roznych ludzi, tak Zambijczykow jak i obcokrajowcow. W pewnym momencie pewien bialy mezczyzna podszedl do mojego kolegi i pyta go jaka farme prowadzi, na co on odpowiedzial, ze nie jest rolnikiem. Gosciu nie dal sie latwo zwiesc i pyta ponownie co produkuje. Moj kolega mowi, ze nic nie ma wspolnego z rolnictwem, bo jest misjonarzem. Facet niepewny powiedzial, ale pan naprawde wyglada na farmera. Inni natomiast chocby najbardziej to ukrywali to i tak zostana rozpoznani. Wiele lat temu bylem z mala grupa w wysokich Tatrach. Byl lipiec, ale nadal bylo sporo sniegu. Lancuchy byly pod sniegiem, wiec jeden drugiego musial ubezpieczac. Przy przejsciu przez te lancuchy dalaczylo do nas trzech facetow w trampkach i w letnich koszulkach. Nie najmadrzej ubrali sie w gory. W czasie przejscia przez lancuchy jeden nagle przede mna zaczal sie zsuwawac w dol. Chwycilem go mocno jak tylko moglem, facet trzasl sie ze strachu. Po tym niebezpiecznym przejsciu podziekowali nam i sie rozstalismy. Ale powiedzielismy do siebie, ze to musza byc ksieza. Ich zachowanie, wyglad twarzy i nieprzygotowanie do wyprawy w gory to zdradzalo. Po kilku godzinach ponownie spotkalismy sie w schronisku. Podeszli do nas usmiechnieci, nawiazala sie rozmowa. No i oczywiscie mielismy racje – to byli ksieza, ktorzy po rekolekcjach w Zakopanem wybrali sie na jeden dzien w gory.

Trzeba tez umiec rozpoznac po twarzy. Niektorzy mi mowia ty jestes Ojcem. Twoja twarz i zachowanie cie zdradza. Ja im tego nie mowie, oni sami to dostrzegaja. Czasami szybko odpowiadam – tak mam duzo dzieci i wiele zon. Ktos patrzy z niedowierzaniem i pyta jak to mozliwe. Tak w Panu wszystko jest mozliwe. O, teraz rozumiem.

W zyciu mozemy takze spotkac ludzi, ktorzy udaja, ze sa kims kim wlasciwie nie sa. Probuja innych naciagnac i oszukac. I niekiedy im sie to udaje. Kilka lat temu po drugiej stronie Zambezi w Victoria Falls w Zimbabwe czekalem przy wodospadach na jednego z naszych Ojcow z Bulowayo. Przyjazd sie opoznil, wiec mialem sporo czasu, aby obserwowac ludzi na parkingu. Byla tam grupa Zimbabwianczykow z niewidomymi poszukujacymi wsparcia wsrod turystow. Zreszta do mnie takze podeszli proszac o pomoc dla nich. Wspomoglem ich mala suma pieniedzy. W czasie dalszego oczekiwania zauwazylem, ze ci niewiadomi nagle przejrzeli na oczy, czyzby cud od Vodospadow. Nie, oni poprostu udawali niewidomych, aby zdobyc pieniadze. Jakze szybko twarz niewidomego zmienila sie w zdrowego. Zdenerwowalo mnie takie ich zachowanie i powiedzialem im kilka mocnych slow, ze moze ktoregos dnia naprawde stana sie niewidomi, i wtedy dopiero poczuja co to znaczy miec twarz niewidomego. Takze czasami na ulicach Livingstonu rozni ludzie podchodza do nas z prosba o pomoc. Sa wsrod nich niedowidzacy, kulawi, chorzy, sieroty i wielu innych udajacych, ze do takich ludzi rowniez naleza. Czasami nie jest latwo osadzic kto mowi prawde, a kto udaje. Jak rozpoznac w nich twarz potrzebujacego Chrystusa? Tak czy inaczej wierze, ze napewno moj gest bedzie dostrzezony przez Chrystusa, bo widzialem w nich Jego twarz, a reszte moge spokojnie zostawic dla Boga.  Bo przeciez jezeli ja nie rozpoznam Chrystusa w drugim czlowieku to tym bardziej nie bedzie on mial dla mnie znaczenia w stajence betlejemskiej.

Sa jeszcze inni, ktorzy w sposob dosc naturalny maja dwie, trzy a moze i wiecej twarzy.  Ktos przed slubem udaje wspanialego meza, a wkrotce po slubie ta twarz sie zmienia. Ktos inny w seminarium jest cudownym klerykiem, niemalze gotowym do pojscia do nieba. W niedlugim czasie po swieceniach bardzo trudno jest w nim odnalezc twarz ksiedza. Wsrod nas mamy wspolbraci z roznych krajow azjatyckich. Miedzy nimi sa tacy co maja kilka twarzy. Kiedy ktos jest ze mna to mowi o mnie cudowne rzeczy. Uwazam go za wspanialego wspolbrata. Nieco pozniej mowi zupelnie cos innego do naszego prowincjala. A jeszcze inne rzeczy do innego wspolbrata. Niby ten sam czlowiek, te same usta, a jakze zmienne w zaleznosci od osoby z ktora rozmawia.

W jednej z diecezji w Zambii po przejsciu starego biskupa na emeryture, byly poszukiwania na nowego. Pewien miejscowy ksiadz dookola oglaszal, ze on bedzie nowym biskupem. Nietorzy ludzie i siostry zakonne wziely to bardzo powaznie do serca. A kiedy ktos inny zostal nowym biskupem to one ciagle na niego patrzyly jak na biskupa. Pozostal tylko biskupem samozwanczym. Chce wygladac na biskupa, ale nim nie jest.

Jakze wazne jest wiedziec kim sie jest i nim pozostac niezaleznie od tego co inni o mnie mowia. Na parafii w Londynie gdzie praktykowalem angielski przed Msza w czasie ktorej mial byc chrzest dziecka rodziny wloskiej, przy spisywaniu danych mowia mi ze jestem ksiedzem z Wloch. Na co ja mowie, ze nie. Jakos to przyjeli, ale nie byli do konca przekonani. Po Mszy Swietej przyszli do zakrystii i juz nie pytali skad pochodze, tylko caly czas mowili do mnie po wlosku. Robilem dobre miny i sie usmiechalem, ale ostatecznie musieli sie pogodzic, ze nie jestem Wlochem, bo wedlug nich na takiego wygladam i mam akcent wloski. Chyba cos w tym jest bo inni ludzie tez mi to kilka razy powiedzieli.  Mimo wszystko jezeli nawet bardzo duzo ludzi bedzie tak uwazac to i tak to nie zmieni faktu, ze jestem Polakiem.

Musze umiec pozostac soba tak na twarzy jak i w zyciu, byc bratem dla drugiego nawet ze swoimi ulomnosciami i slabosciami. Zachowac swoja twarz - jezeli jestem Janem to Janem pozostane, jezeli jestem Zydem, to Zydem pozostane, jezeli jestem zonaty to zyje jak zonaty, jezeli jestem ksiedzem, to jestem nim w kazdym czasie, jezeli jestem niezonaty, zachowuj sie tak w kazdym czasie i w kazdym miejscu.

Od jakiegos czasu uwazalem, ze mam problem z moim obliczem. Lecz to co ja uwazalem za negatywne, inni mi mowili, ze to jest raczej pozytywne i nie powinienem sie tym przejmowac tylko byc dymnym z tego powodu. Otoz ja mam problem z ukryciem mojej sytuacji w danej chwili na mojej twarzy. Nie potrafie tego ukryc przed innymi. Kiedy cos nieprzyjemnego mi sie wydarzylo i jestem smutny to inni latwo to zauwazaja, gdy cos mnie gnebi to bardzo szybko moi znajomi pytaja co cie gnebi w twoim sercu. Rowniez kiedy cos radosnego przezywam to nie potrafie udawac nawet przed tymi ktorym wolalbym nie pokazywac mojej radosci. Coz taka moja natura, takie oblicze.

Niechaj zblizajace sie Swieta Bozego Narodzenia napelnia radoscia twoje oblicze, a ono niech bedzie odzwierciedleniem twojego zycia.

O.Romek Janowski SVD

„W każdym położeniu bierzcie wiarę, jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski złego” Ef 6,16

 O. Romek Janowski SVD

Senanga Rd 449 Livingstone

PO.BOX 61111

Livingstone

ZAMBIA

Email: romeki@op.pl lub romekjanowski@yahoo.com

www.:romekjanowskisvd.pl

Boże Narodzenie 2013

Wiara – Boże Narodzenie 2013

   W roku wiary chce się z wami podzielić świadectwem wiary z pracy misyjnej. W ciągu całego roku każdy z nas mógł zadać sobie kilka pytań: jak wygląda moja wiara, czy tak naprawdę wierzę w Boga, czy też łatwo jest mi wierzyć w trudnych sytuacjach tak samo jak i w chwilach pomyślności?Prawdopodobnie dzisiaj każdy z nas zna odpowiedź na te pytania. Wiadomo jest, ze w chwilach trudnych natychmiast przypominamy o Bogu i prosimy Go o wsparcie.

Czasami zastanawiam się jak silna jest moja wiara, jako misjonarza, a zwłaszcza patrząc na prostych ludzi, którzy tak bezpośrednio kochają Chrystusa. Jestem pewny, że te już 26 lat kapłaństwa i pracy misyjnej miało duże oddziaływanie na mnie, i moja wiara napewno uległa ogromnej przemianie. A stało się to poprzez przeróżne doświadczenia, tak te pozytywne jak i mniej przyjemne. Bóg pozwala nam doświadczać trudności, które właściwie przeżyte wzmacniają nas. 1Piotra 5,8-9 „Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawiajcie się jemu”.

Niekiedy serce prawie pęka, kiedy nie widzi się rezultatów naszej pracy, albo czary zabijają cały nasz wysiłek, chciałoby się powiedzieć gdzie jesteś Panie, dlaczego nic nie zrobisz, jednak on ma swój czas i swoje plany. Innym razem pracuje bardzo ciężko, wkładam w to całe swoje serce, a kiedy patrzę na rezultaty, to łatwo zauważam, że są mizerne. Dlaczego? Bo zapomniałem o tym najważniejszym, że to właśnie Bóg zmienia serca ludzi, to On powołuje tych zagubionych, aby zmienili swoje życie i Mu zaufali. Nieraz zastanawiam się czy też małe rzeczy mogą się spodobać Bogu. Bo przecież w mojej pracy misyjnej robię dużo zwyklych, prostych rzeczy, jak sadzenie drzewek dookoła naszego domu, ich przycinanie, naprawianie uszkodzonych rzeczy w domu, robienie drobnych zakupów, wysłuchiwanie czyichś problemów, gra w piłkę z młodzieżą i naszymi oficerami, czy też niewielka pomoc komuś w potrzebie. Wierzę, że i te małe rzeczy robione z wiarą i miłością stają się wielkimi w oczach Boga. Jakub 2,5 „ Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata, aby byli bogaci w wierze i otrzymali Królestwo obiecane tym, co Go miłują..”.

Nasze życie i przeżyte sytuacje często szalenie zmieniają naszą relację do Boga. W tym roku, w czasie wizytacji generalnej z Rzymu, nasz wizytator był zmuszony lecieć malutkim samolotem z 4 osobami na pokladzie. Samolot wyglądał dość mizernie i na dodatek kierowala nim kobieta. Mówił, że trząsł się cały samolot i wielokrotnie wydawało się, że rozleci na kawałki. On też się pewnie trząsł ze strachu. Na szczęście wylądował bezpiecznie, ale jego wiara była poddana ostrej próbie. Ten sam wizytator mówił także w czasie jednego z kazań, o tym jak mówiąc w czasie Mszy to jest moje ciało, on często zastanawia się jak bardzo jest w stanie dać siebie dla innych. Jego słowa przemówiły do mnie w nowy sposób, i w czasie Mszy mocniej koncentruje się na tych słowach, czy ja naprawdę w to wierzę, albo, do jakiego stopnia zdaję sobie z tego sprawę. Być Chrystusem dla innych to wielkie wyzwanie. Wiara w zywego Chrystusa, którego każdego dnia trzymam w moich kapłańskich dłoniach i daje Go innym.

Spotkałem bardzo prostych ludzi, bez jedzenia, bez planów i nadziei na lepsze jutro, ale z nadzieją, że Bóg o nich nie zapomni. Jakoś przeżyją, znajdzie się ktoś, kto im pomoże. I to ich trzyma przy życiu. O wiele trudniej jest wierzyć, że się przeżyje jutro, kiedy  nie ma niczego w magazynku żywnościowym, ani też zadnego grosza w portfelu, a rodzina nie mała, niż kiedy wszystko jest w domu.

Inni, chorzy na AIDS, bez szans na wyleczenie, ale z ogromną wiarą, że Bóg ich zbawi, bo Mu zaufali, a ta choroba ogromnie zmieniła ich życie. Jeden z więźniów mi mówi, że wie, że zrobi, co tylko może, aby być lepszym człowiekiem. Komuś w krótkim czasie umiera kilka osób z rodziny, początkowo bardzo rozpacza, ale po o wiele krótszym czasie niż Europejczycy potrafi powiedzieć: „widocznie Bóg tak chciał”. Oczywiście są tacy, którzy dłużej chodzą z pytaniem, dlaczego akurat z mojej rodziny. Wtedy w głębi serca powstaje ciche pragnienie: Lk 17,5 „Panie przymnóż nam wiary..”

Wielu ludzi często powtarza, że to misjonarze przynieśli nam wiarę, i mówią to z godnością. Mają wielki szacunek do starszych misjonarzy. Ja już chyba zaliczam się do takich.... Wiem, że już wiele zrobiłem tutaj na ziemi afrykańskiej, ale jeszcze więcej pozostało do zrobienia. W roku wiary pytałem niektórych ludzi, co im sprawia największą trudność w naszej wierze katolickiej? Odpowiedzi są różne. Tutaj przytoczę kilka częściej pojawiających się:

          jak tu przyklękać czy kłaniać się przed figurką, która jest zwykłym betonem, czy ulepiona z gliny, przecież ona mi nie pomoże, ani w modlitwie, ani w zbawieniu

·        jak tu przebaczyć komuś, kto dość boleśnie ugodzil w moje serce i co więcej zrobił mi dużą krzywdę, i nadal to czyni, albo wcale nie poczuwa się do winy.

·        Pan Jezus wyraźnie mówi, aby na modlitwie nie być gadatliwym. Dlatego ktoś ma trudności z ciągłym powtarzaniem Zdrowaś Maryjo modląc się na różańcu.

·         Przecież Maryja była tylko zwykłą kobietą, jak ona może nam wypraszać łaski, tylko Bóg może to uczynić

·        niektóre Słowa z Pisma Świętego nie są łatwe do przyjęcia, jak chociażby 10 przykazań, miłość nieprzyjaciół, wielokrotne przebaczanie i inne

·         wiara i czary, wierzę, ale jednak się boje, że ktoś może mnie zaczarować, nie potrafię uwierzyć do końca, że Bóg mnie ochroni

·         jak tu wierzyć, że będzie sąd, kiedy Jezus powróci i wtedy ci, co już umarli i są w grobach pójdą na sąd. Łatwiej jest przyjąć, że w chwili śmierci jest natychmiastowy sąd: niebo albo piekło i koniec, nie ma czyśca

·        sprzedawanie w kościele, czy przy kościele to jest robienie z domu Bożego rynku, Jezus przecież powyrzucał ze świątyni sprzedających w niej

·        wierzę, że należy brać Pismo Święte dosłownie, ale coraz częściej widzę, że to jest bardzo trudne do wprowadzenia w życie

·        dlaczego, zmarłych nie chowamy w niedzielę, która jest dniem do świętowania tylko w sobotę, czy inne dni

·        papież Benedykt zrezygnował, więc niektórzy uważają, że spełniły się przepowiednie, że on jest od Szatana i dlatego nie wypełnił swojej misji do końca

·        dlaczego, niektórzy księża uzurpują sobie władze całkowitą, tak jakby byli bogami

·        dlaczego inni pastorzy z innych kościołów czynią różne cuda, a nasi księża katoliccy nie potrafią nawet małego cudu zdziałać

Takie i różne inne trudności w wierze mówią jak bardzo nadał potrzebna jest ewangelizacja, nie mówiąc już o nowej ewangelizacji. Z drugiej strony widzimy u naszych ludzi ogromna radość w przeżywaniu wiary. Widać to w tańcu liturgicznym. Takie radosne przeżywanie wiary zachęca innych, nawet tych z innych kościołów do pójścia za Chrystusem. Papież Benedykt ogłaszając rok wiary nie mówił o większej ilości nabożeństw, czy o wprowadzaniu nowych obrzędów, ale o entuzjazmie i radości w wierze. Niektórzy nasi wierni pytają a jak rok wiary się zakończy to, co dalej, jaki dalszy program, czy dalszy etap? Oczywiście dalej pozostaje życie z Bogiem na każdy dzień. Normalnie wszystkie rzeczy, kiedy dzielimy się nimi z innymi nam ubywają. W przypadku wiary jest przeciwnie, kiedy nią się dzielimy z innymi wtedy ona u nas wzrasta. Zawsze pozostaje aktualne pytanie Chrystusa: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” Łk 18,8

Życzę Wam, aby te Święta Bożego Narodzenia były przeżyte w duchu prawdziwej wiary i były okazją do jej pogłębienia.

 W miłości Słowa Bożego

 O.Romek Janowski svd

 NB. Oprócz tych refleksji chciałbym dodać kilka słów o ostatnich moich wydarzeniach. W zasadzie od powrotu z Kanady w maju, nie miałem za dużo wolnego czasu dla siebie. Bo najpierw musiałem ponadrabiać zaległości stworzone przez tych, co mieli mnie zastępować w pewnych pracach. Niestety nie zrobii tego dobrze, a co więcej próbowali winę za swoje nieumiejętności zrzucić na mnie. Ostatecznie wszystko się wyjaśniło, co prawda niektóre rzeczy były dość kosztowne, bo naprawa nie byla zrobiona na czas. Dlatego teraz pod koniec roku budżetowego (bo nasz kończy się w marcu) czujemy mocno braki finansowe, ale z Bożą pomocą jakoś przeżyjemy. Praca pastoralna układa się mi dość dobrze i jej nie brakuje. Nadal pozostaje w Livingstonie, na tym samym miejscu, co poprzednio, chociaż coraz częściej są do mnie przymiarki, różne propozycje do innej pracy. Osobiście chciałbym pozostać tutaj do moich następnych wakacji w 2015. Później pewnie pójdę gdzieś dalej od wodospadów i pięknej natury z safari. Daltego ci, ktorzy wybierają się do mnie niechaj to robią jak najszybciej, t.z.n w ciągu tych kilku najbliższych miesięcy, czy miesięcy letnich. Co tydzień piszę coś do blogu, dlatego tam zapraszam: www.:romekjanowskisvd.pl   Oczywiście kontakt emailowy jest zawsze dostępny, chyba ze pójdę do głębokiego buszu to wtedy bedzie inaczej. Co do facebooka i twittera, pewnie nawet gramatycznie nie napisałem poprawnie, ale jak do tej pory jeszcze na to się nie nawróciłem. Pozdrowienia dla wszystkich.


Powrót do pracy misyjnej

Picture


Ubiegly rok uplynal mi pod katem przezyc jubileuszowych – po 25 latach pracy misyjno-pastoralnej. Sa tacy co obchodza jubileusz kazdego roku, aby poswietowac i spotkac sie ze znajomymi. Ale tez sa i tacy co w ogole jubileuszem sie nie przejmuja I nie pamietaja o nim dopoki ktos im nie przypomni, ze to juz 25 lat, 40 czy nawet 50, im czas sie nie liczy.

Po moim rocznym jubileuszowym doswiadczeniu moge powiedziec z cala pewnoscia, ze to bylo wspaniale doswiadczenie spojrzec wstecz na moja prace misyjna, na moje powolanie i miec wiecej czasu na spotkanie z Panem. Mialem rozne uroczystosci jubileuszowe, ktore pomogly mi na nowo zauwazyc  wielkie znaczenie sakramentu kaplanstwa. Jak za darmo Bog obdarowal mnie wielka laska sprawowania sakramentow w jego imieniu. Szczerze musze powiedziec, ze wiele razy sprawowalem sakramenty  nie zdajac sobie sprawy w 100 procentach, ze stoje na miejscu Chrystusa.

Rowniez zauwazylem, ze Bog dal mi, takiej zwyklej osobie  wielka odpowiedzialnosc wskazywania ludziom zycia wiecznego. Ta mysl wielokrotnie powtarzala sie w czasie skladania mi zyczen  przez moja rodzine, przyjaciol i znajomych. Gratulowali mi jubileuszu i jednoczesnie mi przypominali, abym pamietal o wielkeij odpowiedzialnosci i pieknej lasce danej mi przez Boga. W tych roznych uroczystosciach spotkania Eucharystyczne pozostaly na pierwszym miejscu, a rozne gosciny i przyjecia na dalszym planie. A w mojej parafii rodzinnej w Terespolu, tak  pieknie sie zlozylo, ze w sobote udzielilem sakramentu malzenstwo dla  mojej siostrzenicy, a nastepnego dnia w niedziele byla moja Msza Jubileuszowa, a po niej drugi dzien wesela i wspolne przyjecie.

 Kiedy przygotowywalem sie na studia do Kanady niektorzy mnie pytali ze zdziwieniem jak ja w moim wieku zamierzam nadal studiowac. Odpowiadalem: uczymy sie do smiercii i wcale nie znaczy, ze umrzemu madrzejsi. Takze niektorzy studenci na Universytecie pytali mnie czy ja jestem studentem, czy tez wykladowca?  Najczesciej odpowiadalem zgodnie z prawda, ze czasami jestem studentem, a innym razem wykladowca. W czasie moich studiow w Kanadzie nie byl wazny dla mnie wynik egzaminu, czy tez sam egzamin, ale okazja, aby spojrzec na moja prace misyjna z innej perspektywy. W czaasie naszych dyskusji na wykladach studenci mowili o tym co wyczytali w ksiazkach, moimi ksiazkami byla moja praca misyjna z ostatnich 25 lat. Wykladowcy cieszyli sie, ze bylem w ich klasie, przez co moglem ubogacic ich wyklady. Na egzamin przygotowalem prezentacje na komputerze z mojej pracy misyjnej, a oprocz tego wykladowcy przychodzili do mnie na kawke, gdzie wspolnie dyskutowalismy tematy omawiane na wykladach. Byly to jedne z przyjemniejszych egzaminow w moim zyciu.

Poza doswiadczeniem intelektualnym mialem takze duzo czasu na modlitwe w kaplicy seminaryjnej znajdujacej sie okolo 10 minut drogi od mojego domu. W seminarium i na Universytecie mialem dostep do wspaniale wyposazonych bibliotek. Moglem tam zajrzec do najnowszych czasopism i dosc dobrych ksiazek. Pracujac na misjach od wielu lat moglem poswiecic tylko niewiele czasu na ich czytanie. Mysle, ze obecnie po powrocie do pracy misyjnej bede mial lepiej zaplanowany czas i wiecej okazji do poglebiania swojej wiedzy intelektualnej i duchowej.

Innym wspanialym doswiadczeniem bylo spotkanie z ludzmi o innej kulturze i z innego kotynentu, chociaz moglem tams potkac ludzi niemalze z calego swiata. Rodowitych  Kanadyjczykow nie da sie porownac ani do Europejczykow, ani do Afrykanczykow. Mialem tam mozliwosci na praktyczna antropologie. Po kilku miesiacach zamieszkania na tym nowym dla mnie kontynencie nadal bardzo mocno pociaga mnie praca misyjna w Afryce. Ktos moglby zapytac co znajduje tak wspanilego tam gdzie pracuje w Zambii: nasi ludzie sa bardzo radosni i spontaniczni, sa bardzo otwarci i nie robia problemow tam gdzie ich niema, posiadaja niewiele, a sa tak szczesliwi jakby mieli bardzo duzo. Afrykanskie safari i klimat jest o wiele przyjemniejszy od zimnej pogody kanadyjskiej dochodzacej do minus 40 stopni i ponad. Ale i taka pogoda na krotki czas tez byla niezlym doswiadczeniem, a zwlaszcza jazda na motonartach. Rowniez Kanada jest piekna i lubia ja ludzie,ktorzy tam mieszkaja. W krotkim czasie mojego pobytu takze wsrod nich znalazlem fajnych przyjaciol.

Jednak nadal jestem bardzo szczesliwy w Zambii i lubie ludzi z ktorymi pracuje. Dlatego powrocilem tutaj, do mojej pracy misyjnej, do wspanialych ludzi, do pieknej natury z safari, niezapomnianego wedkowania w Zambezi i wielu innych cudownych przezyc.



Wielkanoc 2013

Picture


To zalezy…….

Kazdego dnia wielu ludzi wydaje rozne opinie na rozne tematy, ale zalezy kto to wypowiada, kiedy  mowi wazny polityk, czy biskup to kazde zdanie czy slowo bedzie analizowane czy powielane wielokrotnie, a jezeli ktos w sklepie kupujac pomidory powie cos madrego to kto sie tym bedzie przejmowac.
Kiedy nasza religia i Jezus jest krytykowany to jest niewielka reakcja, natomiast jezeli ktos skrytykuje inna religie to natymiast caly swiat o tym wie i na niego jest wydany wyrok smierci, zalezy kto jest krytykowany.
Male dzieci bawiac sie niejednokrotnie uderzaja sie w policzek i po chwili placzu wszystko zostaje zapomniane, a jezeli jakis znany aktor czy sportowiec  to uczyni jak chociazby pamietna glowka Zin Zidane popychajaca wloskiego zawodnika, to caly swiat o tym mowi i krytykowal to wydarzenie, to zlaezy kto to zrobi i w jakich okolicznosciach.
Co roku w Wielki Czwartek wileu kaplanow na calym swiecie myje stopy podczas tej uroczystosci, ja prawie dzisiec razy mialem uroczystosci Ostaniej Wieczerzy w wiezieniu i umywalem wiezniom nogi i byla to cicha uroczystosc, nikt o tym nie mowil, ale kiedy papiez poraz pierwszy myje nogi wiezniom to caly swiat o tym mowi i to pokazuje, to zalezy kto to robi.
Codziennie wielu ludzi ginie w wypadkach smochodowych czy innych i oni czesto pozostaja tylko liczba zabitych czy rannych, a jezli gina jakies bardzo znane osoby to wtedy nie mowi sie o liczbie, ale o straconych ludziach, to zlaezy kto umiera, ale zawsze to jest istota ludzka – czlowiek.
W roznych miejscach na calym swiecie i o kazdym czasie jakas kobieta zostaje zgwalcona, o jednych przypadkach nawet policja nie chce slyszec, a inne sytuacje szybko trawiaja do sadu i sa naswietlane w gazetach i wiadomosciach na calym swiecie, to zlaezy kto to jest, ale zawsze to jest kobieta.
Wielu ludzi ciagle umiera, jedni pozostaja bezimienni, ktos inny ciagle rozpamietywany, ale to zalezy kim byl I jak zyl, aby jego smierc miala ogromne znaczenie. Nelson Mandela ponownie ciezko chory w szpitalu a juz caly swiat mowi o tym.
Bog dal kazdemu czlowiekowi dar zycia, ktory moze byc wspaniale wykorzystany, albo tez zmarnowany, i teraz zalezy od niego co z nim zrobi.
To zalezy jak przezyjesz te Swieta, moze to byc zwykle obzarstwo, moze  to byc ogromnie zabiegany czas, a moze fantastyczny czas w ktorym twoja wiara w sens nowego zycia i Zmartwychwstania Chrystusa wzrosla nieporownywalnie do poprzednich Swiat Wielkanocnych.
Moje zyczenia tez moga byc roznie przyjmowane, jeni spojrza tylko na naglowek, inni nawet emaila nie otworza, a jeszcze inni znajda w nich chwile do refleksji, to zalezy kto je otworzy.
  Mimo wszystko zycze Ci, aby te Swieta Zmartwychwstania Pana byly wspniala okazja do wzmocnienia twojej wiary i zycia wieksza radoscia kazdego dnia.

O. Romek svd


Boże Narodzenie 2012

“Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” 


 Drodzy,

               Ten jubileuszowy list na Swieta Bozego Narodzenia poswiecam mojej 25 letniej pracy misyjno-kaplanskiej. Jest on dla mnie okazja do dziekczynienia Bogu i ludziom, jak tez ukazania kilku refleksji zwiazanych z moim zyciem i praca. W ciagu tych 25-ciu lat wielu ludzi spotkalem na mojej drodze, rowniez wile rzeczy wydarzylo sie, tych pozytywnych jak tez i tych mniej owocnych. Nie przejmujcie sie, nie bedzie to dluga i monotonna spowiedz. Bog powolal mnie do takiego wlasnie zycia, chociaz musze przyznac, ze dlugo nie zgadzalem sie na te propozycje, bo mialem inne plany. Bylem dobrze ustawionym w zyciu kolejarzem, sluzbe wojskowa mialem za soba, no i przyzenic sie tez moglem nie najgorzej. Jednak stalo sie inaczej za co jestem Bogu wdzieczny, ze mnie zwyklego chlopca z malej wioski nad Bugiem powolal do tak przepieknej pracy gloszenia Ewangelii innym narodom. Na mojej drodze rowniez postawil Was – moja rodzine i moich przyjaciol.

Misje byly dla mnie i nadal sa wielka przygoda. Poczatkowe moje wyobrazenie o pracy misyjnej roznilo sie od spotkanej rzeczywistosci. Kiedys myslalem, ze stane sie w 100 procentach Murzynem, utozsamie sie z tymi ludzmi i bede jednym z nich. Bede z nimi do smierci i tutaj tez zostane pochowany. Oczywiscie bylem swiadomy, ze taka przemiana jest niemozliwa na zewnatrz lecz napewno wewnatrz. Powoli doswiadczalem czegos innego. W wielu sytuacjach widzialem, ze oni nie oczekuja ode mnie, abym byl takim jak oni, ani tez nie jest to mozliwe. Zawsze byl szacunek, przyjazn, bycie prawie rodzina, ale nigdy rodzina. Nie chodzi tutaj o poslubienie zambijskiej kobiety. Pragnalem wejsc w ich zycie i byc jednym z nich. Nazywaja mnie Ojcem nie tylko ze wzgledu na forme uzywana przez Werbistow, ale chca abym byl ich ojcem duchowym. Niekiedy nazywaja mnie w liczbie mnogiej – ze jestem rodzicami dla nich. Kiedy wracam z wakacji mowia witamy w domu. Lubia kiedy ich dzieci bawia sie ze mna, sa swobodne. Bo w wielu rodzinach male dzieci straszy sie bialym. „Jak bedzisz niegrzeczny to bialy cie ukradnie i zabierze daleko stad, albo ze bialy ciebie zje...” i wiele innych. Dlatego kiedy znajde sie w miejscu gdzie mnie male dzieci nie znaja na moj widok przerazliwie placza i chowaja sie za plecami rodzicow. Dawniej chcialem pracowac w Afryce az do smierci i tutaj zostac pochowanym. Obenie jestem przygotowany na odejscie stad o kazdym czasie, rowniez jest mi obojetne czy bede pochowany w Zambii, w Polsce czy gdzies indziej. Taka przemiana jest zwiazana z jednej strony z podejsciem tych ludzi do bialego misjonarza. Z drugiej strony my jako misjonarze pochodzacy z Europy mamy w sobie cos, co nie pozwala nam przekroczyc pewnych barier. Dla mnie do dzisiaj pozostaje niezrozumiale jak mozna mowic „tak” a w zyciu robic calkowicie cos innego (obiecywac jakas prace, spotkanie, wziecie odpowiedzialnosci a pozniej tak jakby zadne zobowiazanie nie mialo miejsca). Ich punktualnosc z poprawka na dwa-trzy dni i nasza punktualnosc zgodna z zegarkiem nie latwe do przeskoczenia. Nasze zyciem z wielkimi planami na przyszlosc i ich liczace sie przede wszystkim dzisiaj. I tak moznaby wyliczac bardzo dlugo.

Obecnie po 25 latach pracy misyjnej jestem szczesliwy z tym co mnie spotyka w zyciu misyjnym i kocham tych ludzi takimi jakimi sa. Poprostu tutaj jest inny swiat, ktory takze jest piekny i wspanialy. Kilka tygodni temu byl u mnie siostrzeniec z kolega przez trzy tygodnie. Mieli okazje spotkac roznych ludzi i poznac wiele miejsc. Kiedy po powrocie do Polski opowiadaja o tym co tutaj przezyli na to ich znajomi mowia, ze to niemozliwe, to tak jakby na filmie. Oczywiscie nie da sie tego opisac to trzeba przezyc.

Teraz przytocze kilka istotnych momentow z tego innego swiata misyjnego. Nie bede tutaj wyliczac ile ludzi ochrzcilem, ile malzenstw poblogoslawilem, ile Mszy Swietych odprawilem czy kazan wyglosilem. Bo liczba samych Mszy Swietych bylaby zblizona do 10,000, czyli prawie taka jak odleglosc z Polski do Zambii w kilometrach. Nie oto tutaj chodzi. Tak jak Matka Teresa z Kalkuty powiedziala: „nie powolal mnie Pan do osiagania sukcesow, ale do bycia wiernym powolaniu”. Pewnie daleko mi do blogoslawionej juz Matki Teresy. Jednego jestem pewien, ze rowniez przeze mnie Jezus wiele zdzialal. Pewnie niekiedy popsulem jego plan dzialania, ale On potrafil ze zlych rzeczy wyprowadzic rzeczy dobre, i tego takze w swoim zyciu misyjnym doswiadczylem. Bo kto potrafi powiedziec na ile i jak dziala nasze Slowo Boze. Od ponad trzech lat pomagam w katedrze w Livingstonie. Glownie odprawiam Msze Swieta w kazda niedziele i glosze kazania. Ktos moglby powiedziec tylko tyle. Wielokrotnie zdarzalo sie mi zaraz po Mszy Swietej czy nieco pozniej, ze ktos mi powiedzial: „dziekuje Ojcze za twoja pomoc”. Kiedy zdziwiony patrzylem przez chwile, zaraz dodawal. „Twoja nauka bardzo mi pomogla”. Tak to Chrystus przemowil przeze mnie. Nieraz zastanawiam sie, czy to co robie jest tym do czego mnie Jezus powoalal? Czy nie powinienem juz byc jakims prowincjalem, wielkim przelozonym, czy nawet biskupem? Kiedy w maju tego roku odprawialem Msze Swieta jubileuszowa w katedrze wtedy postawiono mi pytanie: jakie sa moje dalsze plany?  A  miejscowy ksiadz, ktory wspolkoncelebrowal ze mna cicho podpowiadal, ze powinienem zostac biskupem. Szybko odpowiedzialem: po pierwsze to nie moje powolanie byc biskupem, a poza tym po co tracic czas na bycie biskupem, czy kardynalem, jak byc to tylko papiezem. Oczywiscie taka odpowiedz wywolalem ogolna radosc w kosciele. Patrzac na siebie jestem nadal przekonany, ze to co robie to jest akurat to do czego zostalem powolany, i wlasnie takimi a nie innymi darami zostalem obdarowany. Dziekuje Bogu za to co przeze mnie mogl zdzialac w ciagu tylu lat, za Jego ciagla opieke nade mna, bo wyraznie widzialem jak wiele razy moja przygoda misyjna na ziemi juz mogla zakonczyc sie, a jednak nadal trwa, bo ciagle mnie Pan potrzebuje.

 Jezus Chrystus pozostaje dla mnie ciagle taki sam, jak w roku swiecan tak i w roku jubileuszowym. Dlatego na obrazku primicyjnym i na obrazku jubileuszowym sa te same slowa: „Jezus Chrystus wczoraj i dzis, ten sam takze na wieki”. Ten sam Zbawiciel urodzil sie ponad 2000 lat temu w zlobku betlejemskim i ten sam Chrystus przychodzacy na oltarzu  w glebokim buszu w Zambii, czy wiezieniu otoczonym przestepcami.

Niechaj ten sam Chrystus kazdego dnia rodzi sie w waszych sercach.

O.Romek svd



Wielkanoc 2011

Ja jestem Drogą, Prawdą i Zyciem. Nikt nie moze przyjsc do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14,6)

Drodzy,

Zblizaja sie Swieta Zmartwychwstania Panskiego przypominajac nam o tym, ze mozemy zyc nadzieja zmartwychwstania, gdyz On umarl za nas i zmartwychwstal. Nasze zycie jest tylko wedrowka, ktora ktoregos dnia zakonczy sie. Idziemy droga na ktorej spotykamy roznych ludzi, rowniez zmierzajacych do celu. I wlasnie o drodze chcialbym Wam przeslac refleksje na czas Wielkanocny.

  Na świecie jest wiele dróg, ktoś powiedział, że jest tyle dróg ile jest ludzi, bo każdy z nas każdego dnia chodzi innymi drogami. Jednemu jest dane przejsc przez zycie bardzo sympatyczna droga, ktos inny musi ciagle przedzierac sie przez ostre skaly i zageszczone ciernie. Tak jak mowia wiele drog prowadzi do Rzymu. Jedne sa krotsze, inne dluzsze. Niektóre drogi w Zambii trudno nazwać drogami, bo na nich z trudnością na odcinku jednego kilometra można odnaleźć mała plamkę asfaltu. Zostaly one zbudowane ponad 50 lat temu i nigdy nie byly naprawiane, dlatego jest na nich mniej asfaltu niz innej nawierzchni. Doslownie dziura obok dziury. Czesto droga utworzona obok glownej drogi jest lepsza. Jak ktos popatrzy jak nasi kierowcy przejezdzaja ciagle z jednej strony drogi na druga moze pomyslec, ze juz od rana dobrze popijaja. Te dziury zmniejszaja liczbe wypadkow bo kierowcy nie moga za szybko jezdzic, ale tez wykanczaja szybko samochody. Kilka lat temu odwiedzil nas misjonarz z Brazylii. Pojechalismy odwiedzic inna parafie w Livingstonie. Do parafii jechalismy jedna droga, a powrocalismy inna.  W pewnym momencie on mnie zapytal:Romek a dlaczego my tak zmieniamy drogi... Szybko mu odpowiedzialem, ze jest gosciem honorowym i chce go wiesc najlepszymi drogami jakie mamy.

Na innych drogach są tak duże dziury, że w porze deszczowej przypływają małe rybki, więc można zrobić wędkowanie w ramach odpoczynku. Na frima odpowiedzialna za naprawe czesto trzeba dlugo czekac. Dlatego chlopcy z okolicznych wiosek sami zasypuje je piaskiem. Robia to tak, zeby nie zabraklo im pracy, wiec z rana dziury zasypuja, a po poludniu powoli odkopuja, aby przejezdzajacy kierowcy widzieli, ze ciagle cos robia i ofiarowli im mala sume pieniedzy o ktore oni natarczywie prosza.  Na jeszcze innych drogach w czasie deszczu zawalaja sie mosty lub woda przenosi je na inne miejsca. W pewnej miejscowosci, na malej rzece  zawalil sie most w czasie pory deszczowej, wiec ludzie byli zmuszeni przejezdzac przez plytka rzeke obok mostu. Wiekszosc samochodow grzezla w blocie, a na to tylko czekala grupa chlopakow. Wtedy chetnie pomagali wypychajac samochod wczesniej podajac warunki pomocy ile dolarow i samochod wypchany. Kiedy dojechalem do tego miejsca, najpierw sprawdzilem teren i rozne mozliwosci. Z malym rozpedem udalo sie mi przejechac. Byli niepocieszeni i mowili, ze tutaj kazdy samochod grzeznie i oni pomagaja za oplata. Mowie, ze przeciez mi nie pomagali. Odpowiadaja, ze jakis magic uzylem, bo to nie mozliwe. Ciezko im bylo to zaakceptowac. Na wiekszych rzekach sa promy, ktore takze nie zawsze dzialaja, albo sa malo efektywne, szczegolnie przy duzej ilosci samochodow. Dlatego ktos jedzie droga szybkim samochodem, a ktos inny tylko rowerem, i tak przy promie wspolnie sie spotkaja. I ten z rowerem wejdzie na prom tego samego dnia, a samochod bedzie musial poczekac kilka dni, bo tylko kilka samochodow moze przejechac na dobe. Bywa ze z jednej strony samochod czeka na przejazd 30 minut, a z drugiej duze traki musza nawet czekac ponad dwa tygodnie. Ta sama droga tylko w innym kierunku. Czesto trwa dosc mocna przepychanka przy wjezdzie na prom. Bylem swiadkiem jak jeden samochod zostal prawie zepchany do rzeki. Tak jak w wielu miejscach rowniez tutaj pieniadze moga skrocic droge z dwoch tygodni do dwoch godzin.

W Zambii droga do najpiekniejszego Narodowego Parku Luangwa jest pelna niespodzianek. Z drogi asfaltowej do Chipaty trzeba zjechac w droge zuzlowa, nastepnie piasczysta, ktora powoli przechodzi w blotnisa z coraz wiekszymi dziurami. Przychodzi chec zawrocenia i powrotu do Chipaty. Ale nagle w buszu pojawia sie droga asfaltowa, wtedy cala nadzieja odzywa. Niestety tylko na krotko, bo po 5 kilometrach asfalt sie konczy. Kolejne 20 kilometrow i ponownie asfalt, no to pewnie teraz doprowadzi on do celu ktos pomysli. Niestety ktos moze sie zawiesc, bo tym razem po 10 kilometrach ponownie pojawia sie blotko. Mozna sie zdenerwowac i pomyslec, ze ktos sobie zartuje. Ale ponownie pojawia sie asfalt, tym razem tylko na dwa kilometry i poraz ostatni. W Polsce ktos by powiedzial: no to rzeczywiscie zwineli asfalt.. Tutaj to raczej pieniadze na wybudowanie drogi ktos zwinal.

W Zambii tylko na glownych drogach sa kierunkowskazy. Jadac mniejszymi drogami czesto jestesmy na lasce ludzi tam mieszkajacych. Ale kiedy stajemy na rozdrozu drog to musimy wiedziec jak zapytac o droge. Bo ludzie sa raczej grzeczni i zawsze odpowiadaja, chociaz nie zawsze wiedza. Oni wskazuja kierunek,  a my odpowiadamy, ze wydaje sie nam, ze to w przeciwna strone. Wtedy oni  grzecznie zgadzaja sie z nami, co znaczy ze nie wiedza. Wtedy nalezy szukac innej osoby i pytac dalej. Dopiero kiedy po zaprzeczeniu,kiedy oni ponownie wskaza ten sam kierunek to znaczy ze wiedza.  Kiedy bylem jeszcze w seminarium jeden z naszych Ojcow profesorow dawal nam konkretne wskazowki misyjne i powiedzial: kiedy znajdziecie sie w obcym miescie i nie wiecie jak znalezc pewne miejsce to najlepiej zapytajcie dosc grubego pana albo pania. Oni sa zazwyczaj bardzo uprzejmi z natury i najprwadopodobniej wskaza wam droge. Ale jezeli nawet zdenerwuja sie i stana sie agresywni to i tak od nich bedziecie w stanie uciec...

Kiedy jade samochodem to najbardziej nie lubie znalezc sie w nocy w obcym miescie, w czasie duzego deszczu. Wtedy odnalezienie kierunku i drogi jest bardzo trudne. Kilka lat temu pojechalem do Cape Town w Republice Poludniowej Afryki, aby odwiedzic znajomego ksiedza. Byl wieczor, padal duzy deszcz i oczywiscie nie znalem tego miasta. Po dlugich poszukiwaniach znalazlem ulice, ale niestety numeru nie dalo sie odnalezc. Jezdzilem od jedneg konca ulicy do drugiego bezskutecznie.


 Nie mialem telefonu, ale z pewnego domu pozwolili mi zadzwonic do mojego znajomego. Umowilismy sie przy duzym sklepie, ktory juz zdazylem poznac. Po kilku minutach spotkalismy sie. I co sie okazalo, ta ulica konczyla sie w jednym miejscu, przecinalo ja kilka innych ulic i dalej byla druga czesc ulicy. Ale kto moze wpasc na taki pomysl.

Livingstone jest znany nie tylko ze wzgledu na bardzo popularne wodospady, ale takze dlatego, ze stad wyrusza najtanszy pociag na swiecie. Dlaczego? Placac tylko dwa dolary mozna podrozowac przez trzy dni, a czasami i dluzej. Odleglosc nie jest, az tak duza, bo tylko okolo 250 kilometrow. Pociag zawsze jedzie z grupa specializujaca sie w naprawie linii kolejowej. Rzeczywiscie sa to wielcy specialisci, Poniewaz podklady sa ulozone na miekkiej powierzchni i starych podkladach, dlatego czesto pociag wyjezdza z torow. Wtedy ci specialisci bez wiekszych maszyn potrafia sprowadzic pociag na tory. Czesto to zdarza sie kilka razy w czasie podrozy. Takze ten pociag jest atrakcja handlowa na przystankach kolejowych w roznych wioskach. Kiedy pociag wjezdza na stacje to juz miejscowi ludzie czekaja z towarem. Raczej pieniedzy nie uzywaja, dokonuje sie handel wymienny. Czas odjazdu pociagu zalezy od momentu zakonczenia trnasakcji handlowych. W porze deszczowej po drodze mozna nazbierac grzybow. A kiedy jest duza kolejka do ubikacji to da sie to zrobic na zewnatrz wysiadajac z pierwszego wagonu, a po zakonczeniu posiedzenia wsiadajac do ostatniego.

Moja najdluzsza droga w Zambii byla kiedy wiozlem kobiete prawie rodzaca z pewnej wioski do kliniki. Pojechalem tam na Msze Swieta i spotkanie z ludzmi. Niestey nie moglem zakonczyc spotkania,bo ludzie naciskali na mnie abym wyjezdzal jak najszybciej i zawiozl ja do najblizszej kliniki. Jak tylko moglem probowalem odmowic, ale niestety beskutecnie. Wyruszylem w droge z ta kobieta i mala

dziewczynka, ktora miala sie nia opiekowac. Po drodze modlilem sie jak nigdy wczesniej bardzo mocno, aby tylko nie rodzila. Minuty uplywaly a kobieta coraz glosniej krzyczala. Prosilem, aby robila wszystko i jeszcze chwilke wytrzymala. Minuty stawaly sie godzinami, a 20 kilometrow dla mnie trwalo dluzej niz przejazd 200 kilometrow. I udalo sie, dojechalem. Po krotkiej chwili szczesliwie urodzilo sie dziecko w klinice.

 Zmierzajac do celu nie mozna tracic nadziei. Pewnego dnia jechalem do nieznanej misji. Byla noc i bardzo zla droga, niewiele wiosek po drodze. Wedlug moich wiadomosci do misji bylo 90 kilometrow. Przejechalem ponad sto, a misji ciagle nie bylo. Czulem sie niepewnie. Kiedy dojechalem do najblizszej wioski to pytalem o droge, ludzie mowili, ze to dalej. Jak daleko nie potrafili powiedziec. Kolejne 20 kilometrow i nic. Zaczynalem watpic, czy ludzie przypadkiem mnie nie oszukuja. Jednak jechalem dalej. Kolejne 10 km i nic. Ponownie pytam i taka sama odpowiedz. W koncu dojechalem do misji, ktora znajdowala sie o 50 km dalej niz inni mi powiedzieli.

Na naszej drodze spotykamy roznych ludzi. Jedni wskazuja droge do celu, inni ciesza sie kiedy od niego oddalamy sie. Znane sa labirynty przez ktore najbezpieczniej przejsc z dobrym przewodnikiem. Niekiedy ktos zbyt pewny siebie sam wyrusza w droge i niestety szybko traci orientacje, dlugo prubuje roznych kierunkow i ostatecznie pada tracac wszystkie sily i nadzieje. Na poludniu Polski w gorach Stolowych sa Bledne skalki czyli miejsce w gorach z ogromna liczba sciezek. To miejsce mozna przejsc tylko z wlasciwym przewodnikiem. Tutaj pewni siebie

moga uslyszec o duzej liczbie wypadkow odnalezienia kogos po tygodniu, miesiacu, a nawet pozniej. Wtedy poslusznie ida za przewodnikiem.

Droga do Boga moze byc krotka  - ktos jako dziecko-mlodzieniec zna i kocha Boga i z nim zyje na codzien, a ktos inny latami bladzi, porusza sie po drogach, ktore nie prowadza do Boga, ale wprost przeciwnie od Niego oddalaja. Az pewnego dnia staje ktos, kto potrafi go przekonac do wlasciwej drogi staje sie dla niego drogowskazem. Na naszej drodze do zbawienia Bog robi wile krokow, wychodzi czlowiekowi na spotkanie, ale ten pierwszy krok musi byc zrobiony przez czlowieka.

 Jezeli wierzysz w Zmartwychwstanie to jestes na dobrej drodze do odnalezienia zycia wiecznego.

 

Radosnego Zmartwywstania w Panu zyczy

 

O.Romek svd

Boże narodzenie 2010


 Ktokolwiek pije tę wodę, znów będzie odczuwał pragnienie. Lecz kto będzie pił wodę, którą jam mu dam, nigdy już nie będzie pragnął. Woda, którą ode mnie otrzyma, stanie się w nim źródłem wody płynącej ku życiu wiecznemu (J4,13-14)

            Naturalnie każdy człowiek posiada pragnienie bycia z Bogiem. Jedni ludzie zabijają je szybko, inni nigdy jego nie rozwijają. Okres Bożego Narodzenia jest wspaniałą okazją do zaspokojenia tego pragnienia, jeżeli nie wchłonie nas świat komercji i zaspokajania tylko pragnień cielesnych. Również w Zambii już od początku października sklepy są udekorowane w pełni na święta, i kolędy są ciągle grane bez większego zastanowienia Czy nie moglibyśmy przywrócić prawdziwego znaczenia Świąt i odświeżenia pragnienia na Chrystusa, który jest źródłem życia wiecznego. Podobnie jak każda rzeka jest najczyściejsza u źródła, a coraz dalej jest bardziej zanieczyszczona. Pewnego dnia udało się  mi dotrzeć do źródła Zambezi. Był to mały strumień czystej, wytryskującej z ziemi wody. Pewnie już zauważyliście, że w tym roku moje refleksje będą na temat wody. Czy jesteście spragnieni?

Woda daje nam pożywienie, albo my możemy się stać pożywieniem dla innych. W Zambii wiele wiosek jest położonych w pobliżu rzek. Ludzie organizują małe farmy i łapią ryby, robiąc właściwy użytek z wody. Niestety są też wioski, gdzie zazdrość dominuje, ludzie niczego nie uprawiają, gdyż później byliby zmuszeni do podzielenia się z tymi, którym nie chciało się nic robić, jak też nigdy nie nauczyli się połowu ryb. Ktoś może powiedzieć cierpią na własne życzenie, będąc tuż u źródła. Gdybym policzył ile ryb złapałem w Afryce i jak bardzo pomogły mi one w obniżeniu codziennych wydatków to naprawdę bardzo dużo.

Według obecnych światowych dyskusji na temat ocieplenia poziom wody w naszych rzekach powinien się obniżać, natomiast doświadczamy czegoś przeciwnego, pora zimna staje się zimniejsza i dłuższa, jedna z rzek dawno wyschnięta w Botswanie od kilku lat przybywa jej mała ilość wody, więc która teoria jest prawdziwa?

Pływanie tutaj jest możliwe wszędzie, tylko w niektórych miejscach można pływać tylko raz w życiu. Jeden z naszych misjonarzy widział program w TV na temat zachowania dzikich zwierząt i dowiedział się, że krokodyl normalnie atakuje po 6 minutach. Zaproponowałem mu, abyśmy poszli nad rzekę, gdzie jest sporo krokodyli i niechaj tam popływa tylko przez minutę. Przestraszył się na dobre. Pewnego razu dwaj złodzieje z sąsiedniego kraju przeprawili się kajakiem, aby okraść wielki hotel w Botswanie. Dość szybko zauważono ich w hotelu, zaczęli uciekać w kierunku kajaka. Pierwszy biegał szybciej, wskoczył do kajaka i odpłynął, zostawiając swojego wspólnika. Drugi złodziej wskoczył do rzeki idąc coraz dalej. Kiedy ludzie z hotelu przybyli, doradzali mu, aby wyszedł z wody, bo zginie od krokodyli, nawet mu obiecywali, że nie zostanie ukarany. W trakcie rozmowy duży krokodyl podpłynął i go zaatakował, jego ciało nigdy nie zostało znalezione.

W niektórych miejscach ludzie wierzą, że czarownicy potrafią zaczarować krokodyli, a ci wyniosą posłusznie ciało zmarłego na brzeg i powrócą do rzeki. Ja nigdy tego nie widziałem. Zazwyczaj udaję się na wakacje do Polski  w czasie lata, kiedy jest gorąco i woda wspaniała do kąpieli. Przez pierwsze kilka dni zanim wejdę do wody mam odczucie, że tam może być krokodyl, albo hipopotam.

Kiedy kilka lat temu ktoś mi powiedział, że słonie rozmnażają się w wodzie to śmiałem się z niego mówiąc, że pomylił je z krokodylami, albo żabami. W tym roku pewnego dnia jadąc wzdłuż rzeki zauważyłem coś niezwykłego. To była prawda, słonie szalały w rzece na całego. Normalnie słoń jest cięższy od słonicy o tonę, albo dwie, i woda pomaga im wyrównać tą różnicę.

Jezus chodził po wodzie i zaprosił Piotra, aby uczynił to samo, z powodu słabej wiary nie utrzymał się długo na wodzie. Dzisiaj ludzie wynajdują różnego rodzaju łodzie i podobne do łodzi urządzenia, które pozwalają im utrzymać się na powierzchni wody. Nikomu jednak nie udało się naśladować styl Jezusa. Kiedy nasi studenci z Indonezji po raz pierwszy byli w Polsce w zimie, podziwiali zamarznięte rzeki i powiedzieli: teraz rozumiemy jak Jezus mógł chodzić po wodzie.

Także złodzieje wykorzystują wodę do kradzieży. Pewnego dnia kiedy szedłem na ryby przechodziłem obok ludzi odpoczywających przy rzece. Nieco później łapiąc ryby zauważyłem mężczyznę szybko biegnącego w moim kierunku. Pytam co się stało. Szybka odpowiedź: bawół goni i skoczył do strumienia wody pełnego krokodyli. Pomyślałem sobie jaki głupek ucieka od bawołu prosto do paszczy krokodyli. Kiedy patrzyłem na które drzewo by uciec od bawołu nadbiegło dwóch mężczyzn. Pytam czy bawół daleko. Mówią, że to nie bawół tylko gonią złodzieja, który ukradł im portfel i telefony. Wskazałem im kierunek w którym złodziej pobiegł. Naturalnie w pierwszą noc kiedy deszcz spada ludzie śpią bardzo twardo, co wykorzystują złodziej i dużo rzeczy wtedy ginie.

Kiedy dwa miesiące temu odwiedził mnie mój brat i wybraliśmy się wspólnie na ryby, przechodziliśmy przez płytką wodę wielokrotnie, nasza woda do picia skończyła się, wtedy on zauważył, że tutaj chodzimy po wodzie, a prawie umieramy z pragnienia. Oczywiście można napić się tej wody, ale później różne choroby mogą się pojawić: ameba, cholera, biegunka i inne. Dlatego ja kiedy jeżdżę do wiosek to mówię ludziom otwarcie, że wszystko to co oni jedzą ja też mogę jeść, ale co do wody to mogę pić tylko wodę przegotowaną, którą normalnie wożę ze sobą. Pewien młody misjonarz wybrał się tutaj na przejażdżkę rowerową w porze gorącej. Podróż w jedną stronę, odbył bez problemów, w drodze powrotnej coraz bardziej czuł pragnienie, a jako niedoświadczony misjonarz nie zabrał wody ze sobą, przejeżdżał obok różnych strumieni, i pokusa napicia się była coraz większa. W końcu skusił się i napił się wody obok drogi. Kilka miesięcy później jego wątroba  była zaatakowan


 Normalnie stojąca woda tutaj zawiera dużo różnych zarazek. Pewnego razu moi znajomi kąpali się w takim źródełku, po dwóch tygodniach w ich ciele było sporo robaków. Leczenie było długie i bolesne. W niektórych miejscach założone ubranie po wypraniu bez prasowania także może przekazać robaczki, więc nie jesteśmy tutaj sami, ciągle ktoś nam towarzyszy..  Także stojąca woda jest wspaniałym miejscem do rozmnażania się komarów i hałaśliwych żab. Dlatego musimy bronić się przed komarami i malarią, a także przeganiać żaby, które nie pozwalają zasnąć. Robi to wspaniale nasz brat z Indonezji.Woda jest niezastąpiona w życiu człowieka. Wielu ludzi na świecie jednak tego nie docenia. Ludzie w wielu wioskach w Zambii mają problemy, aby  zdobyć wodę do picia. Studnie głębinowe są tylko w niektórych miejscach, niekiedy muszą iść po wodę nawet do 10km. W innych miejscach kopią płytkie studnie, gdzie mają wodę raczej niebezpieczną do spożycia.

Kiedy ktoś jest nowy w Afryce-Zambi to trudno mu uwierzyć, że tutaj od Marca do Października może nie spaść ani kropla deszczu. W niektórych krajach są dwie pory deszczowe, jedna zaczyna się w czerwcu, a druga w październiku. Niekiedy wydaje się deszcz ma za chwilę spaść, ale ta chwila może ciągnąć się nawet miesiąc. Potrzebny jest solidny deszcz, aby popękana ziemia mogła zatętnić życiem na nowo. Czasami mamy bardzo silny deszcz, że nawet nie można jechać samochodem, albo będzie grad, który wybija szyby i robi dziury w samochodzie. Także w czasie silnego deszczu niektóre domy upadają. Po pierwszym deszczu ludzie zaczynają uprawę roli. Jeżeli po 2-3 tygodniach nie ma kolejnego deszczu, a po nim kolejnych dwóch to cała uprawa jest na nic. Na system nawadniający mogą pozwolić sobie tylko bogaci.  Deszcz ma niesamowitą siłę, nawet pustynia zmienia się w teren zielony.

Livingstone na ogół kojarzy się z jednym z najcudowniejszych miejsc na świecie -wodospadami Victoria. Ale nie jest to cudowne miejsce dla każdego. Niektórzy ludzie mieszkający w Livingstonie, 10km od wodospadów nigdy tam nie byli. Zapytani dlaczego, odpowiadają a po co, przecież wody mamy wystarczająco tutaj. Jednak ludzie z całego świata przyjeżdżają tutaj, aby poczuć piękno wodospadów, doświadczyć fantastyczną rzekę Zambezi wraz ze spływami po niej, i wiele innych atrakcji. Również Was zapraszam do odwiedzenia tego wspaniałego miejsca, a szczególnie kiedy mieszkam bardzo blisko od niego.

         Mam nadzieje, że te refleksje pomogą Wam wspaniale przeżyć Święta Bożego Narodzenia i przybliżyć się do źródła Wody Żywej w Chrystusie.

W pamięci modlitewnej

O.Romek svd


Powered by Create your own unique website with customizable templates.